wtorek, 1 lipca 2014

Czwarty

ROZDZIAŁ 4

Nie mogłam zmrużyć oka. Całą noc wierciłam się w łóżku, myśląc o Lei. Biedna. Ciągle czuję się winna. Nie powinnam jej zostawiać na tej imprezie. Od mojej rozmowy z Lukiem minęły dopiero dwie godziny, a nadal jestem zszokowana. Dowiedziałam się tylko, że oboje są w stabilnym stanie oraz że zabrali ich do szpitala na przymusowe badania. Mike miał coś z ręką, ale bardziej martwiło mnie to, że u Lei mogło dojść do wstrząsu mózgu. Leżałam pod kołdrą przez następne dwie godziny. Tak bardzo chciałabym znaleźć się teraz w szpitalu i wesprzeć Leę. Choć mało czasu spędziłyśmy razem, naprawdę ją polubiłam. Nie chciałam jej zostawić w ciężkiej sytuacji. Nie wiem dlaczego, ale czuję, że ona by mi pomogła. Po mimo tej krótkiej znajomości. Z samego rana postanowiłam ją odwiedzić. Mama zgodziła się mnie podwieźć. Gdy zjadłyśmy szybkie śniadanie, zadzwoniła ona do szkoły i zwolniła mnie z dzisiejszych lekcji. To przecież była sytuacja awaryjna. Obiecałam, że wszystko nadrobię i że nie ma powodów do obaw. Wsiadając do auta, ostatni raz przejrzałam się w szybie pojazdu. Miałam na sobie wczorajsze jeansy, czarną, luźną bluzę, zakładaną przez głowę i krótkie conversy. Włosy przed wyjściem spryskałam suchym szamponem i nawet nie trudziłam się z ich związaniem. Nie było na to czasu. Wczorajszy makijaż nie do końca się zmył. Jednym słowem wyglądałam tragicznie. Gdy dojechaliśmy na miejsce, ucałowałam mamę i szybko pobiegłam do dużego, niebiesko-białego budynku. Mijałam mnóstwo sal, długo wchodziłam po schodach. W końcu trafiłam na właściwy oddział. Skierowałam się do sali 237, czyli tej, o którym wspominał Luke, podczas naszej wcześniej odbytej rozmowy. W oddali, na samym końcu długiego korytarza, ujrzałam kogoś. Siedział na krześle przy drzwiach do jakiegoś pomieszczenia. Podchodząc bliżej ujrzałam blond czuprynę. Oczy chłopaka były zamknięte. Ciężko oddychał, a jego głowa była podparta na ręce. Luke był ubrany w to samo co wczoraj, więc wnioskuję, że siedział tu przez całą noc. Cóż za bohater! Gdyby nie ta cholerna impreza, do niczego takiego by nie doszło. Poirytowana podeszłam do niego i szturchnęłam jego rękę, tak, że głowa nagle opadła, powodując przebudzenie blondyna.

- Co do chole.. – odezwał się zmieszany.

- Oh, wreszcie się obudziłeś – przerwałam mu i przesadnie westchnęłam.

- Alex, dobrze, że jesteś – uśmiechnął się blado.

- Nie byłoby mnie tu, gdyby nie ten cholerny wypadek. Jak do tego doszło?! – krzyknęłam.

- Spokojnie, jest w porządku, nic im nie jest – powiedział wstając i podchodząc w moim kierunku. - Proszę nie denerwuj się – odparł i złapał mnie za ramiona. To niby miało mnie pocieszyć?! Odepchnęłam go i warknęłam:

- Zostaw mnie! To wszystko to twoja wina. A i gdzie jest tak właściwie Calum, hę? Zostawiłeś go na tej imprezie? Może też miał sobie sam wrócić autem i spowodować kolejny wypadek? Wiesz, że oni mogli zginąć?! – ostatnie zdanie powiedział najgłośniej.

- Błagam, przymknijcie się – odparł Calum, który wyłonił się z korytarza. Miał na sobie czarne okulary przeciwsłoneczne i skórzaną kurtkę.

- O wreszcie nasz królewicz się znalazł! Co, pozostałości po wczorajszej zabawie cie męczą? – wskazałam na jego okulary, wcale nie ściszając głosu. Zrobił kwaśną minę.

- Boże, Alex! Ale ty masz donośny głos! – syknął w moim kierunku. Zamurowało mnie. Czemu on się tak zachowuje? Czy oni nie rozumieją powagi sytuacji?!

- A ty pustą głowę! – warknęłam, na co przyjaciel (no chyba przyjaciel), spiorunował mnie wzrokiem. – Dobra, koniec tego przedstawienia. Powie mi ktoś wreszcie coś więcej? Co z nimi? – dodałam, uspokajając się trochę.

- Lea miała wstrząs mózgu. To pewne. Ale teraz nic jej nie jest. Śpi – powiedział Luke, wskazując na szybę, za którą ujrzałam pokój. Na samym środku stało łóżko, a na nim leżała Lea. Ciemne włosy wyraźnie rzucały się w oczy na jasnej pościeli. Odetchnęłam z ulgą.

- A co z kierowcą? Michaelem, tak? – spytałam na co oboje przytaknęli.

- Wypisali go dziś rano. Ma złamaną rękę. Chwile temu mijałem się z nim przy wejściu – tym razem wtrącił się Calum.

- Co?! – pisnęłam. On sobie bezkarnie idzie do domu, a moja przyjaciółka musi cierpieć? Głównie z jego winy?! To chyba jakiś żart.

- No tak. Jego wujek po niego przyszedł – odparł obojętnie brunet.

- Czyli on wraca do domu, a Lea, poszkodowana, przez tego typa, ma leżeć w szpitalu?! – odburknęłam.

- Tak jakby, ale.. – powiedział blondyn.

- Tu nie ma żadnego „ale”! Czy ją chociaż odwiedził? Zainteresował się, jak się czuje? Spowodował tyle nieszczęścia i zostawił to od tak? – odparłam mierząc chłopaków wzrokiem.

- Przecież to nie jego wina. Lea nie musiała wsiadać do tego auta – odburknął Calum w moim kierunku. Luke zmierzył go wściekłym wzrokiem.

- Wiecie co. Wszyscy trzej jesteście siebie warci! – krzyknęłam i nie chcąc już robić zamieszania, weszłam do pokoju, w którym leżała Whitman. Lekko trzasnęłam drzwiami i usiadłam na krześle przy Lei. Miałam nadzieję, że jej nie obudziłam. Gdy się odwróciłam, ujrzałam blondyna, który zwracał się do Caluma. Z ruchów jego warg odczytałam następujące zdanie: „Mogłeś sobie darować”. Brunet pokręcił przecząco głową i odszedł. Luke ruszył w jego kierunku. Odwróciłam się w stronę koleżanki i delikatnie podniosłam jej rękę. Uścisnęłam ją na co dziewczyna otworzyła oczy. Popatrzyła na mnie i lekko się uśmiechnęła.

- Przepraszam, nie chciałam cie obudzić – odparłam półszeptem.

- Nic nie szkodzi. I tak już nie śpię. Jakiś rezultat z tej zawziętej kłótni? Serio masz donośny głos – zaśmiała się.

- Przepraszam – czerwień wylała się na moje policzki.

- Spokojnie. Tak więc, co cie sprowadza w moje przepiękne progi? – spytała cicho i rozejrzała się dokoła. Obie wybuchłyśmy śmiechem. Dobrze, że pomimo tylu okropnych wydarzeń ma dobry humor.

- Chciałam sprawdzić jak się czujesz – nadal trzymałam jej rękę. Odwzajemniła uścisk.

- W porządku. A wiesz co z Michaelem? – na jej twarzy było wypisane zmartwienie. Opowiedziałam jej wszystko. Widać, że trochę uspokoiłam dziewczynę. Ulżyło jej. Po chwili Lea zaczęła:

- Niewiele pamiętam z wczoraj. Szukałam cie. Myślałam, że mnie zostawiłaś. Potem przypomniałam sobie, o tym jak wspominałaś, że wracasz do domu. Byłam pijana. Chciałam już wracać. Miałam na celu zamówić taksówkę, bo sama nie byłam w stanie prowadzić. Wtedy złapał mnie Mike i zapytał czy mnie podwieźć. Wydawał się całkiem trzeźwy. Nie myślałam racjonalnie, więc wsiadłam do tego auta. Potem już tylko pustka. Nie pamiętam wypadku. Musiałam być mocno schlana – odparła ze smutkiem.

- Przepraszam, nie powinnam cie zostawiać – powiedziałam cicho i poczułam wzbierającą się gulę w gardle.

- To nie twoja wina kochanie. Ważne, że jesteś tutaj ze mną, teraz – uśmiechnęła się. Odwzajemniłam jej gest. Rozmawiałyśmy przez dobrą godzinę, może nawet i dwie. Czas tak szybko leciał. Nim się obejrzałam, brunetka zasnęła. Również czułam się senna. Nie spałam całą noc. Oparłam głowę o ścianę i przymknęłam oczy. W mojej głowie kłębiło się tyle myśli. Postanowiłam je wszystkie od siebie odciąć. Zanim spostrzegłam, przysłowiowo urwał mi się film i również odpłynęłam w krainę snów.


***

[Perspektywa Luka]

Wyszliśmy z Calumem na fajkę. Dobrze, że zostało mu jeszcze pare z imprezy. Oboje byliśmy zestresowani, więc używka trochę pomogła nam się uspokoić. Gdy wróciliśmy pod salę 237, Lea i Alex spały. Cicho weszliśmy do pomieszczenia i staliśmy tam przez chwilę. Ciszę przerwał nagły dźwięk telefonu mojego przyjaciela. Spiorunowałem go wzrokiem, a on szybko wyjął telefon z tylnej kieszeni spodni. Odebrał go, ale zaczął rozmowę, gdy przekroczył próg pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi. Zostałem sam w szpitalnym pokoju. Usłyszałem tylko jak Alex zadrżała, ale na szczęście się nie obudziła. Szybko zamknąłem okno. Wziąłem koc z łóżka Whitman i podszedłem w stronę blondynki, która spała na krześle. Przykryłem jej nogi miękkim materiałem i przykucnąłem przy niej. Wyglądała tak niewinnie. Uśmiechnąłem się, przypominając sobie, jak mocna jest w słowach. Lubi dominować, zawsze musi mieć rację. Czasami ją miała. Zwłaszcza jak mówiła, że to moja wina. Nie powinienem był namawiać Caluma na tą imprezę. Byli umówieni. Źle zrobiłem. Źle, że stoję im na przeszkodzie. Na przeszkodzie ich przyjaźni. Odgarnąłem kosmyki jej jasnych włosów za ucho. Powoli wstałem. Odwracając się zauważyłem Caluma, stojącego za szybą, na korytarzu. Nadal miał telefon przy uchu, ale jego wzrok był skierowany prosto na mnie. A raczej jego wściekły wzrok. Spiorunował mnie kilkakrotnie tym spojrzeniem i wyszedł. Wyszedł ze szpitala. Cholera.

 ***

[Perspektywa Caluma]

Skończyłem rozmowę z matką i szybko wyszedłem z tego pieprzonego szpitala. Luke, ten dupek, zaczyna się coś za dobrze dogadywać z Alex. Moją Alex. Znaczy moją przyjaciółką. O ile się jeszcze kiedykolwiek do mnie odezwie. Muszę jej jakoś to całe gówno wynagrodzić. Nie wiem jak, ale zrobię wszystko by to naprawić. Tyle lat znajomości! Musimy się wreszcie ogarnąć. Znaczy ja muszę. Ona nadal jest tą samą, cudowną osobą. Gdy mijałem szpitalny parking, usłyszałem czyjś znajomy głos. Ktoś mnie woła. Gwałtownie się odwróciłem i ujrzałem (jak na moje zajebiste szczęście) matkę Alex.

- Witaj Calumie! – powiedziała jeszcze raz, gdy do niej podszedłem. Uśmiechnąłem się sztucznie.

- Dzień dobry pani Williams – odparłem, siląc się na grzeczny ton.

- Jak ja cie dawno nie widziałam. Tak bardzo wyrosłeś! Co słychać u twojej mamy? – zapytała z uśmiechem.

- Wszystko dobrze. Ostatnio przeniosła się do innego szpitala. Teraz jest pielęgniarką na większym oddziale.

- Naprawdę? Ile czasu minęło odkąd ją widziałam? Musimy się kiedyś… - zamyśliła się na chwilkę. – Wiesz co! Wpadnijcie z mamą jutro do nas na obiad! Razem z mężem serdecznie zapraszamy – odparła uradowana. Nie wiedziałem jak jej odmówić. Przecież Alex mnie zabije, jak pojawię się w jej domu. Po pierwsze to ona mnie nawet do niego nie wpuści. Za bardzo nabroiłem.

- Nie jestem pewny, czy mama ma jutro czas – skłamałem i udałem zasmuconego.

- Masz racje – uśmiechnąłem się w duchu. Zadziałało. – Najpierw do niej zadzwonię. Na pewno znajdzie trochę czasu dla starych znajomy. Miło mi, że wpadniesz razem z nią. Alex się ucieszy! – krzyknęła, pożegnała się i odeszła. Zamurowało mnie. No ja nie wątpię. Alex na pewno się ucieszy. Cholera. Teraz to się wpakowałem.



Jeśli przeczytałeś rozdział, proszę, zostaw po sobie komentarz. To wiele dla nas znaczy i zachęca do dalszego pisania. Nie wspominając o uśmiechu na naszych twarzach ;)

@TheBeatlesTime

5 komentarzy:

  1. Jestem na jedno wielkie TAK, Alex dobrze zrobiła wrzeszcząc na nich i widzę że tak jak ja ma dużo decybeli :P, Luke hmm coś mi się święci na romans hahah, a Calum to Calum jego nikt nie zrozumie hahah ale Mama Alex ślicznie go załatwiła hahha :P Do następnego, który mam nadzieję pojawi się szybko ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Alex dobrze im powiedziałaś :D ♥
    resztę przeczytam później bo mam chce na kompa ;c

    OdpowiedzUsuń
  3. Ah ta Alex, dobrze postąpiła. Zastanawiam się czy kiedyś będzie z Calumem czy Lukiem :D I ciekawe co będzie się działo na najbliższym obiedzie. Pozdrawiam ♥
    @arcticcmrs

    OdpowiedzUsuń
  4. Oby między Calumem i Alex było już wszstko dobrze.
    Alex mogła trochę powstrzymac sie z krzykami i oskarzeniami, ale to tylko moje zdanie...
    Ciekawi mnie tez to co wydarzy się miedzy Alex a Lukiem
    @xiluvmyharryx

    OdpowiedzUsuń
  5. Ehh ten kłamczuch Cal <3 jest normalnie super *•* podoba mi się twój tok pisania... życzę sukcesów xx

    OdpowiedzUsuń