ROZDZIAŁ 4
Nie mogłam zmrużyć oka. Całą noc wierciłam się w łóżku,
myśląc o Lei. Biedna. Ciągle czuję się winna. Nie powinnam jej zostawiać na tej
imprezie. Od mojej rozmowy z Lukiem minęły dopiero dwie godziny, a nadal jestem
zszokowana. Dowiedziałam się tylko, że oboje są w stabilnym stanie oraz że
zabrali ich do szpitala na przymusowe badania. Mike miał coś z ręką, ale
bardziej martwiło mnie to, że u Lei mogło dojść do wstrząsu mózgu. Leżałam pod kołdrą przez następne dwie godziny. Tak bardzo chciałabym znaleźć się teraz w
szpitalu i wesprzeć Leę. Choć mało czasu spędziłyśmy razem, naprawdę ją
polubiłam. Nie chciałam jej zostawić w ciężkiej sytuacji. Nie wiem dlaczego,
ale czuję, że ona by mi pomogła. Po mimo tej krótkiej znajomości. Z samego rana
postanowiłam ją odwiedzić. Mama zgodziła się mnie podwieźć. Gdy zjadłyśmy
szybkie śniadanie, zadzwoniła ona do szkoły i zwolniła mnie z
dzisiejszych lekcji. To przecież była sytuacja awaryjna. Obiecałam, że wszystko
nadrobię i że nie ma powodów do obaw. Wsiadając do auta, ostatni raz przejrzałam
się w szybie pojazdu. Miałam na sobie wczorajsze jeansy, czarną, luźną bluzę,
zakładaną przez głowę i krótkie conversy. Włosy przed wyjściem spryskałam
suchym szamponem i nawet nie trudziłam się z ich związaniem. Nie było na to
czasu. Wczorajszy makijaż nie do końca się zmył. Jednym słowem wyglądałam
tragicznie. Gdy dojechaliśmy na miejsce, ucałowałam mamę i szybko pobiegłam do
dużego, niebiesko-białego budynku. Mijałam mnóstwo sal, długo wchodziłam po
schodach. W końcu trafiłam na właściwy oddział. Skierowałam się do sali 237,
czyli tej, o którym wspominał Luke, podczas naszej wcześniej odbytej rozmowy. W oddali, na samym
końcu długiego korytarza, ujrzałam kogoś. Siedział na krześle przy drzwiach do
jakiegoś pomieszczenia. Podchodząc bliżej ujrzałam blond czuprynę. Oczy
chłopaka były zamknięte. Ciężko oddychał, a jego głowa była podparta na ręce.
Luke był ubrany w to samo co wczoraj, więc wnioskuję, że siedział tu przez całą
noc. Cóż za bohater! Gdyby nie ta cholerna impreza, do niczego takiego by nie
doszło. Poirytowana podeszłam do niego i szturchnęłam jego rękę, tak, że głowa
nagle opadła, powodując przebudzenie blondyna.
- Co do chole.. – odezwał się zmieszany.
- Oh, wreszcie się obudziłeś – przerwałam mu i przesadnie
westchnęłam.
- Alex, dobrze, że jesteś – uśmiechnął się blado.
- Nie byłoby mnie tu, gdyby nie ten cholerny wypadek. Jak do
tego doszło?! – krzyknęłam.
- Spokojnie, jest w porządku, nic im nie jest – powiedział wstając
i podchodząc w moim kierunku. - Proszę nie denerwuj się – odparł i złapał mnie
za ramiona. To niby miało mnie pocieszyć?! Odepchnęłam go i warknęłam:
- Zostaw mnie! To wszystko to twoja wina. A i gdzie jest tak
właściwie Calum, hę? Zostawiłeś go na tej imprezie? Może też miał sobie sam
wrócić autem i spowodować kolejny wypadek? Wiesz, że oni mogli zginąć?! –
ostatnie zdanie powiedział najgłośniej.
- Błagam, przymknijcie się – odparł Calum, który wyłonił się
z korytarza. Miał na sobie czarne okulary przeciwsłoneczne i skórzaną
kurtkę.
- O wreszcie nasz królewicz się znalazł! Co, pozostałości po
wczorajszej zabawie cie męczą? – wskazałam na jego okulary, wcale nie ściszając
głosu. Zrobił kwaśną minę.
- Boże, Alex! Ale ty masz donośny głos! – syknął w moim
kierunku. Zamurowało mnie. Czemu on się tak zachowuje? Czy oni nie rozumieją powagi
sytuacji?!
- A ty pustą głowę! – warknęłam, na co przyjaciel (no chyba
przyjaciel), spiorunował mnie wzrokiem. – Dobra, koniec tego przedstawienia.
Powie mi ktoś wreszcie coś więcej? Co z nimi? – dodałam, uspokajając się
trochę.
- Lea miała wstrząs mózgu. To pewne. Ale teraz nic jej nie
jest. Śpi – powiedział Luke, wskazując na szybę, za którą ujrzałam pokój. Na
samym środku stało łóżko, a na nim leżała Lea. Ciemne włosy wyraźnie rzucały
się w oczy na jasnej pościeli. Odetchnęłam z ulgą.
- A co z kierowcą? Michaelem, tak? – spytałam na co oboje przytaknęli.
- Wypisali go dziś rano. Ma złamaną rękę. Chwile temu
mijałem się z nim przy wejściu – tym razem wtrącił się Calum.
- Co?! – pisnęłam. On sobie bezkarnie idzie do domu, a
moja przyjaciółka musi cierpieć? Głównie z jego winy?! To chyba jakiś żart.
- No tak. Jego wujek po niego przyszedł – odparł obojętnie
brunet.
- Czyli on wraca do domu, a Lea, poszkodowana, przez tego
typa, ma leżeć w szpitalu?! – odburknęłam.
- Tak jakby, ale.. – powiedział blondyn.
- Tu nie ma żadnego „ale”! Czy ją chociaż odwiedził?
Zainteresował się, jak się czuje? Spowodował tyle nieszczęścia i zostawił to od tak? – odparłam mierząc chłopaków wzrokiem.
- Przecież to nie jego wina. Lea nie musiała wsiadać do tego
auta – odburknął Calum w moim kierunku. Luke zmierzył go wściekłym wzrokiem.
- Wiecie co. Wszyscy trzej jesteście siebie warci! – krzyknęłam
i nie chcąc już robić zamieszania, weszłam do pokoju, w którym leżała Whitman. Lekko trzasnęłam drzwiami i usiadłam na krześle przy
Lei. Miałam nadzieję, że jej nie obudziłam. Gdy się odwróciłam, ujrzałam blondyna,
który zwracał się do Caluma. Z ruchów jego warg odczytałam następujące zdanie: „Mogłeś sobie darować”. Brunet pokręcił
przecząco głową i odszedł. Luke ruszył w jego kierunku. Odwróciłam się w stronę
koleżanki i delikatnie podniosłam jej rękę. Uścisnęłam ją na co dziewczyna
otworzyła oczy. Popatrzyła na mnie i lekko się uśmiechnęła.
- Przepraszam, nie chciałam
cie obudzić – odparłam półszeptem.
- Nic nie szkodzi. I tak już
nie śpię. Jakiś rezultat z tej zawziętej kłótni? Serio masz donośny głos –
zaśmiała się.
- Przepraszam – czerwień wylała
się na moje policzki.
- Spokojnie. Tak więc, co cie
sprowadza w moje przepiękne progi? – spytała cicho i rozejrzała się dokoła.
Obie wybuchłyśmy śmiechem. Dobrze, że pomimo tylu okropnych wydarzeń ma dobry humor.
- Chciałam sprawdzić jak się
czujesz – nadal trzymałam jej rękę. Odwzajemniła uścisk.
- W porządku. A wiesz co z Michaelem?
– na jej twarzy było wypisane zmartwienie. Opowiedziałam jej wszystko. Widać,
że trochę uspokoiłam dziewczynę. Ulżyło jej. Po chwili Lea zaczęła:
- Niewiele pamiętam z
wczoraj. Szukałam cie. Myślałam, że mnie zostawiłaś. Potem przypomniałam sobie,
o tym jak wspominałaś, że wracasz do domu. Byłam pijana. Chciałam już wracać.
Miałam na celu zamówić taksówkę, bo sama nie byłam w stanie prowadzić. Wtedy
złapał mnie Mike i zapytał czy mnie podwieźć. Wydawał się całkiem trzeźwy. Nie
myślałam racjonalnie, więc wsiadłam do tego auta. Potem już tylko pustka. Nie
pamiętam wypadku. Musiałam być mocno schlana – odparła ze smutkiem.
- Przepraszam, nie powinnam
cie zostawiać – powiedziałam cicho i poczułam wzbierającą się gulę w gardle.
- To nie twoja wina kochanie.
Ważne, że jesteś tutaj ze mną, teraz – uśmiechnęła się. Odwzajemniłam jej gest.
Rozmawiałyśmy przez dobrą godzinę, może nawet i dwie. Czas tak szybko leciał.
Nim się obejrzałam, brunetka zasnęła. Również czułam się senna. Nie spałam
całą noc. Oparłam głowę o ścianę i przymknęłam oczy. W mojej głowie kłębiło się
tyle myśli. Postanowiłam je wszystkie od siebie odciąć. Zanim spostrzegłam,
przysłowiowo urwał mi się film i również odpłynęłam w krainę snów.
***
[Perspektywa Luka]
Wyszliśmy z Calumem na fajkę.
Dobrze, że zostało mu jeszcze pare z imprezy. Oboje byliśmy zestresowani, więc
używka trochę pomogła nam się uspokoić. Gdy wróciliśmy pod salę 237, Lea i Alex
spały. Cicho weszliśmy do pomieszczenia i staliśmy tam przez chwilę. Ciszę
przerwał nagły dźwięk telefonu mojego przyjaciela. Spiorunowałem go wzrokiem, a
on szybko wyjął telefon z tylnej kieszeni spodni. Odebrał go, ale zaczął
rozmowę, gdy przekroczył próg pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi. Zostałem
sam w szpitalnym pokoju. Usłyszałem tylko jak Alex zadrżała, ale na szczęście się
nie obudziła. Szybko zamknąłem okno. Wziąłem koc z łóżka Whitman i podszedłem w
stronę blondynki, która spała na krześle. Przykryłem jej nogi miękkim materiałem i
przykucnąłem przy niej. Wyglądała tak niewinnie. Uśmiechnąłem się,
przypominając sobie, jak mocna jest w słowach. Lubi dominować, zawsze musi mieć
rację. Czasami ją miała. Zwłaszcza jak mówiła, że to moja wina. Nie powinienem był namawiać Caluma na tą
imprezę. Byli umówieni. Źle zrobiłem. Źle, że stoję im na przeszkodzie. Na
przeszkodzie ich przyjaźni. Odgarnąłem kosmyki jej jasnych włosów za ucho. Powoli
wstałem. Odwracając się zauważyłem Caluma, stojącego za szybą, na korytarzu.
Nadal miał telefon przy uchu, ale jego wzrok był skierowany prosto na mnie. A
raczej jego wściekły wzrok. Spiorunował mnie kilkakrotnie tym spojrzeniem i
wyszedł. Wyszedł ze szpitala. Cholera.
***
[Perspektywa Caluma]
Skończyłem rozmowę z matką i
szybko wyszedłem z tego pieprzonego szpitala. Luke, ten dupek, zaczyna się coś
za dobrze dogadywać z Alex. Moją Alex. Znaczy moją przyjaciółką. O ile się
jeszcze kiedykolwiek do mnie odezwie. Muszę jej jakoś to całe gówno
wynagrodzić. Nie wiem jak, ale zrobię wszystko by to naprawić. Tyle lat
znajomości! Musimy się wreszcie ogarnąć. Znaczy ja muszę. Ona nadal jest tą
samą, cudowną osobą. Gdy mijałem szpitalny parking, usłyszałem czyjś znajomy
głos. Ktoś mnie woła. Gwałtownie się odwróciłem i ujrzałem (jak na moje zajebiste
szczęście) matkę Alex.
- Witaj Calumie! –
powiedziała jeszcze raz, gdy do niej podszedłem. Uśmiechnąłem się
sztucznie.
- Dzień dobry pani Williams –
odparłem, siląc się na grzeczny ton.
- Jak ja cie dawno nie
widziałam. Tak bardzo wyrosłeś! Co słychać u twojej mamy? – zapytała z
uśmiechem.
- Wszystko dobrze. Ostatnio
przeniosła się do innego szpitala. Teraz jest pielęgniarką na większym
oddziale.
- Naprawdę? Ile czasu minęło odkąd ją widziałam? Musimy się kiedyś… - zamyśliła się na chwilkę. – Wiesz co!
Wpadnijcie z mamą jutro do nas na obiad! Razem z mężem serdecznie zapraszamy –
odparła uradowana. Nie wiedziałem jak jej odmówić. Przecież Alex mnie zabije,
jak pojawię się w jej domu. Po pierwsze to ona mnie nawet do niego nie wpuści.
Za bardzo nabroiłem.
- Nie jestem pewny, czy mama
ma jutro czas – skłamałem i udałem zasmuconego.
- Masz racje – uśmiechnąłem się
w duchu. Zadziałało. – Najpierw do niej zadzwonię. Na pewno znajdzie trochę
czasu dla starych znajomy. Miło mi, że wpadniesz razem z nią. Alex się
ucieszy! – krzyknęła, pożegnała się i odeszła. Zamurowało mnie. No ja nie wątpię.
Alex na pewno się ucieszy. Cholera. Teraz to się wpakowałem.
Jeśli przeczytałeś rozdział, proszę, zostaw po sobie komentarz. To wiele dla nas znaczy i zachęca do dalszego pisania. Nie wspominając o uśmiechu na naszych twarzach ;)
Jeśli przeczytałeś rozdział, proszę, zostaw po sobie komentarz. To wiele dla nas znaczy i zachęca do dalszego pisania. Nie wspominając o uśmiechu na naszych twarzach ;)
@TheBeatlesTime
Jestem na jedno wielkie TAK, Alex dobrze zrobiła wrzeszcząc na nich i widzę że tak jak ja ma dużo decybeli :P, Luke hmm coś mi się święci na romans hahah, a Calum to Calum jego nikt nie zrozumie hahah ale Mama Alex ślicznie go załatwiła hahha :P Do następnego, który mam nadzieję pojawi się szybko ;*
OdpowiedzUsuńAlex dobrze im powiedziałaś :D ♥
OdpowiedzUsuńresztę przeczytam później bo mam chce na kompa ;c
Ah ta Alex, dobrze postąpiła. Zastanawiam się czy kiedyś będzie z Calumem czy Lukiem :D I ciekawe co będzie się działo na najbliższym obiedzie. Pozdrawiam ♥
OdpowiedzUsuń@arcticcmrs
Oby między Calumem i Alex było już wszstko dobrze.
OdpowiedzUsuńAlex mogła trochę powstrzymac sie z krzykami i oskarzeniami, ale to tylko moje zdanie...
Ciekawi mnie tez to co wydarzy się miedzy Alex a Lukiem
@xiluvmyharryx
Ehh ten kłamczuch Cal <3 jest normalnie super *•* podoba mi się twój tok pisania... życzę sukcesów xx
OdpowiedzUsuń