czwartek, 26 czerwca 2014

Trzeci


ROZDZIAŁ 3
Przed siódmą, byłam prawie gotowa do wyjścia. Miałam na sobie czarną koszulkę z nadrukiem i obcisłe, jeansy z dziurami. Na nogi wsunęłam vansy oraz wzięłam luźną marynarkę pod rękę. Włosy rozpuściłam i zrobiłam - co dziwne - trochę mocniejszy makijaż. Lea miała przyjechać po mnie koło dwudziestej, więc miałam jeszcze trochę czasu, by ogarnąć w pokoju i coś zjeść. W kuchni pachniało cynamonowymi bułeczkami, które mama właśnie wyciągała z piekarnika. 

- Kochanie, a gdzie ty się wybierasz? – spytała mama, spoglądając na mnie z lekkim zdziwieniem.

- Ym..mamo, ja no, umówiłam się z koleżanką – zaśmiałam się nerwowo. – Dlaczego pytasz?

- Wystroiłaś się! Ale zaraz, z koleżanką? Alex! To świetnie, nie mówiłaś że poznałaś sobie kogoś w nowej szkole – powiedziała entuzjastycznie.

- Tak właściwie to miałam zamiar wyjść z Calumem, ale musiał coś załatwić – odparłam i pochmurniałam.

- Racja, Calum. Tak dawno go nie widziałam. Może niedługo zaprosisz go do nas co? – spytała i przełożyła gorące bułki na talerz.

- Dobrze, następnym razem – odparłam. Nagle za oknem rozbrzmiał dźwięk trąbienia. Wyjrzałam przez kuchenne okno i spostrzegłam moją koleżankę Leę, za kierownicą. Odetchnęłam z ulgą. Wybawiła mnie z dalszego przesłuchania. Pobiegłam do korytarza, wzięłam torbę, a wracając do kuchni krzyknęłam:

- Mamo, ja idę, biorę bułeczki na drogę – wzięłam do małego pudełeczka kilka smakołyków dla znajomej.

- Nie wracaj późno Alexandro! Jutro szkoła, a ja nie chcę się zamartwiać czy nic Ci się nie stało. W razie czego zadzwoń! – odkrzyknęła mama ze spiżarni. Pewnie szukała konfitur do wypieków. Wzięłam klucze, ramoneskę i wyszłam z domu. Gdy wsiadłam na miejsce pasażera, Lea odezwała się do mnie:

- Co tak wolno? Zaraz się spóźnimy, a mamy jeszcze kawałek drogi do przejechania! – pisnęła podekscytowana.

- Przepraszam, wynagrodzę Ci to. Trzymaj! – podałam jej pudełko z bułkami, zanim ruszyłyśmy.

- No okej, wybaczam – zaśmiała się.

Szybko zjadłyśmy naszą kolację i ruszyłyśmy w kierunku obrzeży miasta. Sydney o tej porze tętniło życiem. Przez piętnaście minut stałyśmy w korku zanim skręciłyśmy na objazd aglomeracji. Wpół do dziewiątej byłyśmy pod siwym domem, stojącym przy ulicy Atras. Wysiadłyśmy z auta i skierowałyśmy się w stronę budynku z którego rozbrzmiewała głośna muzyka wraz z basami. Wokół wejścia było trochę ludzi. Nietrzeźwe nastolatki zataczały się w stronę ogrodu, gdzie było epicentrum imprezy. Dopiero teraz spostrzegłam jak ubrała się Whitman. Miała na sobie legginsy w panterkę, czarną koszulkę i pełno pozawieszanych na szyi łańcuszków. Jej ręce zdobiło mnóstwo bransoletek, a włosy miała rozpuszczone, tak że jej różowe pasemka były bardzo wyeksponowane. Makijaż jak zwykle mocny: grube kreski, ciemna szminka i trochę różu. Na swój sposób wyglądała całkiem uroczo. Jakby wymagała nawrócenia. Choć lubiłam jej styl. I tą bezpośredniość.

- Nad czym tak dumasz? – wyrwała mnie z zamyślenia gdy weszłyśmy do domu. Było w nim zimno. Białe ściany korytarza wyglądały na lekko zabrudzone. Przy wejściu stała beczka z piwem, a obok na stoliku plastikowe kubki. Lea, nie pytając mnie o zdanie, nalała nam sporo napoju. Niepewnie wzięłam od niej kubek, po czym koleżanka odparła:

- Zapowiada się czadowa balanga! Zdrowie! – krzyknęłam i stuknęła się ze mną kubeczkiem. Ciurkiem wypiłam piwo, żeby się trochę rozluźnić i nie zmienić zdania. Gorzki napój spłyną przez moje gardło do żołądka. Poczułam pieczenie w przełyku. Lea już nalewała kolejną porcję. Po chwili cała roześmiana podała mi czerwony kubek. Obie powtórzyłyśmy nasze czynności, aby potem ruszyć dalej przez korytarz. Mijałyśmy się z bandą starszych chłopaków, którzy łapczywie rozbierali nas wzrokiem. Szybko od nich odeszłyśmy i skierowałyśmy się w stronę ogródka. Po krótkiej chwili Lea złapała mnie za ręce:

- Alex, chodź do baru – próbowała przekrzyczeć muzykę i pociągnęła mnie za sobą. Zamówiła dla nas jakieś drinki, następnie szybko wypiła swojego i zaczęła mówić lekko podekscytowana:

- Musimy się nawalić! To świetna impreza, za cholerę nie mogłyśmy jej przegapić! – krzyknęła, a po chwili namysły dodała – Ciekawe czy to dziwadło co siedzi za mną na matmie przyjdzie. Znaczy Olivia – z przesadną dokładnością wypowiedziała ostatnie słowo. Zaśmiała się.

- Kto? – nie kojarzyłam nikogo o takim imieniu.

- No wiesz, taka chłopczyca – widząc moje wahanie dodała – mało mówi, włosy w kucyk, bluza, zero makijażu jakby w życiu nie widziała czegoś takiego jak tusz do rzęs. – parsknęła. I nagle mnie oświeciło. Pomimo drobnej ilości alkoholu w moich żyłach obraz przestraszonej dziewczyny powrócił. Podkrążone oczy, przede wszystkim smutne oraz blada cera. Wpadłam na nią na targach szkolnych, gdzie pierwszego dnia zapisywaliśmy się na zajęcia. Wtedy pojawił się Calum, a potem Luke i zignorowałam dziewczynę bez imienia. Znaczy teraz już wiem kogo. Olivię.

- Nie pijesz? – zapytała Whitman wskazując na mój kubek.

- Ymm, tak, już, przepraszam zamyśliłam się. – wzięłam parę łyków, co prawda niechętnie i poczułam ciepło w całym ciele. Odstawiłam gdzieś kubek i wzięłam koleżankę za rękę. – Chodź potańczyć! – szybko rzuciłam i sama zdziwiłam się swoją śmiałością. W końcu przyszłam się tu trochę zabawić tak? A może to alkohol bardziej mnie otworzył na ludzi.
***

 [Perspektywa Olivii]
Szybko pobiegłam do domu. Nie mogłam się spóźnić. Obiecałam mu. Weszłam do mieszkania i zdjęłam buty. Po drodze do pokoju niestety wpadłam na niego.

- Co tak długo?! – wydarł się.

- Przepraszam, j-j-ja, ja nie chciałam – jąkałam się.

- Ile razy mam ci powtarzać gówniaro, że masz mnie słuchać i wracać na czas?!

- Ale ja miałam lekcje, ni-nie mogłam wyjść wcześniej – odparłam przerażona reakcją ojca.

- Nie tym tonem, więcej szacunku! Poza tym masz swoje obowiązki! – krzyknął i złapał mnie za ramiona – Chyba muszę cie ukarać – zaśmiał się prosto w moją twarz i wtedy do mnie dotarło, że jest pijany. Odór alkoholu muskał moją twarz. Zrobiło mi się niedobrze, ale za bardzo bałam się tego człowieka. Nim się obejrzałam, poczułam jego parszywą łapę na policzku. Po chwili został już tylko czerwony ślad na twarzy. I uraz na sercu. Pieczenie było okrutne. Pogodziłam się z bólem. Nie przeszkadzał mi. To był jedyny punkt zaczepienia. Chwiejącym krokiem podszedł do stolika. Podniósł z niego ramkę z fotografią i odparł złośliwym głosem:

- Nie byłaby z ciebie dumna! Nie wychowała sobie takiej suki! – wydarł się. Milczałam. Moje ręce drżały, tak jak i warga, a serce waliło jak oszalałe. Nie dotknęły mnie jego słowa. Przerażała mnie tylko jego zaciśnięta pięść. – Ponoć czyjaś śmierć zmienia człowieka! Ciebie zmieniła na gorsze! Jak możesz oddychać?! – wydarł się i chwiejnym krokiem podszedł do mnie.

- Nie wciągaj w to mamy, proszę – szepnęłam błagalnie.

- Nie rozkazuj mi! – wydarł się i jak zwykle miał w zwyczaju, wyładował na mnie swoją złość. Rzucił w moją klatkę piersiową ramką ze zdjęciem. Na fotografii była moja rodzicielka. – Teraz pożałujesz, że mnie nie słuchasz! – złapał mnie za ramiona i z całej siły przyparł mną do ściany. Jego siła sprawiała ból, na co jęknęłam żałośnie. Widząc moje cierpienie, mój ojciec, parszywy gnój, zadał mi cios w twarz. Jego pięść rozcięła moją wargę. Skuliłam się pod ścianą i chciałam przeczekać najgorsze. Cała się trzęsłam. Przerażał mnie. Zabije mnie? Może. To nie miało sensu. Uwolnienie się od niego było nagrodą, nie karą. A moja śmierć ułatwi wszystko. Dołączę do mamy. Jedynej osoby, która mnie przed nim chroniła. Jednak i jej zabrakło. Nie miałam już nikogo, kto mógłby za mnie przyjąć bolesne ciosy. Zacisnęłam powieki, czekając na najgorsze. On tylko zawahał się i odszedł do swojego pokoju, obijając się o ściany. Po drodze zabrał ze sobą butelkę wódki, która stała w kuchni.

- Nienawidzę cię – syknęłam pod nosem przez zaciśnięte zęby. Krew z wargi spłynęła mi do ust. Ledwo się podniosłam i nie patrząc na nic, wzięłam do ręki rozbite szkło z ramki. Pobiegłam na piętro jak najszybciej się dało, nie zważając na ostre narzędzie, które raniło moją dłoń. Już miałam swoje lekarstwo. Zamknęłam się na klucz w łazience. Zdjęłam bluzę. Inny ból pokryje ten nowy. Pozbędę się go następnym. Z zakrwawionej ręki wyjęłam kawałek szkła. Był gruby i zabrudzony czerwoną cieczą. Lekarstwo na cierpienie. Położyłam rękę na umywalce. Ostrą stroną przezroczystego narzędzia rozpoczęłam niewielkie nacięcie na wewnętrznej stronie ręki. To moje brzemię. To mnie wyleczy. Muszę to zrobić. Popatrzyłam na ściekające do zlewu krople krwi. Przepraszam mamo – pomyślałam i zadałam sobie kolejne, kojące nacięcie.

***

[Perspektywa Alex]
O mój boże! – krzyknęłam. – Czy ty widziałaś jak ten koleś właśnie cie obczaił? – powiedziałam podekscytowana, kołysząc się do rytmu muzyki. Razem z Leą byłyśmy w tłumie i tańczyłyśmy do upadłego, popijając drinki. Musiałam być trochę wstawiona, ale kontaktowałam ze światem. Gorzej było z moją towarzyszką. Zaśmiałam się widząc rozkojarzenie w jej oczach spowodowane alkoholem. – Usiądź – usadowiłam ją przy barze i rozejrzałam się po posiadłości. Była ogromna. Ten kto tu mieszka musi być bardzo bogaty. Poczułam, że ktoś na mnie wpadł. Szybko się ulotnił, ale moja ręka była cała mokra. Drink, który przed chwilą trzymałam w dłoni, wylał się, a kubeczek leżał na trawie. Moje ręce kleiły się od napoju, przez co poczułam ogromny dyskomfort. Zawiadomiłam Leę, że idę do toalety i ruszyłam w kierunku domu. Szybko się ogarnęłam, umyłam ręce, poprawiłam makijaż i wyszłam z białej łazienki. Skupiłam się na otaczającej przestrzeni, ale trochę kręciło mi się w głowię. Oparłam się o ścianę i zaczęłam przyglądać grupce nastolatków stojących naprzeciwko mnie, po drugiej stronie pomieszczenia. Moje zdziwienie dotknęło zenitu gdy mój wzrok spotkał się z wzrokiem przystojnego blondyna, z podniesionymi do góry włosami, w czarnych rurkach, vansach i białej koszulce z nadrukiem. Zmarszczyłam brwi, gdy chłopak ruszył w moim kierunku. Do cholery, co on tu robi?

- Alex! – powiedział o wiele za głośno i rzucił się na mnie, przytulając mnie. – Ty też tu jesteś? Ale zajebista impreza! – wydarł się i spostrzegłam, że nie jest zbyt trzeźwy.

- Ym, no tak jestem tu, ale co ty tu robisz Luke? – rzuciłam lekko zakłopotana i zdezorientowana.

- No balujemy z Calumem i jeszcze z Michaelem, takim nowym…

- Czekaj co? Calum tu jest? – przerwałam mu zdziwiona.

- No tak, jakby mógł opuścić  takie zajście! Miał zrezygnować bo miał się spotkać z.. O kurwa! – wydarł się, gdy zrozumiał całą sytuację. On miał się spotkać ze mną i mnie okłamał! Miał pomóc Lucasowi, a nie zabawiać się z nim na jakiejś imprezie. Wkurzana spiorunowałam blondyna wzrokiem i odburknęłam:

- Gdzie on jest?

- Lepiej go nie szukaj – szybko odparł i zachwiał się. Oparł tułów o ścianę, by nie upaść.

- Niby dlaczego? – czułam coraz większe poirytowanie.

- Nie jest w dobrym stanie – odparł, a między nami pojawiła się brunetka i łapczywie rzuciła się na mojego rozmówce.

- Lukuś! – pisnęła i obdarzyła go namiętnym pocałunkiem. Poczułam swojego drinka w gardle. Myślałam, że zwymiotuję od tych czułości przed moim nosem, ale szybko wzięłam się w garść. Wyszłam z domu i ruszyłam w stronę baru, gdzie zostawiłam swoją koleżankę. Za plecami usłyszałam głos blondyna:

- Alex, czekaj! – krzyknął, a gdy odwróciłam się zauważyłam chłopaka, który również wyszedł na zewnątrz z brunetką u boku, która chwilę temu się na niego rzuciła. Pamiętam ją ze zdjęć na facebooku. To ona była ową dziewczyną Luke'a. Teraz szczerzyła się jak idiotką. I patrzyła prosto na mnie.

- Daruj sobie! – wrzasnęłam. Przechyliłam głowę w prawo i ujrzałam znajomego mi bruneta. Calum stał po środku tłumu ludzi i łapczywie wypijał alkohol z butelki. Każdy mu wiwatował i dopingował go. To były jakieś cholerne wyścigi? Zawody? Widzę, że nasza przyjaźń odnawia się niezawodnie. Jak mam mu ufać, skoro przy pierwszej lepszej okazji wybiera jakiś tani alkohol i tandetną domówkę? Idąc tak, ciągle patrząc na przyjaciela, na moje nieszczęście, wpadłam na pustą butelkę i wywaliłam się prosto na trawę. Upadłam na kolana, zatrzymując się na łokciach. Usłyszałam śmiech innych. Czyżby blondyna i jego, no cóż, ładnej dziewczyny? Zażenowana szybko się pozbierałam, wzięłam torebkę i poszłam do Lei. Powiedziałam, że wracam taksówką do domu. Jej również radziłam zrobić to samo, ale ona upierała się by zostać. Siedziała z jakimś Michelem Cliffordem i rozmawiali, co chwila wybuchając śmiechem. Tak więc samotnie ruszyłam do wyjścia i miałam mieszane uczucia. Wściekłość na Caluma, że mnie okłamał i wystawił. Wstyd przez tą kompromitację na trawniku, z moją osobą w roli głównej oraz poczucie smutku, że Luke również mnie okłamał, zignorował i obściskiwał się ze swoją dziewczyną. Przed moimi oczami! Oburzyłam się. Chociaż jakie to niby miało znaczenie w tej sytuacji? Weszłam do taksówki i podałam kierowcy dokładny adres, pod który ma jechać. Wysiadając nawet się nie zachwiałam. Nie byłam wstawiona. Przez te wszystkie emocje wytrzeźwiałam. Całkowicie. Rodzice już spali, a było chwile po północy. Szybko się ulotniłam. Taka ze mnie sztywniara? Może, westchnęłam. Szybko przygotowałam się do spania, ustawiłam budzik i położyłam się pod kołdrę. Gdy już prawie zasypiałam, głośno rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu. Przestraszona wyskoczyłam z łóżka i czym prędzej odebrałam komórkę, nie chcąc obudzić domowników. Nawet nie popatrzyłam na wyświetlacz tylko od razu zaczęłam swój monolog:

- Widziałeś, która godzina? Nie masz człowieku zegarka w domu, by dzwonić do ludzi o przyzwoitej porze? Jest wpół do drugiej! – odparłam oburzona, starając się nie krzyczeć albo nie robić tego głośno.

- Alex, to ja Luke. Ja muszę..

- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Czego chcesz? – przerwałam rozmówcy.

- Lea miała wypadek. Razem z naszym kolegą, Michaelem. – odparł na co moje oczy rozszerzyły się, a warga powędrowała w dół. Zabrakło mi tchu w piersiach, a co gorsze głos blondyna był dość poważny, przede wszystkim trzeźwy, co oznaczało, że sytuacja jest poważna.



Jeśli przeczytałeś rozdział, proszę, zostaw po sobie komentarz. To wiele dla nas znaczy i zachęca do dalszego pisania. Nie wspominając o uśmiechu na naszych twarzach ;)

@TheBeatlesTime