wtorek, 29 lipca 2014

Dziesiąty

ROZDZIAŁ 10
 
Minął cały miesiąc od tamtego incydentu, a dokładniej od mojego pocałunku z przyjacielem. Nie wspominając, że był to narzucony i wymuszony czyn. Miesiąc, od jakiejkolwiek rozmowy z Calumem, od nawiązania kontaktu z Lukiem. Przez kilka pierwszych dni, Hood starał się, ale wciąż go ignorowałam, tak jak on moje prośby, kiedy napierał na moje usta. Większe zdziwienie wywołało u mnie to, że Hemmings również trzymał się z daleka od bruneta, ale nie trwało to długo. Po tygodniu nie wytrzymali bez siebie i znów byli najlepszymi kumplami. To był również dzień, w którym Cal przestał za mną łazić i próbować się pogodzić. Przestał dzwonić, pisać, zaczepiać mnie w szkole. No przecież, wielka mi niespodzianka. Gdy w pobliżu Hooda, pojawiał się Luke, ten za każdym razem tracił zdrowy rozsądek. Zauważyłam, że zaczęli częściej chodzić na wagary, nie starali się na lekcjach. Calumowi zdarzało się nawet znikać i szlajać po północy. A wiem to, bo bardzo często jego matka,  dzwoniła do mnie w środku nocy, z pytaniem, czy wiem gdzie podziewa się jej syn. Serce mi się krajało, gdy słyszałam tak zmartwiony i smutny głos pani Darcy, ale za każdym razem musiałam odpowiadać przecząco. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie był Hood o tak późnej porze. Mnie również to martwiło, nadal się o niego troszczyłam. Gdzieś tam, w środku, wiedziałam, że nadal jest i czeka na wybawienie mój przyjaciel. Chwilowo, nie poznawałam go, nie wiedziałam, kim ten człowiek się staje. Jestem w stu procentach pewna, że zmienił go ogromny wpływ blondaska i Michaela, zważając na to, że coraz częściej widywałam ich trójkę razem. Raz nawet, gdy wyszłyśmy z Leą na miasto, spotkałyśmy ich nawalonych, wracających z imprezy. Ale z nich margines społeczeństwa! Najgorzej jednak było, gdy dochodziło do jakiś interakcji z moją przyjaciółką, a Cliffordem. Rzucali w siebie wyzwiskami jak mało kto. Należy nie zapominać, że Lea ma niewyparzoną gębę, a chłopaka to denerwowało, więc musieliśmy ich rozdzielać. Ja ciągnęłam Whitman w przeciwnym kierunku, co Cal i Luke ciągnęli Michaela. Chyba wszyscy obawiali się, że z temperamentem Lei i wybuchowością Mike, dojdzie kiedyś między nimi do rękoczynów. Nawet przy takich sytuacjach, brunet wraz z blondynem nie odzywali się do mnie. Pewnie wiedzieli, że ich spławię, ale w ten sposób spławiali również mnie. Było to strasznie denerwujące. Jedyną podporą w tym wszystkim, było to, że bardzo się do siebie z Leę zbliżyłyśmy. Spędzałyśmy ze sobą więcej czasu, mówiłyśmy sobie wszystko. Opowiedziałam jej o kłótni z Hoodem, o tym jak Hemmings działa mi na nerwy, a ona opowiadała, że czuje do Michaela, to co ja do Lucasa. Często wychodziłyśmy razem z Leą, spotykałyśmy się po lekcjach. Zwłaszcza po jej wyjściu ze szpitala, nie odstępowałam brunetki na krok, wciąż czując wyrzuty, że ją wtedy zostawiłam na imprezie. Nazywała mnie swoim „czujnym cerberem”. Zawsze obie wybuchałyśmy śmiechem, gdy z jej ust padło to określenie. Rozłąką były dla nas tylko oddzielne lekcje… a propos lekcji. Z rozmyślań o zeszłym miesiącu, wyrwał mnie pan od fizyki, który gwałtownie i z hukiem położył na ławkę mój ostatni, sprawdzony już test. Kiedy zobaczyłam ocenę, załamałam się. Wiedziałam, że nie poszedł mi dobrze, ale spodziewałam się chociaż czwórki. A tu trója! Westchnęłam. Dostałaś tróję! Z fizyki! A to przecież Twój konik! Blondynka! – odezwał się mój wewnętrzny głos, zwany również sumieniem. Naprawdę, już tylko tego brakowało do szczęścia. Przez cholerne elektroniczne dzienniki, mama pewnie już o tym wie. Niestety w takich momentach, należy przeklinać ten cały rozwój, internet! Pocieszający był fakt, że mój sąsiad, Lukuś, wybrał się na wagary. Była to dopiero pierwsza lekcja i nie chcę by blondasek wiedział o moim naukowym potknięciu. Nie wiem czemu, ale tak czuję. Niech dalej uważa mnie za wybitnego fizyka. Zaśmiałam się w duchu. Tak więc, dzięki temu, że opuścił zajęcia, nie było go przy tym jakże upokarzającym momencie, gdy pan Tomson zaczął mi dowalać tekstami, iż przestałam się uczyć, że osiadłam na laurach i mam głowę w chmurach. Z ostatnim stwierdzeniem niestety musze się zgodzić. Ostatnio, ciężko było mi się na czymkolwiek skupić. Pewnie dlatego zawaliłam ten test. Dosłownie sekundę, po tym, jak pan z fizyki na mnie delikatnie nawrzeszczał, zadzwonił dzwonek. Szybko wyszłam z sali i pędziłam w kierunku mojej szafki, by wziąć odpowiednie książki, a te niepotrzebne odłożyć. Gdy skończyłam, odwróciłam się i wpadłam na Olivię. Miała szafkę kilka kroków od mojej i często ją tu spotykałam. Moje wszystkie rzeczy leżały na podłodze, wymieszane razem z jej rzeczami. Obie szybko się schyliłyśmy. Zaczęłam zbierać porozrzucane papiery i natknęłam się wzrokiem na test Brown, właśnie z fizyki. Czekaj, co?! Piątka plus? Jakim cudem? Ona nie zwracając na mnie uwagi, szybko zabrała swoje rzeczy i poszła, bardzo szybkim krokiem w drugą stronę. Chciałam coś powiedzieć, ale nim się obejrzałam, zniknęła za rogiem. Wstałam i wygładziłam rękoma swój strój. Dziś miałam na sobie jasnokremowy golf, ze ściąganymi rękawami. Było dość wietrznie i zapowiadało się na burzę, więc cienki sweter pod szyję był idealnym rozwiązaniem oraz jedną z moich ulubionych części garderoby. Do tego założyłam ciemną spódnicę, w granatową kratę i czarne podkolanówki. Czarne trampki i błękitno-czerwony plecak idealnie doprowadzały tą kreację do końca. Nie zapominając o szaroniebieskim płaszczu i moich ukochanych lenonkach, które miałam schowane w szafce. Jeszcze raz się schyliłam i podniosłam z podłogi kartki, które wcześniej umknęły mojemu wzrokowi. Popędziłam do Lei i zaczęłam jej wszystko opowiadać. O tym jak mnie zjechał pan Tomson, o ocenie, a nawet o Olivii. Od razu gdy wspomniałam jej imię, spochmurniała. Nadal nie wiem dlaczego jej tak nie lubi.

- I ona dostał pięć plus! Rozumiesz? – kontynuowałam, rozemocjonowana.

- No, ale za to ty masz własne życie. Nie co ten dziwoląg – prychnęła.

- Ona pewnie też ma – dodałam cicho, na co Lea głośno się zaśmiała.

- Jasne. Kochanie, nie przejmuj się tym. Brown to dziwaczka i od dzisiaj też kujonka. Popracujemy nad twoimi stopniami – uśmiechnęła się szczerze i poklepała mnie po ramieniu.

- Może ona zechce mi pomóc? – zapytałam przyjaciółki.

- Olivia? – prychnęła. – Prędzej Michael Jackson ożyje! Przecież ona wypowiada co najwyżej z dwa zdania przy ludziach – dokończyła na jednym wdechu.

- Coraz częściej zaczynam zauważać Twoją dziwno obsesję, co do Michaelów – zaśmiałam się, a Whitman udała oburzoną. Przyśpieszyła, ale ją dogoniłam. Obie wybuchłyśmy głośnym śmiechem. Nagle przystanęłyśmy i przestałyśmy chichotać, gdy na końcu korytarza, ujrzałyśmy „świętą trójcę”. To określenie również było pomysłem brunetki, z różowymi pasemkami. Mike, Luke i Calum, powoli szli w naszym kierunku. Inne dziewczyny się za nimi odwracały i coś szeptały, skacząc z radości. Przez miesiąc podnieśli się bardzo wysoko, jak na pierwszoklasistów, w hierarchii tego liceum. Każda dziewczyna, no prawie każda, chciała się z nimi umówić. Bo przecież, która by nie pragneła przygarnąć i oswoić takie ciacho z charakterkiem? Ugh, zrobiło mi się nie dobrze. Ja bym nie chciała! Raczej.. Ale nie! Czyli nie poszli na całodniowe wagary? Szkoda. Westchnęłam. Ta chwila wydawała się, lecieć przez wieczność. Jakby czas płynął wolniej. Szyli w naszą stronę, a ja widziałam w nich jeszcze większy mrok. Najbardziej w oczy rzucał się Clifford ze swoją nowo zafarbowana na czerwono czupryną. Odważny jest. Byli coraz bliżej i bliżej. Mogłam odnotować więcej zmian. Np. tatuaż na obojczyku Caluma. Nie wiedziałam jeszcze co to, ale cholernie mnie zawiódł. Dziara?! Serio Cal?! Mieliśmy zrobić sobie pierwszy tatuaż razem, gdy skończymy 18 lat! Tusz pod skórą miał być wieczny jak nasza przyjaźń! Zresztą dobrze, że tak wyszło. Nasza więź rozpadła się, zanim to uwieczniliśmy na zawsze jakimś znakiem na ciele. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, prawda? Zaraz obok niego, szedł Luke. Dziś wyglądał jeszcze lepiej niż zwykle. Nie mogłam dostrzec, przez co. Co zmienił? Nowa fryzura? Nie. Nowa zajebista, czerwona koszula? Nie… chociaż też. Więc co? Byłam coraz bardziej poirytowana. Moje spojrzenie spoczęło na jego ustach. Może kolczyk w dolnej wardze? Czekaj! Co?! O mój Boże, tak, to jest to! Wytrzeszczyłam lekko oczy, ale potem ogarnęłam zdziwiony, ale i zaciekawiony wyraz twarzy. Była to dość dziwna sytuacja. Gdy blondyn był już kilkanaście metrów przed nami, cała trójca zauważyła nas. Mierzyłam się z Lukiem wzrokiem, w bliżej nieokreślony sposób. Coś między „chce Cię zabić”, a „Boże, pocałuj mnie tu i teraz”. Calum nawet nie zwrócił na mnie uwagi, co było niemiłe, bo to przecież on mnie zranił. Prychnęłam, gdy nas w końcu minęli. Teraz już miałyśmy z Leą nowe tematy do rozmów. Wymieniłyśmy się chytrymi uśmieszkami i akurat zadzwonił dzwonek. Przyjaciółka ucałowała mnie w policzek, mocno uścisnęła i poszła na swoje lekcje. Również ruszyłam do sali, na najnudniejszą lekcję w życiu – historię. Ten przedmiot jest absurdalny. Ale i też obowiązkowy.
 
***

[Perspektywa Lei]
Następne lekcje szybko minęły, aż w końcu nadeszła pora lunchu. Miałyśmy spotkać się z Alex na stołówce. Niezmiernie cieszy mnie fakt, że tak bardzo się zżyłyśmy. Jest świetna i miło mi się z nią rozmawia. Nie jest jak te inne wytapetowane idiotki z naszego rocznika, które szczerzą się jak głupie, by tylko jakiś koleś je zauważył i to najlepiej ze świętej trójcy. Ugh, prychnęłam. Poprawiłam ciemne włosy i usiadłam przy stoliku, który zajmowałyśmy z Williams od niecałego miesiąca. Po chwili, blondynka wpadła zdyszana i klapnęła na przeciwko mnie. Uśmiechnęła się tylko i machnęła ręką na znak, że nie warto pytać.

- O patrz, Cal idzie – powiedziałam do dziewczyny. Ta zrobiła posępną minę i szybko odwróciła głowę, unikając dawnego przyjaciela. Było mi jej bardzo szkoda, wiedziałam jak ważny był dla niej chłopak, jak i również wiedziałam, że spieprzył sprawę i przede wszystkim zranił moją przyjaciółkę, a za to, należy mu się tylko mocne kopnięcie w jaja. Wypróbuję to niedługo. Wyobraziłam sobie tę scenę w głowie i uśmiechnęłam się złowrogo. Alex widząc to, odparła:

- Co się tak szczerzysz złośnico? – zażartowała. Wywróciłam oczami i popatrzyłam na towarzysza Hooda.

- Prześwietlam kogoś. Mój nago radar działa i Michael w tym świetnie emanuje seksem – powiedziałam. Przyjaciółka wytrzeszczyła oczy i zaśmiała się. – Nie no, Hemmings też niczemu sobie – wychyliłam się lekko i spoglądałam na zasiadających przy, a raczej na stoliku, chłopakach. Na moje stwierdzenie o Lucasie, Alex przestała się śmiać, spuściła wzrok i zaczęła zacięcie jeść swoje drugie śniadanie. Wiedziałam, że coś jest na rzeczy, ale nie będę pytać. Jeśli zechce i będzie gotowa, sama mi powie, tak jak i w sprawie Caluma. Nauczyłam się już dawno temu, że nie warto naciskać na ludzi. Na przykład mój kochany tatuś, wymusił u mnie przeprowadzkę i teraz dobrze wiem, że jeśli nie masz na coś ochoty, to pieprz to i nie rób takich śmieci. Jedynym plusem tego wyjazdu było to, że poznałam William. Serio, świetnie się dogadywałyśmy! Postanowiłam poruszyć trochę drażliwy temat, ale blondynka na pewno mnie wysłucha, gdyż dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy.

- Wiesz co, byłam ostatnio z Ashtonem w barze – zaczęłam, na co się lekko uśmiechnęła – i nie zgadniesz kogo widziałam! Nasza trójeczka, w obcisłych rureczkach też tam była! – powiedziałam ciut rozemocjonowana.

- Serio? – odparła i zbliżyła głowę w moją stronę – aż tak obcisłych? – zapytała konspiracyjnym szeptem, na co obie zachichotaliśmy. Z naszej małej blondyneczki jest niezły żartowniś!

- Mówię poważnie. A wokół nich, pindrzyły się lafiryndy w skąpych ciuchach. Trzeba wiedzieć, jak się ubierać, a nie jak one. Najlepiej to niech obkleją się taśmą i tak wyjdą! Równie zakryją tyle samo co wcześniej – powiedziałam oburzona, a dziewczyna lekko posmutniała. – Widziałam też Hemmingsa ze swoją dziewczyną. No mówię Ci, tak się miziali, że aż obiad podszedł mi do gardła. Fuu! – krzyknęłam, na co parę zaciekawionych oczu odwróciło się w naszą stronę. Spiorunowałam ich wzrokiem i wrócili do wcześniejszych zajęć, typu jedzenie lunchu i być niefajnym gdzie indziej.

- Doprawdy? – westchnęła. – Już raz się tak przy mnie obściskiwali – powiedziała. Musiałyśmy wracać myślami do tych scen, bo obie przeszedł nas dreszcz. Znów się zaśmiałyśmy.

- Jednak największe zdziwienie wywarło na mnie to jak Calum ulotnił się z jakąś dziewczyną, o rudawych włosach. No i oczywiście fakt, jak gorąco Mike wyglądał. Muszę przyznać, fascynują mnie kolory jego włosów – westchnęłam i odpędziłam napływające do głowy myśli. Alex mnie wyśmiała. Dołączyłam do niej. Potem blondynka zamilkła, jakby trawiła informacje, które przed kilkoma sekundami jej zdałam. Spytałam czy wszystko w porządku, na co tylko odparła:

- Serio byłaś z Ashtonem w barze? – zaśmiałam się i zmierzyłam ją wymownie wzrokiem. Nie drążyłam tematu, a po chwili zadzwonił dzwonek. Ruszyłyśmy na matematykę, a dobry humor wcale nas nie opuszczał.

***

[Perspektywa Alex]
Lekcje po lunchu minęły bardzo szybko. Ciągle zastanawiałam się nad słowami przyjaciółki, o Calumie i tej dziewczynie, z którą wyszedł. Prychnęłam. Szybko się pocieszył. Ciekawe co robili… Aj kurde! Alex zamknij się! – krzyknęłam na siebie. Wyszłam ze szkoły i ruszyłam przez parking w stronę przystanku autobusowego. Po drodze omal mnie nie potrąciło jakieś czarne auto. Nie wiem jakie, za dobrze na tym się nie znałam. Pewnie Cal by wiedział. Zamyśliłam się i posmutniałam. Odwróciłam się jeszcze w stronę ciemnego pojazdu, ale nie mogłam dostrzec kierowcy. Gdy zatrzymał się blisko wyjścia, z samochodu wysiadła piękna dziewczyna. Miała kasztanowe włosy i piwne oczy. Była wysoka, szczupła, ale i zgrabna. Wszystko miała na swoim miejscu, lekko wyróżniające się biodra, biust. Był śliczna. Patrząc na nią, poczułam wzbierającą się we mnie falę kompleksów. Ona mi kogoś przypominała, ale nie wiedziałam kogo. Znałam ją, tylko chwilowo mój umysł się wyłączył. Dziewczyna zaś oparła się o auto i było wyraźnie widać, że na kogoś czeka. Obserwowałam ją jeszcze z przystanku autobusowego. Po krótkiej chwili szatynka wyciągnęła ręce, w celu przytulenia się do kogoś. Nie mogłam dostrzec kogo, gdyż zasłaniały mi drzewa. Wychyliłam się bardziej. Gdy robiła małe kroczki do tyłu zauważyłam, że kogoś całuje. Bardzo namiętnie i łapczywie. To się nazywa wymarzony pocałunek, a nie taki jaki ja przeżyłam! Wzdrygnęłam się. Spojrzałam ponownie na parę, ale dziewczyna już została przyparta do maski samochodu, a nogi miała oplecione wokół bioder chłopaka. On zaczął całować jej szyję, a błękitne oczy spoglądały pożądliwie na szatynkę. Luke wyglądał na bardzo stęsknionego za bliskością tej dziewczyny i… zaraz, zaraz. Luke?! Zalała mnie fala mieszanych uczuć. Dezorientacja, złość, smutek i nie wiem dlaczego, ale musze to przyznać: zazdrość. Ona była taka piękna, a on całował ją tak, jak na to zasłużyła. Wiem, że to powierzchowne, ale pragnęłam czegoś takiego. Kogoś, dla kogo oddałabym wszystko, ale on by i tak tego nie przyjął. Będzie chciał być tylko ze mną. A „wszystko” nigdy nie zrekompensuje mu naszej bliskości. Ja chce być wszystkim dla niego! Podjechał autobus, wybawiając mnie z tych żałosnych marzeń i wbiegłam do niego, przepychając się przez innych uczniów. Nie chciałam już oglądać tego przedstawienia. Po prostu wolałam wrócić do domu, wtulić się w miękką kołdrę i zapomnieć o tym fatalnym dniu. Wiedziałam, że to było nie możliwe. Najpierw czekała mnie pogaduszka z mamą o moich ocenach. No świetnie, jeszcze tylko kopnijcie mnie w twarz. Albo lepiej nie będę prosić, bo jakiś ochotnik się znajdzie! Gdy weszłam do korytarza, matka czekała na mnie w salonie.

- Alexandro! Trója z fizyki? Nie uczyłaś się prawda? Czyżbym dała Ci z tatą za dużo swobody? – powiedziała surowo.

- Nie mamuś, ja przepraszam – powiedziałam i się do niej przytuliłam. Potrzebowałam tego, bardzo! – To przypadek, bo podczas testu okropnie bolała mnie głowa i nie mogłam się skupić – skłamałam.

- No dobrze. Zawsze miałaś dobre stopnie, więc wierzę, że się uczyłaś. Ale błagam cię! Zrób coś z tymi migrenami, bo zaczynam się o Ciebie martwić! – powiedziała i ucałowała mnie w czoło. – Najlepiej weź jakieś leki, aspirynę na przykład i połóż się na chwilę. Ale potem – spojrzała na mnie poważnie – do nauki! – kiwnęła żartobliwie palcem na co jej przytaknęłam i ruszyłam do siebie. Rzuciłam się na łóżko. Nie brałam żadnych tabletek, bo to nie głowa mnie bolała, lecz cała czułam się beznadziejna. A na to nie ma lekarstwa. Luke mnie zdołował jeszcze bardziej niż przypuszczałam. Wróciłam znów do pocałunku Hemmingsa z tą dziewczyną. Zalała mnie fala smutku. Tak bardzo potrzebowałam by ktoś mnie teraz przytulił. Chciałam by to był Calum! Zatęskniłam za nim po raz pierwszy od tamtego zdarzenia. Tęskniłam za jego żartami, za jego śmiechem, docinkami, wścibskością, za jego ramionami, które mnie oplatały w trudnych chwilach i za słowami, które wtedy dodawały mi otuchy. Chciałam by znów mnie pocieszył, pogłaskał po włosach i powiedział, że wszystko się ułoży! Nieoczekiwanie łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Ukryłam twarz w poduszkę. Muszę się ogarnąć. Już nie jestem potrzebna Hoodowi. On teraz ma inne „przyjaciółki”. Nikomu nie jestem potrzebna. Moje myśli skierowały się w stronę błękitnookiego blondyna. No fakt, jemu też. Załkałam mocniej. Otarłam słone krople i otworzyłam podręcznik do fizyki. Przeczytałam parę teorii, zabrałam się za zadanie, ale obraz Lucasa i jego idealnej dziewczyny znów stanął przed moimi oczami. Niekontrolowanie zalałam się kolejną falą łez. Wiedziałam już tylko jedno. Dzisiaj nici z nauki.




Jeśli przeczytałeś rozdział, proszę, zostaw po sobie komentarz. To wiele dla nas znaczy i zachęca do dalszego pisania. Nie wspominając o uśmiechu na naszych twarzach ;)



Jejku! Mamy już 10 rozdział! Powiedzmy, że 1/4 za nami. Tak więc, komentarzy pod wcześniejszym postem było więcej, co bardzo NAS satysfakcjonuje. Nie zapominajcie, że piszą to dwie osoby. Również miło by było, gdybyście w komentarzach podpisywali się swoim userem z twittera. Wtedy wiedzielibyśmy, kto do nas zagląda, a chcemy was wszystkich obserwować! Również świetnie, że piszecie tweety z naszym hasztagiem (przypominam: #SandCastleFF) i będzie świetnie, jeśli więcej osób się przyłączy i będziecie wpisywać swoje ulubione cytaty z opowiadania, albo jak trzymają się wasze emocje po nowych rozdziałach! Nawet nie wiecie ile radości sprawia nam, fakt, że doceniacie naszą pracę i lubicie to ff. A teraz małe ogłoszenie. Ze względu, że na rozdział 11 warto czekać, a po nim wasze (jak i nasze) fangirling włączy się na całego, robimy kochani koleją umowę, czyli:

 

15 KOMENTARZY = 11 ROZDZIAŁ

Tylko proszę, niech jedna osoba doda jeden komentarz i nas poleci znajomym, a nie z anonima poleci z 5 wpisów i będzie się cieszyć. To również i nas cieszy, ale chcemy uzyskać jak największą publikę, a takie zachowania nie pomoże! Jeśli chcecie, reklamujcie nas, wysyłajcie linki do znajomych, twitterowych przyjaciółek :D To wiele dla nas znaczy i jest powodem, jak i zachęceniem, do uśmiechu i dalszej pracy nad blogiem! Kochamy was i serdecznie pozdrawiamy! Plus szykujcie się na ROZDZIAŁ 11! Kiedy się pojawi, zależy już tylko od was i waszych komentarzy! X


@TheBeatlesTime

niedziela, 27 lipca 2014

Dziewiąty

ROZDZIAŁ 9
 
Przyjaciel całował mnie natarczywie. Emanowała od niego desperacja. Jego usta były ciepłe, ale czułam tylko alkohol. Zaciskałam mocno wargi, nie dając brunetowi pozwolenia, na takie zbliżenie. On jednak na siłę, próbował wetknąć język w moje usta. Nie miałam szansy na ucieczkę. Calum przyparł mnie do barierki schodów. Próbowałam go odepchnąć, ale był dla mnie za silny. Jego ręce wodziły po mojej twarzy, próbowałam je złapać i od siebie odsunąć, ale nie udało mi się. Poczułam łzy wzbierające się w moich oczach. Gdy tylko na chwilkę udało mi się rozłączyć nasze usta, powtarzałam błagalnie jego imię i prosiłam, by przestał. Gorzka kropla spłynęła po moim policzku. Wiedziałam już jakie będą konsekwencje tego czynu. Wiedziałam, że relacja między nami, nigdy już nie będzie taka sama. Ciągle próbowałam wyswobodzić się z jego uścisku. Nie dawał za wygraną. Zamiast tego, kontynuowałam swój płacz oraz prośby, by mnie zostawił. Mój pierwszy pocałunek miał wyglądać inaczej. To nie była wymarzona chwila.. nie taka jak w filmach. Nie tego się spodziewałam. Pragnęłam czegoś innego. To była napaść na moje usta, gwałtowna napaść i do tego przez mojego najlepszego przyjaciela. Chciałam uciec, schować się, ale on był za silny. Łzy ciągle ściekały z mojej twarzy. Czułam jakby minęła wieczność, ale w końcu Hood oderwał się ode mnie. Nadal staliśmy w bliskiej od siebie odległości. Złapałam z nim kontakt wzrokowy, swoimi spuchniętymi od płaczu oczami i wyksztusiłam przez ściśnięte gardło:

- Zniszczyłeś to Calum – uroniłam kolejną łzę – zniszczyłeś nas. Zniszczyłeś naszą przyjaźń – odparłam i zbiegłam po schodach. Uciekałam. Przez przyjacielem. To okropne, ale prawdziwe. Zniszczył to. Pędziłam w stronę plaży. Gdy byłam już na zewnątrz, minęłam zdezorientowanego Hemmingsa. Nie zatrzymałam się, biegłam dalej. Nawet się nie odwróciłam. Nie chciałam by ktokolwiek widział, że płakałam, a raczej nadal płaczę, bo zaczęły by się pytania w stylu: „co się stało?”, „wszystko w porządku?”. Natomiast mój chwilowy stan psychiczny nie pozwalał na rozmowę z ludźmi. Nie chcę mówić, co się stało. Nie chcę nawet o tym myśleć! Załkałam, krztusząc się powietrzem. Zaczęłam biec szybciej. Nie wierzę, że to się stało. Zniszczył nas.

***

[Perspektywa Caluma]
Po tym gdy Alex uciekła, siedziałem na schodach, ze schowaną głową miedzy dłońmi. Łokcie oparłem na kolanach. Właśnie zdałem sobie sprawę, z tego co zrobiłem. Zniszczyłem najważniejszą w życiu dla mnie rzecz. Straciłem Alexę. Jestem kurwa popapranym idiotą. Uderzyłem pięściami o stopień, na którym, moja parszywa dupa siedziała i ponownie schowałem głowę. Patrzyłem na swoje nogi i czułem palące łzy, które niebezpiecznie balansowały na granicy mojego oka. Nie mogłem się kurwa rozpłakać. Nie teraz. Cudem będzie odzyskanie naszej więzi. Wiedziałem to. Spierdoliłem wszystko. Alkohol w moich żyłach nagle wyparował, a zastąpiła go niewyobrażalna złość. Złość na samego siebie. Jak mogłem być takim idiotą? Ona płakała! Płakała przeze mnie. Nie chciała tego. Zmusiłem ją, to była presja. Tak jakby ją napadłem. Nie puściłem jej. Brnąłem w to pieprzone gówno dalej! Totalnie zjebałem sprawę. Jedna, samotna, piekąca łza, spłynęła z mojego oka. Szybko ją starłem, niszcząc ją, tak samo jak najcudowniejszą przyjaźń jaką kiedykolwiek z kimś dzieliłem. Ona błagała mnie bym przestał. Nie posłuchałem. Zraniłem ją. Nigdy sobie tego nie wypaczę. Skuliłem się bardziej. Po kilku sekundach usłyszałem czyjeś kroki na schodach. Ktoś zbliżał się w moim kierunku. Nadzieja przepełniła moje serce. Nadzieja, na to, że może Alex do mnie wraca, przytuli mnie i powie, że wszystko będzie w porządku. Gwałtownie podniosłem głowę i spojrzałem przed siebie lekko zaczerwienionymi oczami. Po chwili, dostrzegając intruza, pojawiła się w  nich ciemność i gniew. Serce, które wypełniła nadzieja, pękło na milion kawałków. Zobaczyłem przed sobą Olivię Brown. Świetnie, kto w ogóle zaprosił tu kurwa tego dziwoląga?! – pomyślałem. Wyglądała na przerażoną, widząc mnie w takim stanie. Wyglądała jak kocmołuch. Miała jakieś szare, byle jakie ciuchy, a włosy związane z tyłu głowy. Była blada jak ściana, a oczy miała jak zwykle podkrążone. Może się przećpała? Chuj wie. Na jej czole, można dostrzec małego, siwego siniaka. Widzę, że grubo poimprezowała.

- Czego tutaj szukasz? – zapytałem głosem pełnym wyrzutów. Moje palące spojrzenie spowodowało, że ta pokraka patrzyła w ziemię, a raczej w schody, na których stała. Dzieliło nas kilka stopni.

- J-ja-ja – zająkała się i zamilkła. Była zakłopotana i nadal patrzyła w dół. Co kurwa, języka tam szuka?! – W-wszystko w po-porządku? – spytała w końcu, powoli dozując każde słowo, ciągle się jąkając. Jej pytanie mnie dobiło. Co ją to obchodzi?!

- To nie twoja kurwa sprawa – odburknąłem, a ona drgnęła na moje gwałtowne słowa. Cofnęła się o jeden schodek do tyłu. Boi się ludzi jak jakaś niecywilizowana debilka. – Czego  tutaj szukasz? – powtórzyłem, mówiąc wyraźnie każde słowo, używając przy tym złośliwego tonu.

- Ja-j-ja – znowu zaczęła się jąkać – ja sz-szukam to-toalety  - wreszcie dokończyła z trudem. Moja cierpliwość się kończyła.

- To kurwa teren prywatny! – wstałem i krzyknąłem w jej stronę. Szybko cofnęła się o jeszcze jeden stopień, skuliła ramiona i ciągle patrzyła na swoje stopy. – Gdybyś miała trochę rozumu, to by Cie nie popieprzyło, by tu wchodzić! – wrzasnąłem, mierząc ją palącym spojrzeniem.

- Prze-przepraszam –cicho rzuciła i zbiegła po schodach.

- Głupia idiotka – powiedziałem pod nosem i patrzyłem jak ucieka. Po czym w myślach, sarkastycznie się do siebie uśmiechnąłem. Wszyscy uciekają od Ciebie z płaczem – pomyślałem. Jesteś totalnym chujem. Gratuluje Calum! Upadłem żałośnie na schody i znów schowałem swoją twarz w dłoniach. Jestem żałosny. Tak bardzo żałosny. Zrozumiałem, że ktoś na dole przystanął. Ponownie usłyszałem kroki, ale nie łudziłem się, że to moja.. właściwie moja była przyjaciółka. Poczułem ucisk w sercu. Podniosłem głowę. Nade mną stał Luke. Gdy zobaczył moją minę, uśmiech od razu zniknął z jego twarzy.

- Stary, co jest? – zapytał zmartwiony.

- Nic – szybko odburknąłem, nie patrząc przyjacielowi w oczy.

- Aha, czyli to cholerne przygnębienie jest Twoim nowym wizerunkiem? – zapytał, bez krzty złośliwości.

- To od dzisiaj mój nowy styl życia i to Twoja wina! – odburknąłem. – To ty mnie zachęciłeś do zrobienia głupoty! A ja Cie kurwa posłuchałem! – popatrzyłem na niego oskarżycielsko.

- O czym ty mówisz? – w jego głosie można było usłyszeć zdziwienie.

- O Alex! – wybuchnąłem.

- Co? Co z nią? – zdezorientowanie malowało się na twarzy chłopaka. Kurwa, albo udaje, albo blondasek jest stereotypem i serio barwa włosów świadczy o pieprzonej inteligencji Hemmingsa!

- Pocałowałem ją! I ona uciekła! – wrzasnąłem.

- Uciekła? Dlaczego? – spytał spokojnie.

- Sam chciałbym kurwa wiedzieć! Zniszczyłem wszystko! Wszystko! – powtórzyłem ostatnie słowo, głosem przepełnionym rozpaczą. Przyjaciel mnie podniósł i zaczął prowadzić w stronę mojej sypialni. Nie protestowałem. Alkohol dał się we znaki i czułem mętlik w głowie. Było mi niedobrze. Chciałem tylko zasnąć i już się nie budzić. Albo odkryć, że te chujowe zdarzenia to tylko okropny sen. Po drodze jeszcze raz opowiedziałem Lukowi o wszystkim i zacząłem go obwiniać. Będąc już w moim pokoju, próbowałem się wyrywać z uścisku chłopaka, ciągle go obarczając winą za wcześniejsze zdarzenia. Wkurzony Hemmo popchnął mnie na łóżko. Skuliłem się na pościeli i wtuliłem twarz w poduszkę, powtarzając pod nosem „moja Alex”. Luke popatrzył na mnie jak na debila i pokręcił głową z niedowierzaniem. Ruszył w stronę wyjścia z pomieszczenia.

- Ale z Ciebie baba, Calum – rzucił wychodząc i zamknął za sobą drzwi. Trzaśnięcie odbiło się echem po pomieszczeniu. Moja Alex – powtórzyłem pod nosem i zakryłem twarz rękoma.

***

[Perspektywa Alex]
Nadal jestem zdruzgotana. Siedziałam na plaży, przy kupce petów, które jakiś czas temu zostawił po sobie Luke. Walczyłam z chęcią zapalenia. Wierzyłam, że odpędzę narastające głupie myśli. Przecież nie jestem palaczką. Pierwszy i ostatni raz spróbowałam tytoniu, na imprezie kończącej ostatni rok szkolny, z dobrą koleżanką Holly. Niestety przestałyśmy utrzymywać kontakt, zwłaszcza teraz, gdy nie chodziłyśmy już do tego samego liceum. Byłam bardzo głupia, dając się namówić na papierosa, ponieważ do końca tamtego wieczoru czułam dziwny posmak na języku. Nawet się zaciągnęłam, co spowodowało ogromny ból w klatce piersiowej. A co gorsza, powodowało kolejną chęć wprowadzenia dymu do płuc. Nie chciałam się uzależnić, dlatego unikałam wszelkich kontaktów z tą używką..aż do dzisiaj, gdy wdychałam dym po papierosie Hemmingsa. A potem Calum mnie pocałował. Znów wróciłam myślami do niedawnych zdarzeń. Rozpłakałam się. Próbowałam się uspokoić, a gdy już myślałam, że osiągnęłam swój cel, oaza mijała i płacz wracał. W głowie miałam obraz przyjaciela, napierającego na mnie swoimi ustami. To nie był mój Calum! Wpatrywałam się w fale, ale ich gwałtowność również przypominała mi o przyjacielu. Patrząc na otaczający ocean, przypominało mi się również pierwsze spotkanie z brunetem i to, ile razem przeżyliśmy. Teraz nic już nie ma znaczenia. Wiedział jakie będą tego konsekwencje. Dlaczego to zrobił?! Zamknęłam oczy. Na dworze było już ciemno. Pomimo głośnej muzyki, usłyszałam zbliżające się kroki. Wiedziałam, że to nie Hood, gdyż nie był w stanie zajść tak daleko. Nie chciałam go teraz widzieć, więc cieszyła  mnie myśl, o jego nietrzeźwości. Po chwili kroki ustały i usłyszałam, że ktoś obok mnie usiadł. Podniosłam powieki i lekko obróciłam głowę. Hemmings. No świetnie! Jego tu jeszcze brakowało. Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko przetarłam mokre policzki.

- Już wiem co się stało i… - zaczął.

- Nie mam zamiaru z Tobą o tym rozmawiać! – krzyknęłam, na co Luke zamilkł. Złapałam ręką za łańcuszek i nie spodziewając się, że posiadam taką siłę, zerwałam go z szyi. Razem z zawieszoną kostką do gitary, rzuciłam nim w piasek. – Nie chce go! – wrzasnęłam, nie do końca wiedząc czy na pewno mówię o naszyjniku. Wstałam i pobiegłam w stronę domu. Minęłam bramę główną i pędziłam do domu. Brakowało mi tchu, ale marzyłam by znaleźć się w swoim pokoju. Nie myślałam już o niczym. Nawet o błękitnookim chłopaku, którego zostawiłam samotnie przy brzegu oceanu.

***

[Perspektywa Olivii]
Nienawidzę siebie. Już bardzo dawno nie płakałam, nie umiałam, ale dzisiaj, on mnie złamał. Siedziałam w pokoju zalana łzami i postanowiłam zadać sobie ostatnie nacięcie. Gdy obserwowałam czerwony strumyk, ściekający z mojego przedramienia, uroniłam kolejną łzę. Po konfrontacji, uciekłam z domu Caluma. Nie zastałam ojca w domu, za co dziękowałam Bogu, bo by mnie zabił, gdyby się dowiedział, że wyszłam. Sama nie wiem czemu to zrobiłam. Może dlatego, że ktoś pierwszy raz mnie zaprosił na jakieś spotkanie? Zwłaszcza, że to nie było zwykłe zaproszenie. Było od niego. Chciałam spróbować...chciałam wyjść do ludzi. Gniew w jego oczach sprawił, że czułam chęć ukarania siebie. Zasłużyłam by mnie ktoś uderzył. Tak jak robił to mój ojciec. To już była rutyna. Czułam się nikim. Czułam chęć karania samej siebie, dziwoląga, głupiej idiotki, za to, że istnieje, że sprawiam tyle problemów. Może jutro natrafi się okazja zakończenia tego wszystkiego? Może on to zakończy? Może ja? Mój żywot to klęska. Nieważne kto go skończy. Lepiej niech zrobi to szybko. Spojrzałam na mały nożyk. Obiecuję, to będzie ostatnia rana. Ostatnia dzisiejszego dnia. Zawsze jest jeszcze jutro. Niestety.  



Jeśli przeczytałeś rozdział, proszę, zostaw po sobie komentarz. To wiele dla nas znaczy i zachęca do dalszego pisania. Nie wspominając o uśmiechu na naszych twarzach ;)

Kochani! Mamy już dziewiąty rozdział! Czytelników przybywa, co niezmiernie mnie cieszy! Nie przejmujcie się widokiem bloga, to chwilowe. Zwiastun już mamy (możecie go znaleźć TUTAJ), natomiast nagłówek jest w trakcie tworzenia. Byłybyśmy niezmiernie uradowane, gdybyście opisywali swoje odczucia co do ff, albo emocje po przeczytaniu nowego rozdziału w tweetach z hasztagiem #SandCastleFF. Chciałybyśmy by przybywało was tu więcej, jak i komentarzy...ale z tym to już gorzej. Niestety niektórzy czytają, ale żadnego śladu po sobie nie zostawiają, co nas bardzo smuci. Dlatego mamy dla was małą propozycję, a raczej umowę:

10 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ 10

Tak więc wszystko zależy od was, a rozdział pojawi w takim tępię, w jakim będziecie komentować! Kochamy was, kochamy czytać wasze wpisy i chcemy by nasz mała rodzinka (HAHAHA) się powiększyła, więc rozsyłajcie linki znajomym, przyjaciołom, psu (nie no może nie :D). To wiele dla nas znaczy i wierzymy, że nasz praca również tyle samo znaczy dla was! Do następnego X
 
@TheBeatlesTime

piątek, 25 lipca 2014

Ósmy

ROZDZIAŁ 8
 
Gdy kilka godzina minęło, wszystko było już prawie gotowe. Po tym jak Cal zadzwonił do matki, razem uwinęliśmy się z przygotowaniami. Miejsce na ognisko zostało przygotowane przy plaży, napoje i kubeczki porozstawiane na ogrodowym stoliku, na tarasie. Jedzenie w miskach, nawet i pianki znalazły się w szafce u przyjaciela. Rozstawialiśmy na zewnątrz głośniki i wybraliśmy odpowiednią na dziś playlistę. Bardzo cieszy mnie fakt, że Hood nie ma w okolicy sąsiadów, przez co nie musimy spodziewać się niczyich skarg i bawić się do woli. Z umiarem rzecz jasna. Cieszę się, że brunet nie uległ tej żałosnej pokusie i nie kupił alkoholu. Trochę zdziwiło mnie jego nastawienie, ale to wszystko przez Hemmingsa. Odkąd przyczepił się do Caluma, ten zmienia się nie do poznania. Bądź, co bądź, nie było już czasu zajmowanie się moją podświadomością, która walczyła z sumieniem. Oby pani Darcy niczego się nie dowiedziała. Teoretycznie, nie ma prawa, bo to będzie mała domówka, więc wszystko da radę posprzątać przed jej powrotem. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Oho, pierwsi goście już się schodzą. Ze względu, że przyjaciel był przy ognisku i dokładał do niego drewno, postanowiłam otworzyć. Po pociągnięciu za klamkę, po drugiej stronie ujrzałam Lucasa. No doprawdy?! On musiał przyjść pierwszy? Zmierzyłam go wzrokiem z wyrzutem i dostrzegłam jego odzienie. Na sobie miał błękitną koszulkę, która wyjątkowo podkreślała odcień jego oczu. Czarne spodnie z dziurami na kolanach opinały jego zgrabne nogi. Czy zawsze musi wyglądać jak seksowny bezdomny? Zadrżałam. Coś jeszcze przyciągnęło moją uwagę. Jego jasne włosy, przykryła szara, luźna czapka: innym słowem mówiąc beenie. Po chwili niezręcznej ciszy, przesunęłam się w progu, by intruz mógł dostać się do środka. Przylgnęłam do futryny jak tylko dałam radę, by przypadkiem nie stygnąc się z błękitnookim chłopakiem. Zamknęłam za nim drzwi i ruszyłam w kierunku kuchni. Nawet mnie nie przywitał. To go manier w domu nie uczono? No w sumie patrząc na jego wcześniejsze wybryki... Znów skupiam się na najmniej ważnych rzeczach. Gdy Calum wpadł do pomieszczenia, serdecznie przywitał się z przyjacielem. Udawałam bardzo zajętą i przekładałam pianki do miski. Gdy ten cholernie popaprany Hood znowu gdzieś zniknął, co stawało się już coraz bardziej irytujące, Luke zjawił się w jasnym pomieszczeniu i stanął w bezpiecznej ode mnie odległości. O nie, czyżbym go czymś uraziła? To straszne! Dramatycznie westchnęłam i wywróciłam oczami. Dobrze, że stałam do nie go tyłem, bo  inaczej mógłby zauważyć moje dziwne miny, które właśnie stroiłam.

- Czy, ja, czy mogę Ci w czymś pomóc? – zapytał cicho. W końcu musiał się odezwać. Pomimo starań, jego głos odrobinę drżał. Wyglądał na zakłopotanego i zdecydowanie, zmieszanego.

- Nie trzeba – odparłam szorstko i jeszcze bardziej odwróciłam się do chłopaka, by nawet kątem oka nie dostrzegać blondyna. Postanowiłam uciec z tej niekomfortowej sytuacji. Wzięłam miskę z przekąskami i zwróciłam się w stronę podwórza. Usłyszałam za sobą szybkie kroki i nim się obejrzałam, Luke chwycił mnie za nadgarstek.

- Daj, zaniosę to – odparł, nie patrząc mi w oczy.

- Poradzę sobie – zaczynałam się bardziej irytować.

- Daj sobie pomóc – również wydawał się coraz bardzie denerwować. Czyżby nasz kochany bohater nie lubił sprzeciwu? Cóż za niespodzianka!

- Mówiłam, poradzę sobie – on naprawdę coraz bardziej działał mi na nerwy.

- Alex, do cholery, nie popisuj się – powiedział odrobinę za głośno i wyrwał mi z rąk miskę. Niefortunnie się zakołysałam. Hemmings chwycił moje ramie wolną dłonią. Razem z moją ciepłą ręką, złapał za metalowy łańcuszek zwisający mi z szyi. No kurcze, mówiłam, że jest za długi! Po jego spojrzeniu, wiedziałam, że rozpoznał swoją własność. Otworzyłam usta w celu wytłumaczenia się, ale po chwili je zamknęłam. Speszyłam się, bardzo. Gdy znów skierował swój wzrok w moją stronę, jego oczy przybrały ciemniejszej barwy. Barwy przypominającej dno oceanu. Szok wymalował się na jego twarzy. Zaraz po tym uczuciu, pojawił się smutek, dyskomfort a na koniec złość. Popatrzył w moje oczy, zaciskając przy tym zęby. Jego palące spojrzenie spowodowało, że musiałam odwrócić głowę.

- Masz rację – syknął – świetnie poradzisz sobie z tym sama – włożył gwałtownie miskę z powrotem do mich rąk. Zaskoczył mnie tym śmiałym gestem. Musiałam mu zaleźć za skórę. Gdy nie trzymał już w dłoniach szklanego naczynia, odwrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia szybkim krokiem. Byłam osłupiona, ponownie. I to tylko za sprawą jednej konwersacji. Za sprawą jednej konkretnej osoby.


***
 
[Perspektywa Luka]

Nie wiem dlaczego tak zareagowałem. Przecież, sam oddałem jej ten głupi plastik. Ale dlaczego ona do kurwy nędzy go nosiła!? Bo była zakochana w Calumie... To oczywiste. Gdy ujrzałem znajomą ciemną czuprynę, ruszyłem w kierunku chłopaka.

- Cal, musimy podgadać –zacząłem nadal zdenerwowany.

- Wal śmiało – uśmiechnął się szczerze.

- Myślę, że Williams coś do Ciebie czuje. I nie mówię tu tylko o przyjaźni – rzuciłem, zanim zdążyłem to przemyśleć.

- Co? – wytrzeszczył oczy. Pewnie nie spodziewał się, że zacznę ten temat. – Dlaczego tak uważasz? – odpowiedział bardzo przejęty.

- Po prostu. Spróbuj, bo jeśli to zaprzepaścisz, będziesz największym idiotą na ziemi – poklepałem go po ramieniu. – Zrób coś w końcu, nie bądź ciotą – zaśmiał się na moje słowa. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale donośny hałas wydobywający się ze środka domu, zdekoncentrował go. Oboje odwróciliśmy głowy, w stronę źródła głośnego dźwięku. U progu drzwi, prowadzących na taras, pojawił się trochę starszy od nas chłopak, o złocistych włosach.

- Co to za koleś? – spytałem zdezorientowany, ale wiedziałem, że skądś go kojarzę.

- Ashton Irwin, zaprosiłem go. No wiesz, ten z imprezy Clifforda. Aż tak się schlałeś, że nie pamiętasz tego zajebistego kolesia? – odparł i podszedł do chłopaka. Zaprosił go? Co go kurwa popieprzyło? Zaraz za tym Ashtonem pojawiła się banda chłopaków, podobnych do niego wiekiem. Głośno się śmiali i mieli reklamówki przepełnione różnymi trunkami, zaczynając od piw, a kończąc na absyncie. Z holu, miedzy tłumem, przepychała się blondynka. Przy wyrośniętych facetach, wyglądała na niziutką i bezbronną. Na jej twarzy błąkało się uczucie zdezorientowania i lekkiego przerażenia. W końcu onieśmielona Alex, odezwała się do lidera grupy:

- Co wy tu robicie? – zapytała zagubiona. Podszedłem bliżej, nie odrywając wzroku od Williams. Grupa Irwina również spojrzała na dziewczynę. Na ich twarzach zagościł głupawy uśmiech.

- To tutaj jest impreza Caluma Hooda? – parsknął Ashton. Kilka zebranych pokiwało twierdząco głowami – Więc jesteśmy na swoim miejscu! – krzyknął i zaczął przybijać triumfalne piątki wraz z kumplami. Dzieliło nas zaledwie kilkanaście metrów, ale bijący od nich zapach alkoholu, drażnił moje nozdrza. Dzisiaj wyjątkowo mocno mnie irytował, gdyż byłem pozbawiony nikotyny w organizmie. Zgubiłem fajki, które ostatnio kupiłem, a w domu przy babci, nie mogłem spalić żadnych szlugów, które chowałem pod materacem mojego łóżka. Na szczęście, idąc do Hooda, wstąpiłem do kiosku. Wyglądam na osiemnastkę, nawet starzej, więc z zakupem nie było problemu. Właściwie to już za kilka miesięcy, w nowym roku, będę pełnoletni. Nierozpakowana paczka papierosów czekała na mnie w kieszeni i bardzo mnie uwierała. Szlag mnie kurwa trafiał, jak myślałem, że jeszcze nie zapaliłem. Nie było okazji. Sprzeczka z Williams, Calum, przybycie Irwina z uchlanymi kolegami. A właśnie.. Nawet nie zauważyłem, że Alex nadal rozmawiała z Ashtonem. Była opanowana, ale wiedziałem, że wściekłość wzbiera się w niej, tak bardzo, że gdybym stał obok blondynki, pewnie dostałbym po ryju. Nie wiem, co ona takiego do mnie ma, ale cholernie mnie to wkurwia. Zadziora odezwała się w końcu do Irwina:

- Kto was tu do diabła zaprosił? – spytała z irytacją. Rzuciłem szybkie spojrzenie brunetowi. Calum zrobił przerażoną minę. Ruszył w kierunku Alex i zapewne chciał się wytłumaczyć. Wiedziałem, że jak jej powie, to spieprzy wszystko, co naprawił. Postanowiłem mu pomóc, z racji, że ja nie miałem nic do stracenia. A raczej tak mi się wydawało.

- Ja – szybko odparłem, zanim Hood  otworzył usta. Popatrzył na mnie zszokowanym wzrokiem, a ja posłałem mu znaczące spojrzenie. Wycofał się i powiedział bezgłośnie „dziękuję”. Dobrze, że Ashton był już tak wstawiony, że nie orientował do końca co się dzieje. Wszystkie oczy nadal były skierowane na moją osobę. Wiedziałem, że Alex wybuchnie. Tak szczerze, to byłem ciekaw, jakie widowisko zgotuje.

- Co za niespodzianka! – krzyknęła w moją stronę. – Śmieszne, że mnie to wcale nie dziwi – zadrwiła.

- Oj uwierz, mnie trochę – wywróciłem oczami i podszedłem do niej. Ludzie się rozeszli, razem z bandą nachlanych i tryskających testosteronem chłopaków. Wziąłem na siebie winę, ale tylko tak mogę uratować dupę, tego popaprańca. Swoją drogą, jest mi coś winien i niech wreszcie ogarnie się i nie wpakowuje w kolejne idiotyczne sytuacje. Teraz zostaliśmy tylko my. Ja, Williams i pełna paczka fajek w mojej kieszeni.

- Tym razem serio przegiąłeś! – zaczęła i podeszła o krok bliżej – Nie dość, że nie jesteś u siebie, to spraszasz jakiś debilów na domówkę? Spokojną domówkę?! – wrzasnęła. – I jeszcze do tego przytargali ze sobą alkohol! Co Ci do głowy strzeliło idioto? Możesz narobić swojemu przyjacielowi wielu kłopotów! – nie dość, że rzucała we mnie swoimi obelgami, to moja tęsknota za dymem rozprowadzającym się po płucach zdeterminowała wszystko. Wybuchłem.

- Nie przeginasz?! Jak na razie jedynym kłopotem jesteś tu tylko ty. Najnudniejsza i najbardziej wkurwiająca osoba. Nie dziw mi się, że potrzebowałem alkoholu by z tobą wytrzymać pod jednym dachem!  - syknąłem, a na jej twarzy wymalował się niemały szok. Czyżby się, nie spodziewała, że też mam uczucia i również są rozdrażnione? Ulgę przyniesie tylko jedno. Dotknąłem ręką lewej kieszeni.

- Wiesz co – zaczęła – jesteś ostatnią osobą z którą mam ochotę teraz rozmawiać – popatrzyła na mnie surowo i odeszła. Weszła do przepełnionego ludźmi domu i zniknęła w tłumie.

- No i kurwa dobrze – wrzasnąłem za nią. Dłużej nie wytrzymam. Szybko ruszyłem w stronę plaży. Na szczęście wszyscy byli zajęci imprezą, alkoholem, Ashtonem. Nie miałem humoru na jakieś idiotyczne zabawy czy przebywanie w towarzystwie tych przyjebów. Szybkim marszem ruszyłem ku wodzie. Usiadłem przy brzegu, na suchym piasku. Nie miałem zamiaru się kąpać. Przyszedłem posiedzieć, podziwiać, ochłonąć i zapalić. Uśmiechnąłem się wkładając papierosa do ust. Zaciągnąłem się, a po chwili nastąpiło ukojenie.
 
***
 
 
[Perspektywa Alex]
 
 
Od sprzeczki z Lukiem minęła jakaś godzina, może półtorej. Od tego czasu ani razu nie zauważyłam nigdzie Caluma. Tak pochłonął mnie wir imprezy, a raczej kontrolowanie jej, że nic więcej się nie liczyło. Przy takie bandzie trzeba być czujnym. Na szczęście obroniłam kryształową wazę, którą dwóch chłopaków prawie zrzuciło z kredensu, a wazony z kwiatami wyniosłam na górę, by tańczący nie wpadli na nie. Niestety gdy wszystko ogarniałam, jeden z kolegów Irwina, rozlał wódkę na dywan. Nie wiedziałam jak temu zaradzić. Kazałam wszystkim wyjść z domu, na co ruszyli w stronę rozpalonego ogniska na plaży. Przechodząc przez pusty korytarz, nikogo już w domu nie zastałam. Rozglądnęłam się, w poszukiwaniu przyjaciela, ale nigdzie go nie było. Zmartwiłam się. Wyszłam na zewnątrz i oprócz ludzi zgromadzonych przy palenisku nie dostrzegłam nikogo. Potrzebowałam czyjeś pomocy, ale każdy tutaj był wstawiony. Popatrzyłam w stronę zachodzącego słońca i ujrzałam szarą czapkę w oddali. Siedział w samotności i wpatrywał się w ocean. To ostatnia deska ratunku. Na szczęście byłam za bardzo przejęta tym rozgardiaszem który się tu dział, by dalej wściekać się na Hemmingsa. To była ostatnia deska ratunku, powtórzyłam, przekonując się do swojego pomysłu. Zdjęłam rzymianki, a moje stopy dotknęły chłodnego piasku. Podeszłam do blondyna. Miał zamknięte oczy i zaciągał się papierosem. Na piasku obok niego, leżała zapalniczka i sterta petów. Musiał tu długo siedzieć skoro wypalił ich już taką ilość…chyba, że ma stalowe płuca. Muszę przyznać, że był to miły widok spoglądać na spokojnego i zamyślonego chłopaka. Wyrwało mnie jego kaszlnięcie, po czym ujrzałam błękitne oczy. Zdezorientowany, gdy mnie zauważył, bezczelnie go obserwującą, zrobił krzywą minę. Ciągle utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy i posłał mi wymowne spojrzenie, mówiące „Czego chcesz?”.

- Yym – jąkałam się – jesteś jedyną trzeźwą osobą na tej domówce – zrobiłam palami cudzysłów w powietrzu – i potrzebuje cię – urwałam, na co szczeniacko się uśmiechnął. Musiałam szybko zareagować – Znaczy potrzebuję twojej pomocy – urwałam, ale uśmiech nadal nie schodził mu z twarzy. Jego humor diametralnie się zmienił. Upojenie nikotyną? Bardzo możliwe. Szara czapka zasłaniała jego złotawe włosy. Niechętnie, ale muszę przyznać, że wyglądał w niej całkiem dobrze. Aż za dobrze.. Jakąś godzinę temu nazwał mnie nudziarą i wkurzającą osobą, oczywiście używając mocniejszych słów, a ja o nim myślę pozytywnie? Był złą osobą, ale w tej chwili wydawał się taki bezbronny.

- Dobra – rzucił, przerywając mi moje cholerne rozmyślania. Podniósł się, przyłożył papierosa do ust, ponownie się zaciągnął i wyrzucił jeszcze palącą się używkę w zimny piach.

- Co? – zgubiłam się, przez nadmiar myśli kłębiących się w mojej głowie. Podszedł bliżej, w taki sposób, że dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów. Instynktownie chciałam się cofnąć do tyłu, ale jego śmiały gest całkowicie mnie zamurował. Co on zamierza zrobić?!

- Dobrze, pomogę Ci – odparł beznamiętnie, wydychając przy tym szary dym prosto w moją twarz. Gwałtownie się odsunęłam, zaczęłam wachlować zanieczyszczone powietrze, wstrzymując oddech. Co to było do jasnej cholery? Powaliło go? Gdy zakaszlałam, uśmiechnął się od ucha do ucha. – Wiesz gdzie mnie szukać – odparł, ponownie się uśmiechnął i wskazał palcem na ognisko, które chwilowo było epicentrum imprezy. Popatrzył jeszcze na mnie z góry drwiącym wzrokiem i odszedł. Tak zwyczajnie odszedł. Dlaczego się tak zachował? Dlaczego był taki? Nie ma prawa tak się zacho... Nagle coś zrozumiałam. Był dla mnie tak samo niemiły, jak ja jestem ciągle dla niego. Może sobie zasłużyłam? A może on po prostu ma to we krwi? Jest złym chłopakiem i nie da się tego ukryć. Ale wcześniej był milszy. Może go sprowokowałam? Nie mogę teraz nad tym myśleć, co nie zmniejszało ciężaru jaki te wszystkie negatywne uczucia mi sprawiały. I jego, i moje. Wyłącz umysł, nakazałam sobie. Znajdź Caluma! Ruszyłam do domu. Gdy znalazłam się w holu, usłyszałam paplaninę kilku głosów, dobiegających z salonu. Gdy weszłam do pokoju, woń roznoszącego się po nim alkoholu powalała na kolana. Wśród trzech chłopaków, siedzących na sofie, dostrzegłam Hooda z rozkojarzonym spojrzeniem. No to mamy problem.

- Oh, Alexa, jesteś! – krzyknął i wręcz zeskoczył z kanapy. Potknął się, więc szybko go złapałam za ramię. Upojeni koledzy, zaczęli się z niego śmiać, a ja skarciłam go wzrokiem. – Jak si-si-się bawisz Lexa? – dodał, trudząc się z wypowiedzeniem każdego słowa.

- Świetnie – odparłam sarkastycznie – ale twojej imprezy nadszedł już kres. – powiedziałam na co zaczął skomleć i paplać niezadowolonym głosem, że jestem nieugięta i niemiła. Wzięłam go pod ramię i zaczęłam wlec w stronę schodów. Gdy, po długiej męczarni, znaleźliśmy się na szczycie, brunet potknął się o ostatni stopień. Szybko go złapałam, a jego twarz znalazła się naprzeciwko mojej. Do moich nozdrzy dotarł mocny zapach wódki i jeszcze jakiegoś innego alkoholu, którego nie rozpoznawałam. Cal popatrzył prosto w moje oczy. Ta chwila stawała się coraz bardziej niezręczna. W jego spojrzeniu, można było wychwycić krótki błysk.

- A pieprzyć to – odparł, a po chwili, jego usta napierały prosto na moje. 
 
 
 
Jeśli przeczytałeś rozdział, proszę, zostaw po sobie komentarz. To wiele dla nas znaczy i zachęca do dalszego pisania. Nie wspominając o uśmiechu na naszych twarzach ;)

@TheBeatlesTime

sobota, 19 lipca 2014

Siódmy

ROZDZIAŁ 7
Sobotni poranek rozpoczął się całkiem nieswojo. Obudziłam się w ubraniach. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Moja dłoń była cała obolała. Gdy ją otworzyłam ujrzałam łańcuszek, na której zawieszona była znajoma mi kostka. I wszystko jasne. Spojrzałam na zegarek, południe. No nieźle. Wczoraj nie mogłam zasnąć, wierciłam się na łóżku, rozważając beznadziejność sytuacji. Nawet nie miałam siły wstać i wziąć prysznic. Całkowicie odpłynęłam koło czwartej w nocy. Dziwne, że mama mnie nie obudziła. Pewnie jest razem z tatą w ogródku. Cały czas błądziłam myślami wokół wczorajszych zdarzeń. I tych smutnych, błękitnych oczu. Nie dawało mi to spokoju. Wiedziałam, ze sprawiłam Lucasowi przykrość, ale z drugiej strony cieszę się, że odzyskałam swoją własność. Jeszcze raz popatrzyłam na mały plastik w mojej ręce i odłożyłam go na komodę, naprzeciwko łóżka. Rozplotłam rozczochranego kucyka i poszłam wziąć długą kąpiel. Woda trochę mnie rozluźniła, jednak natrętne myśli o ostatnich wydarzeniach, ciągle napływały do mojej głowy. Blondyn całkowicie zaprzątnął mój umysł. Starając się już zapomnieć o rzeczach dokonanych, cała otuliłam się białym ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Wchodząc do pokoju o mało nie dostałam zawału. Widząc bruneta siedzącego na moim łóżku, mocniej ścisnęłam ręcznik okalający moje ciało. Hood zmierzył mnie wzrokiem i szybko odwrócił spojrzenie. Na jego twarzy zagościł łobuzerski uśmiech.

- Boże, Calum! Mogłeś mnie uprzedzić, że wpadniesz! – krzyknęłam nadal zszokowana widokiem przyjaciela.

- A co, nie fatygowałabyś się z ręcznikiem? – wybuchnął śmiechem, na co mu zawtórowałam.

- Jejku, zapomniałam, że jesteś taki irytujący – pokręciłam głową z dezaprobatą i szybko wzięłam czyste ubrania z komody. Choć stałam tyłem do przyjaciela, ciągle czułam na sobie jego wzrok. Zawsze był taki ciekawski. Rzuciłam szybko hasło, ze zaraz wracam i wyszłam do łazienki się przebrać. Ze względu na dokuczający upał, założyłam jensowe ogrodniczki, a pod spód nałożyłam na siebie biały crop top. Na szczęście, nie było aż tak widać mojego płaskiego brzucha, którego nie znosiłam. Nie wiem dlaczego, to takie moje małe dziwactwo. Niby jest zgrabny, ale nie lubię się z nim przedstawiać. Jeszcze mokre włosy zaplotłam w kłosa i lekko potargałam grzywkę. Teraz zapleciony warkocz wyglądał niechlujnie, ale i stylowo. Wyszłam z pomieszczenia i wróciłam do swojego pokoju, wciąż zdezorientowana. Gdy ujrzałam bruneta, grzebiącego w moich rzeczach, stanęłam w drzwiach. Znowu to robił! Jest zbyt ciekawski, ale za to go kocham. Uśmiechnęłam się mimo woli.

- Więc teraz, proszę, powiedz mi jak się tu dostałeś?! – zapytałam z udawanym wyrzutem.

- Twoja mama mnie wpuściła – odparł i odwrócił się tylko na chwilkę, by na mnie spojrzeć. Następnie wrócił do wykonywanych wcześniej czynności.

- No tak, mogłam się tego spodziewać. Moja matka bardzo Ci ufa i traktuje Cię jak… - zaczęłam

- Trzecie dziecko – wtrącił ze śmiechem Hood. Oboje chichotaliśmy. – Tyle, że to ładniejsze i zdolniejsze – dokończył na co podeszłam do niego i dałam mu kuksańca w ramię.

- Zapomniałeś dodać, że również i to najskromniejsze – zaczęliśmy się przepychać, aż Calum objął mnie ramieniem. Przeszliśmy tak przez pokój i dramatycznie, rzuciliśmy się na łóżko. Nasze nogi zwisały ku podłodze, a my leżeliśmy tak i czuliśmy się jak za dawnych, dobrych lat. Z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciela:

- Wiesz co, Alexa, bo ja mam taki pomysł – zaczął i nagle się ożywił. Podniósł się na łóżku i popatrzył na mnie z uśmiechem.

- Powinnam się bać czy gratulować Ci olśnienia? – wywróciłam oczami, myśląc na co mógł wpaść ten geniusz.

- Bo moja matka wyjechała dziś rano na jakieś kursy, z pracy. Niedawno ją przenieśli, więc musi ogarnąć parę nowych rzeczy w szpitalu. I wraca dopiero w niedziele wieczorem. Wiec przez praktycznie cały weekend mam wolną chatę – uniósł ręki w geście triumfalnym.

- Do czego zmierzasz? – dopytywałam i również uniosłam się na łóżku. Moje stopy dotknęły zimnych paneli. Przeczył mnie przyjemny dreszcz.

- Oznacza to, że mamy do zorganizowania imprezę! – powiedział radośnie i opadł z westchnieniem na poduszki.

- Nie wydaje mi się, by był to dobry pomysł – przypomniałam sobie ostatnią domówkę, a raczej jej konsekwencje: poszkodowaną Leę, szpital, nieprzespaną noc, zaległości w szkole. To niezbyt ciekawe wyobrażenie, na udany weekend. Zwłaszcza, że musze się trochę poduczyć, bo pomimo tych paru dni, już jest mnóstwo rzeczy, które są dla mnie niezrozumiałe.

- Proszę Cie, ty mały sztywniaku – zaśmiał się – to jest genialny pomysł! – krzyknął i pociągnął mnie za sobą na pościel. Przytuliłam się do niego. Leżeliśmy tak przez dłuższą chwilę.

- I niby gdzie chcesz ją zrobić? – przerwałam miłą ciszę. Ramię Caluma było ciepłe, a ze względu, że miał czarną koszulkę bez rękawów, moja skóra stykała się z jego ręką. Nawet teraz można było wyczuć różnicę między naszym wzrostem. Moja głowa sięgała tuż do jego klatki piersiowej. Było mi gorąco, więc oderwałam się z uścisku i usiadłam, opierając się o ścianę.  

- No u siebie – odpowiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. – Huczna impreza to świetny pomysł na rozpoczęcie roku szkolnego.

- Huczna? O nie, nie. Chyba sobie nie wyobrażasz co będzie po tej twojej hucznej – zrobiłam cudzysłów w powietrzu – imprezie. Będziesz miał mnóstwo kłopotów!

- Racja – dodał i zamyślił się na chwilkę. – A co powiesz na małą domówkę, na plaży, przy zachodzie słońca i ognisku? – jego oczy zabłysły. Przypomniałam sobie o świetnym położeniu domu mojego przyjaciela. Mieszkał jakieś trzydzieści metrów od plaży. Zachód słońca, przy oceanie, zawsze zapierał dech w piersiach. Ten pomysł wydawał się idealny. No muszę się z nim zgodzić!

- W porządku, ale niech to będzie impreza klasowa, dobrze? – popatrzyłam na bruneta.

- Spoko – dodał niechętnie, ale poszedł na kompromis.

Wstałam, wzięłam do rąk laptopa i wróciłam do Hooda. Przysiadł się obok i zza moich pleców bacznie obserwował, jak uruchamiam maszynę. Oboje zgodziliśmy się na utworzenie wydarzenia na facebooku. Tak oznajmiliśmy wszystkim z naszej klasy, o małej domówce u Caluma. Na szczęści internet to świetny przekaźnik informacji. Wszyscy mają konto na facebooku..nawet Olivia Brown. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam jej profil na portalu. Zwłaszcza z jej aspołecznym nastawieniem. Nie miała jednak żadnych zdjęć i dosłownie z trzydziestu znajomych, w tym większość z naszej klasy. To nie zrobiło już na mnie wrażenia. Po kilku minutach, na stronie pojawiły się komentarze, potwierdzające obecność. Każdy wyświetlił wydarzenie, zapowiadające dzisiejszą imprezę, więc wraz z przyjacielem spodziewaliśmy się zobaczyć tam wszystkich. No i Luka niestety..ale w końcu musiał nadejść ten dzień, naszego niekomfortowego spotkania.. Szkoda tylko, że już dzień po jednym niekomfortowym zajściu. Ironia losu. Z jednej niezręcznej sytuacji wprost pakuję się do drugiej. Westchnęłam żałośnie. Nawet nie zauważyłam, że Calum właśnie stał przy komodzie, naprzeciwko łóżka. Nim się obejrzałam, odwrócił się do mnie, głupawo się szczerząc. Mój wzrok powędrował za jego spojrzeniem, prosto na kostkę do gitary. Rzuciłam laptopa na poduszkę i pobiegłam w stronę nieznośnego bruneta! Próbowałam wyrwać mu przedmiot z rąk, ale on jednak wykorzystał swoją przewagę wzrostu i machałam w górę rękoma jak idiotka. Uśmiechał się, drażniąc mnie. Gdy prawie już dosięgnęłam łańcuszek, Cal podrzucił go do góry i złapał w drugą rękę. Co za cwaniak. Odpuściłam i popatrzyłam na niego złowrogo. On jednak, nic nie mówiąc, wsunął naszyjnik przez moją szyję i poprawił zawieszkę na mojej klatce piersiowej. Popatrzył mi w oczy i przyglądał się tak przez moment.

- Nie wiedziałem, że masz taką samą – odparł, gdy spoważniał i trochę się uspokoił.

- Nie wiedziałam, że nadal grzebiesz w cudzych rzeczach – rzuciłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Zdenerwował mnie. Nie miałam zamiaru naśladować poczynań Hemmingsa i nosić tego unikatu jako ozdóbki na szyi. Nie mogę jej nosić. Już wczoraj planowałam zdjąć z kostki ten cholerny i do tego za długi łańcuszek, ale coś mi na to nie pozwalało. Należał do Luka, bo przecież, ja sprzedałam jego babci tylko trójkątny plastik. Szybko sięgnęłam ręką do przywieszki i usiłowałam zdjąć ją z szyi. Ręka bruneta powstrzymała mnie.

- Proszę, zostań w nim – powiedział, patrząc na mnie błagalnie – niech wszyscy wiedzą, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką – dodał nieśmiało. Na jego słowa zrobiło mi się o wiele lżej na sercu. Wiedziałam, że już podjął decyzję i nie ustąpi. Zawsze tak to się zaczynało. Błagalny ton, moje protesty oraz pójście na ugodę. Czasem była kłótnia, ale zazwyczaj zgadzałam się na propozycje przyjaciela. Przytaknęłam głową i schowałam łańcuszek pod ogrodniczki i biały top. Oby nikt go nie zauważył. A mówiąc „nikt” mam tylko jedno imię na myśli. Gdy uzgodniliśmy wszystko co dotyczyło naszych dzisiejszych planów, zeszliśmy na dół, powiadomić o tym moją mamę. To oczywiste, że teraz wszystko zależy od niej. Mała część mnie skrycie prosiła, by nie wyraziła zgody na moje wyjście. W kuchni pachniało pieczenią. Mama robiła obiad. Gdy weszliśmy do jasnego pomieszczenia, przywitała nas szerokim uśmiechem. Krzątała się przy gazówce, jak zwykle ubrana w czerwony fartuszek. Uwielbiała go nosić. W sumie pasował do jej jasnych włosów, które zresztą po niej odziedziczyłam.

- Dzień dobry pani Williams – odparł radośnie Calum.

- Mamuś, bo jest taka sprawa – zaczęłam – czy mogłabym dziś nocować u Caluma?

- Jasne – odparła beznamiętne. Halo mamo! On jest chłopcem! A chyba wiesz co chłopiec może zrobić dziewczynce prawda? I nie przeszkadza Ci to? Na prawdę?! – Calumie, a Darcy nie ma nic przeciwko? – spytała i zlustrowała chłopaka spojrzeniem. On tylko popatrzył na mnie, nakazując mi milczeć i odparł:

- Oczywiście, że nie. Moja mama traktuję Alexę jak drugie dziecko – wymownie się uśmiechnął w moim kierunku – To żaden problem, to dla nas przyjemność – zaśmiali się oboje, a ja wywróciłam oczami.

- W takim razie zgadzam się, ale pod jednym warunkiem. Oboje zostajecie u nas na obiedzie. Z pustym żołądkiem nie wypuszczę – zaśmiała się, na co oboje zrobiliśmy to samo. Poszliśmy z Hoodem do stołu i czekaliśmy na posiłek. Po chwili, z salonu wyłonił się tata. Przywitał się z nami i pomógł mamie przynosić talerze do stołu. Nim się obejrzeliśmy, zasiedliśmy do rodzinnego obiadu, niczym brat i siostra. Bo przecież Cal to tak jakby moje rodzeństwo…trzecie dziecko Williamsów.
***

[Perspektywa Caluma]

Gdy Alex zbierała wszystkie swoje rzeczy, potrzebne na nasze dzisiejsze spotkanie klasowe, czekałem w korytarzu. Gdy wróciła, szybko oznajmiliśmy jej mamie, że wychodzimy i ruszyliśmy piechotą do marketu. Postanowiliśmy zrobić zakupy przy sklepie najbliżej mojego domu, by nie ciągać za sobą przepełnionych jedzeniem reklamówek. Mieszkałem od przyjaciółki jakieś 30 minut drogi, więc mieliśmy kawałek do przejścia. Bardzo cieszyłem się, że odbędzie się ta impreza i że Alexa na niej będzie... Ciągle myślałem o tej samej kostce, która teraz nosiła na łańcuszku. To chyba coś znaczy prawda? Chciałbym by tak było, ale jestem za wielkim tchórzem by interweniować. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się pod dużym supermarketem. W środku się rozdzieliliśmy, by zakupy poszły sprawniej. Ja poszedłem na dział z kiełbaskami, które zamierzamy upiec przy ognisku, a Williams ruszyła w kierunku przekąsek, chipsów i pieczywa. Gdy już byliśmy na dziale napoi, wzięliśmy zgrzewkę coli, wody i oranżady. Mijając stoisko alkoholowe, przystanąłem przy półce z piwami. Sięgnąłem ręką po napój, na co wyraz twarzy blondynki zmienił się. Patrzyła na mnie groźnie i złapała mnie za nadgarstek.

- Nawet o tym nie myśl Cal! – spojrzała na mnie wymownie. – Po pierwsze, nie sprzedadzą nam tego, a po drugie, nie chcemy mieć powtórki z ostatniej imprezy prawda? Poza tym musisz się odurzyć, żeby spędzić miło czas? – odparła z dezaprobatą, na co odłożyłem butelkę na jej wcześniejsze miejsce. Westchnąłem przegrany i ruszyliśmy do kasy. Po zapłaceniu za zakupy, wyszliśmy na zewnątrz i ruszyliśmy w kierunku plaży. Wymieniliśmy po drodze parę zdań, ale przez większości czasu można było wyczuć dziwną atmosferę. Targałem się z ciężkimi zakupami, a Alex nakazałem nieść te lekkie przekąski i kiełbaski. Gdy stanęliśmy pod moją chatą, otworzyłem drzwi i wbiliśmy do środka. Alex poszła rozpakować rzeczy w kuchni, a ja odparłem, że wychodzę na chwilę na dwór, zadzwonić do matki. Skłamałem. Gdy w słuchawce usłyszałem zachrypnięty głos, odparłem.

- Słuchaj Ash, jest sprawa. Domówka, dzisiaj, u mnie. Brakuje tylko alkoholu. Jesteś w stanie go załatwić? – odparłem szybko, rozglądając się, czy aby Alex nie wyszła na dwór.

- Pewnie. Wyślij smsem adres, a wbijemy – odparł beznamiętnie. – Tylko potem musimy się rozliczyć za wódkę, bo sponsorem nie jestem – zaśmiał się, co wcale nie wyglądało, że jego wypowiedz go bawi. Był poważny.

- To chyba oczywiste – odburknąłem do kolegi Lei, którego poznałem na ostatniej balandze. – Więc widzimy się koło dziewiątej – rozłączyłem się i wróciłem do przyjaciółki. Znów ją okłamałem, czuję się winny, ale przecież bez odrobiny procentów nie będzie melanżu, tylko schadzka kółka różańcowego. Czas się zabawić, a przecież Ashton Irwin to definicja zabawy.



Jeśli przeczytałeś rozdział, proszę, zostaw po sobie komentarz. To wiele dla nas znaczy i zachęca do dalszego pisania. Nie wspominając o uśmiechu na naszych twarzach ;)

@TheBeatlesTime