piątek, 10 października 2014

Osiemnasty

ROZDZIAŁ 18
 
[Perspektywa Lei]
Idąc we wtorkowy poranek do szkoły, rozmyślałam nad moim chytrym planem. Wiedziałam, że jeśli chcę się czegoś dowiedzieć, musze działać na własną rękę. Tak więc planowałam trochę złamać prawo, ale to nic nowego. Zaśmiałam się w duchu, przypominając sobie moje wcześniejsze wyczyny. Widząc za zakrętem budynek szkoły, postanowiłam przystanąć. Rozglądnęłam się w około. Na ulicach gościły pustki, znów przyszłam za szybko. Nie zwlekając, zawróciłam i skręciłam we wcześniejszą uliczkę, prowadzącą do dzielnicy ze starymi kamienicami. Tam gdzieś znajdował się antykwariat, w którym pracowała Alex. Oparłam się o murek i zamknęłam oczy. Chwilę nacieszyłam się spokojem i samotnością, a potem wyjęłam mój urodzinowy prezent z torby. Kliknęłam guzik na papierosie, wsadziłam go do ust i pociągnęłam dym. W buzi poczułam posmak metalu, łączący się w dziwną kombinację z wiśnią. Zaciągnęłam się smakowym tytoniem i wypuściłam powietrze z płuc razem z szarą smuga. Trochę się uspokoiłam i zapomniałam o moich niby idiotycznych problemach. Sophie ciągle panoszy się w domu. Dzisiaj rano, gdy robiła herbatę, ta idiotka zbiła ulubiony kubek mojej mamy. Ojca to nie wzruszyło, ale ten przedmiot był jedną z niewielu pamiątek jakie pozostały mi po matce. A ta dziwka musiała wziąć go w te swoje wścibskie łapy z beznadziejnymi i sztucznymi tipsami, by po chwili go stłuc. Niby przypadkiem jej się wyślizgnął z rąk, ale i tak jest dla mnie nikim. Nienawidzę jej, a każda chwila którą ojciec z nią spędza sprawia, że zaczynam do niego czuć coś podobnego. Niechęć, wstręt..brak empatii, miłości. Nie o to chodzi w rodzinie. Nie tak ma być! Jeszcze kilkakrotnie pociągnęłam bucha z elektrycznego papierosa i schowałam go na dno mojej czarnej torebki. Wzięłam jakiegoś miętowego cukierka i widząc już późną godzinę na zegarku, zwinęłam tą zajebistą, jednoosobową imprezę i poszłam do budy. Po drodze spotkałam Barbie Sandy, która szła ze swoją mamusią, która jakimś dziwnym, pieprzonym trafem była u nas nauczycielką języka angielskiego. Nie lubiłam jej. Zawsze się mnie czepiała, zwłaszcza makijażu. Kiedyś nawet przez to byłam w kozie, a wtedy właśnie poznałam Świętą Trójce. Może gdyby nie ona i tamta kara, nie byłabym teraz w tak dobrych stosunkach z Cliffordem? Ale przecież nie będę jej dziękować..skarciłam się w duchu za własną głupotę, a potem zmierzyłam zawistnym wzrokiem pustą córkę nauczycielki. Ona udała, że tego nie widzi, a jej matka tak była zaabsorbowana rozmową telefoniczną, że nawet nie dostrzegła, iż weszła właśnie do swojego budynku pracy. Za dziesięć minut miały zacząć się lekcje, a już planowałam jak wprowadzić mój misterny plan w życie. Na pewno zrobię to podczas mojego okienka, gdy reszta będzie miała lekcje. Ja jako kobieta kot, będę mogła spokojnie dokonać małego włamania. Zaśmiałam się wyobrażając sobie siebie w obcisłym, czarnym stroju z  ogonem i uszami. O tak! Wyglądałabym bardzo seksownie – pokiwałam głową z uznaniem dla siebie samej i ruszyłam na zajęcia.

***

[Perspektywa Alex]
- Zrób to dla mnie – usłyszałam w słuchawce komórki błagalny głos Willa.

- Wiesz, że nie mogę – powiedziałam jednocześnie ubierając na nogi trampki i trzymając telefon przy uchu.

- To tylko jeden raz – nie dawał za wygraną.

- Nie mogę dzisiaj iść na wagary! Mam test z fizyki – westchnęłam.

- Spokojnie ślicznotko, jeszcze będziesz miała mnóstwo testów w swoim porządnym życiu – drażnił się ze mną.

- Sugerujesz, że mam nudne życie? – chciałam zmienić temat.

- A czy powiedziałem nudne?

- Porządne to prawie to samo co nudne – odparłam, na co usłyszałam śmiech chłopaka.

- Nie wygłupiaj się tylko chodź ze mną gdzieś dzisiaj – jego upór dał się we znaki.

- Will, ja już podjęłam decyzję. Idę do szkoły, ale..

- Woah! Robi się ciekawiej! – powiedział emocjonalnie chłopak, a ja zamknęłam w tym czasie drzwi wejściowe.

- Ale możemy wyjść do kina w czwartek – dokończyłam, po tym jak Thompson mi przerwał.

- Zgoda panno porządnicka – zaśmiał się, a ja poczułam wstyd i zdenerwowanie.

- Cześć Will – powiedziałam, a on wybuchnął śmiechem.

- Miłego dnia piękna – usłyszałam słowa bruneta, a potem nastały dźwięki przerwanego połączenia.

- Nawzajem piękny – powiedziałam do siebie, kontynuując drogę do szkoły.

***

[Perspektywa Lei]
Gdy zadzwonił dzwonek, informujący o końcu przerwy, wybrałam się do szatni. Miałam godzinę przerwy i wiedziałam co muszę zrobić. Wcześniej wszystko dokładnie omówiłam z Alex, ale ona niestety nie mogła mi pomóc, bo miała na tej lekcji egzamin z fizyki. I nasz blond cel również miał tam być. Obdarzono mnie więc swobodą do wykonania swojego zadania. Zeszłam po schodach i znalazłam się pomiędzy regałami szafek innych uczniów. Szybko znalazłam tą jedną, odpowiednią i mocno wepchnęłam ją do środka. Szafka Luke’a lekko drgnęła, a przy drzwiczkach zrobił się mały otwór. Wsadziłam tam delikatnie rękę i szarpnęłam w swoją stronę metal, by wyciągnąć go przed zawiasy. Drzwiczki szafki mocno obtarły się o metal, ale w końcu, po użyciu większej siły, otworzyłam ją i miałam na wyciągniecie ręki zawartość małego schowka Hemmingsa. Dumna ze swojego wyczynu, którym czasem posługiwałam się przy otwarciu własnej szafki, zatarłam ręce i zlustrowałam przedmioty przede mną. Szukałam zdjęć, na których była moja przyjaciółka albo czegokolwiek z nią powiązanego. Na dnie były książki, na nich rzucona jakaś bluza, obok leżały zapałki, długopis, kilka pomiętych papierków. Od środka własność blondyna była ozdobiona plakatami zespołów takich jak „Green Day” i „Blink 182”. Zobaczyłam jakieś małe pudełko w rogu, zasłonięte podręcznikami. Sięgnęłam po nie i widząc etykietę od razu je odrzuciłam. Ochyda! – wrzasnęła moja podświadomość. Po co ten dupek ma kondomy w szafce?! - czując jednocześnie odruch wymiotny i zaintrygowanie, pokręciłam z niedowierzaniem głową. Więc nasz mały blondasek puścił wodze i szaleje! No może nie tak bardzo, bo gdyby szalał raczej nie zabezpieczałby się ze swoją laską. Ale ja nie wnikam..Prędzej on w nią..Jezu Lea, zamilcz i zajmij się swoją robotą! – wrzasnęłam na siebie w duchu. Ostatni raz popatrzyłam na pudełko i szybko odwróciłam wzrok. Nic tutaj nie było! Zrezygnowała spojrzałam jeszcze na szarą bluzę zwiniętą w jakiś nieogarnięty kłębek. Wsadziłam rękę do jej pierwszej kieszeni. Zrobiłam to samo z drugą i wtedy natknęłam się na coś małego i plastikowego. Przyglądając się literce „A” na wierzchu, skojarzyłam fakt, że może to mieć znaczenie z Williams. Nawet jeśli nie i tak muszę to wziąć i się upewnić. Szybko schowałam plastik do kieszeni czarnych rurek, a następnie zaczęłam układać rzeczy Luke’a tak jak je zastałam. Drzwiczki szafki zatrzasnęły się z głośnym hukiem tuż przy moich palcach, że ledwo zdążyłam je zabrać.

- Szukasz czegoś?! – widząc Hemmingsa, omal nie dostałam zawału serca.

- Nie, ja pomyliłam szafki – uśmiechnęłam się sztucznie.

- Do swojej też się włamujesz? – zbliżył się do mnie, zaciskając pięści; cały kipiał ze złości.

- Zapomniałam kluczyka – zmieszana popatrzyłam w ziemię.

- Czego szukałaś?! – wrzasnął, a ja miałam ochotę skulić się i schować za jakimś regałem.

- Stary, powaliło Cie?! Nie drzyj japy – nie wiadomo skąd, obok mnie nagle pojawił się Michael. Poczułam ulgę, choć wiedziałam, że to nie koniec tego bałaganu.

- Nie drę japy matole! Ta wścibska laska grzebała w mojej szafce – powiedział wciąż agresywnym głosem.

- To prawda? – Clifford skierował swój wzrok w moją stronę. Widziałam w nich ciekawość, a sam fakt patrzenia chłopakowi głęboko w oczy sprawiał, że miałam ochotę jeszcze bardziej zakopać się pod ziemię.

- Już mówiłam, że się pomyliłam – spuściłam załzawiony wzrok. Może i trochę zasymulowałam płacz, ale gdyby nie to, nie udałoby mi się jakoś z tego wywinąć. Muszą uwierzyć, że to był przypadek.

- Luke, daj se na wstrzymanie. Odwala Ci – powiedział Mikey, złapał mnie w talii i odwrócił nas w stronę wyjścia ze szkoły. Szliśmy korytarzem, a mój wybawca wciąż miał dłoń na wysokości mojego pasa. Odwróciłam głowę do tyłu. Blondyn nadal stał w tym samym miejscu i mierzył mnie teraz wściekłym, palącym spojrzeniem. Szybko spojrzałam w innym kierunku i delikatnie wsadziłam palce do kieszeni spodni. Musiałam być pewna czy mam jakiś dowód dla Alex. Coś co mogło mieć z nią znaczenie.

***

Wpadłam jak piorun do „Arizony” i od razu odnalazłam Williams wzrokiem. Siedziała i skubała skrawek swojego pudrowo różowego swetra. Opadłam zdyszana na krzesło i przygotowałam się na niezadowolenie przyjaciółki. Nawet na samą myśl kłopotów delikatny uśmiech uformował się na mojej twarzy.

- Gdzieś ty była?! Zniknęłaś w środku szkoły, nie wróciłaś na lekcje i do tego nie odbierałaś telefonu! Już myślałam, że coś się stało – powiedziała, ale ton jej głosu świadczył o wyraźnym odczuciu ulgi.

- Przepraszam, przydarzyły się pewne komplikacje, ale żyję – spróbowałam rozładować atmosferę, co zadziałało, bo dziewczyna się uśmiechnęła. Zrobiłam to samo.

- Jakie komplikacje? – przybliżyła się w moją stronę i oparła brodę na dłoniach.

- Luke przyłapał mnie na gorącym uczynku – szepnęłam, a w oczach dziewczyny ukazał się strach.

- Nie! Naprawdę?! – nie wierzyła moim słowom.

- Tak, ale Michael pomógł mi się wymigać od kłopotów. Choć Hemmings raczej nabrał do mnie podejrzeń – powiedziałam, a wspominając popołudniowy incydent z szafką, przypomniałam sobie, co w niej znalazłam. Nie miałam jednak zamiaru wspominać o tym przyjaciółce. Po co teraz mieszać jej w głowie? Poza tym to była dość prywatna sprawa blondyna i nie chciałam się w to wtrącać. Postanowiłam wymazać to z pamięci..będzie ciężko. Zbyt duży szok jak na jeden raz.

- Zaraz, zaraz. Clifford Ci pomógł? – dziewczyna zabrała ręce i usiadła prosto. – Mówimy o tym samym chłopaku? No wiesz, farbowane włosy, arogancki imprezowicz?

- On nie jest taki zły, za jakiego go mają – odparłam, a gdy dotarło do mnie co powiedziałam, poczułam dość duże zdziwienie. Od kiedy ja tak uważam?!

- No dobrze, nie oceniam. To ty znasz go lepiej – wystawiła mi język i obie się zaśmiałyśmy.

- Ale to nie wszystko – powiedziałam, a Alex znów utkwiła swoją uwagę w mojej osobie. – Znalazłam coś takiego w jego bluzie, popatrz – dokończyłam wyraźnie podekscytowanym głosem i pokazałam przyjaciółce znaleziony, mały, plastikowy przedmiot.

- Niemożliwe – szepnęła i zabrała to coś z mojej ręki – ale jak? – jej oczy były wytrzeszczone, a z ust wyraźnie było słychać chrapliwy oddech.

- Co to? – ta cała sprawa tak mnie zaintrygowała, iż nie zauważyłam Ashtona idącego w naszym kierunku.

- Witajcie anakondy! – rzucił się radośnie na krzesło, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Nazwał nas właśnie tak, gdyż ostatnimi czasy ciągle słuchaliśmy najnowszej piosenki Nicki Minaj i bardzo ją prześmiewaliśmy. Mamy niezły ubaw, a Ash zawsze wiedział kiedy co powiedzieć, by poprawić nam humor. Tym razem jednak nie zadziałało. Alex szybko zebrała swoje rzeczy, podniosła się z krzesła i lekko, ale bardzo sztucznie uśmiechnęła.

- Przepraszam, musze iść, musze coś załatwić – nie zdążyłam jej zatrzymać, bo wybiegła z kawiarni razem z malutką rzeczą, którą znalazłam dziś w szafce Luke’a.

- Matko, co to było? Co ona się jakiś tabletek antydepresyjnych najadła? – na słowa złotowłosego, wybuchłam gromkim śmiechem.

- Oj Irwin, Irwin, Irwin. Lecz się kochany – powiedziałam pieszczotliwie i pogłaskałam go po jego uroczych loczkach. Był bardzo przystojnym chłopakiem, ale coś nie dawało mi spokoju. Może jego łagodność? Przewidywalność? Ja potrzebowałam kogoś spontanicznego, szalonego..po prostu innego. Kocham go, ale jako przyjaciela, brata. Nie mogłabym Myślec o niczym więcej, to mogłoby wszystko zniszczyć w naszej relacji. A ja właśnie potrzebowałam jej takiej jaka teraz była. Zwyczajnie potrzebowałam przyjaciela. I wydaje mi się, że Alex też kogoś takiego potrzebowała. Dlatego jesteśmy dla niej w każdym momencie..Nawet w tym najgorszym.
 
***

[Perspektywa Luke]
Nadal mnie nosiło po akcji z tą idiotką Leą. Nie wiem czego ona kurwa chciała, ale jak jeszcze raz się zbliży do moich rzeczy, pożałuje tego. Wiem, że to ta irytująca blondynka ją do tego zmusiła, czułem to. Podszedłem do biurka i przejechałem palcem po kilku fotografiach rozłożonych na blacie. Ukazywały tą samą dziewczynę o jasnych włosach, która była kluczem moich problemów. Zapatrzony w postać Williams na zdjęciu z klubu, gdy tańczyła na ladzie, nie spostrzegłem, że drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Wyrwałem się jakby z transu, gdy delikatne dłonie objęły moją talię, a dziewczyna na szpilkach ułożyła głowę na moim ramieniu.

- Witaj skarbie – Kath ucałowała moją szyję – co ty tam masz? – spojrzała na zdjęciach i gwałtownie się ode mnie odsunęła. – Co to ma do cholery znaczyć?! – położyła ręce na biodrach, a w jej oczach ujrzałem zazdrość.

- Nie Twoja sprawa – odburknąłem.

- Owszem moja, bo jeśli ruchasz jakąś inną, do tego tlenioną wywłokę, to uwierz, że mnie to obchodzi! – krzyknęła, a jej niewyparzona gęba i cała gadka o Alex rozwścieczyła mnie.

- Nie masz prawa tak mówić! – złapałem moją dziewczynę za ramiona i nią lekko potrząsnąłem – Mówiłem już, to nic takiego!

- Więc jak ty się zachowujesz? Puść mnie! – syknęła. Odruchowo odsunąłem się od niej i odszedłem w kierunku okna. Instynktownie złapałem się za kieszeń, by znaleźć jakiegoś szluga. Niestety nic przy sobie nie miałem, babcia nie mogłaby wiedzieć. – Kotek, co się dzieje? Czy ty chodzisz na dziwki? – spytała już łagodniej Kath i zrobiła tą swoją głupkowatą minę. Machała rzęsami jakby jej kurwa ptak wleciał do mózgu, a usta ustawiła w prawie plastikowym uśmiechu. Widząc to, odwróciłem się. Ona nie dawała za wygraną i podeszła do mnie bliżej. Położyła dłoń na moich plecach i zaczęła nią zjeżdżać w dół w górę. Byłem niezwyciężony, nie zwracałem uwagi na jej zachętę do zakończenia tej kłótni w łóżku. Ona wiecznie niezaspokojona i naiwna wsadziła swoją dłoń pod moją bluzę. Przejechała palcami po moim karku, potem po brzuchu, mięśniach na ramionach, a na koniec zjechała lekko ręką na zapięcie moich spodni. Odepchnąłem jej dłoń i zacisnąłem własne pięści.

- Wyjdź – powiedziałem spokojnym głosem, choć cały w środku się w chuja gotowałem.

- Ale..

- Wyjdź stąd Kathrine – przerwałem dziewczynie. Ta urażona zmierzyła mnie niezadowolonym spojrzeniem, odwróciła się na pięcie i stukając obcasami poszła w stronę wyjścia. Ruszyła w stronę drzwi, a ja zamknąłem oczy. Kurwa, co ty robisz zjebany człowieku? Skoro sama pakuje Ci się do wyra, wykorzystaj to! Skoro zawsze tak się kończy każda wasza kłótnia, to dla niej nic nowego. Dla Ciebie też! – moje sumienie, o ile można to nazwać tym pierdolonym sumieniem, sprzedało mi właśnie mentalnego liścia. Nic nie mam do stracenia... Niczego nie mam, więc co mi szkodzi.

- Kath, czekaj! – krzyknąłem za wychodzącą dziewczyną. Właśnie przeszła przez korytarz i już miała wyjść, ale stanęła w miejscu. Podszedłem do niej i szepnąłem do ucha dziewczyny krótkie „przepraszam”. W głowie myślałam tylko o jednym: „bierzmy się kurwa do roboty”. Nie owijając w bawełnę wsadziłem język do jej gardła, a ona przyjęła moje gesty z otwartymi rękoma. Zresztą jak zwykle. Całowaliśmy się, aż w końcu każde z nas musiało złapać oddech. Wtedy popchnąłem brunetkę lekko na ścianę i zacząłem muskać ustami jej obojczyk, ucho, linię szczęki. Gdy jęknęła z zadowoleniem, wziąłem ją za rękę i zwyczajnie zaprowadziłem do mojego pokoju. Tam rzuciła się ona na łóżko i zdjęła swoją koszulkę. Nawet nie musiałem jej do niczego zachęcać, stosować jakiejś gry wstępnej. Sama się przede mną rozbierała, co z resztą było już przewidywalne, wkurwiające. Ignorując to również zdjąłem koszulkę i usadowiłem swoje ciało na ciele Kath. Nie było w tym ani krzty namiętności, delikatności, uczucia. Po prostu znów uprawialiśmy seks. Po kłótni taka była u nas kolej rzeczy. I to wszystko już mi kurwa nie wystarczało.
 
 
 
 Jeśli przeczytałeś rozdział, proszę, zostaw po sobie komentarz. To wiele dla nas znaczy i zachęca do dalszego pisania. Nie wspominając o uśmiechu na naszych twarzach ;)
 
 
 
Od razu przepraszam za spóźnienie. Ciężko mi połączyć szkołę z pisaniem. Jeszcze teraz miałam wycieczkę i nie wyszyło tak jak planowałam. Mam nadzieję, że nas nie opuścicie. Postaram się nadrobić, zwłaszcza, że mamy taki cudowny pomysł na 20 rozdział *o*
Bardzo nam przykro, że po zaprzestaniu dawania wam barier komentarzy, ich ilość tak diametralnie spadła.. Teraz widać kto ceni naszą pracę. Ale i tak dziękuję kochani, że jesteście. Bardzo nas motywujecie do pracy i dziękuję, że jesteście taką wspaniała nagrodą za trud w pisaniu i wymyślaniu (oczywiście kochamy to robić). Zachęcam do tweetowania z hasztagiem #SandCastleFF, komentowania, obserwowania nas oraz do polecania tego bloga innym. Prosimy o cierpliwość i równie za nią dziękujemy ;)
@TheBeatlesTime
@foreverciastko

niedziela, 21 września 2014

Siedemnasty

*Przeczytaj notkę pod rozdziałem*

ROZDZIAŁ 17
 
Po całym mieszkaniu rozbrzmiał przeraźliwy huk. Zerwałam się gwałtownie z łóżka i od razu tego pożałowałam. Poczułam w głowię tysiące przeszywających, małych igiełek. Niemiłosierny ból głowy był pamiątką z wczorajszego wieczora, który musiałam spędzić szaleńczo. Gdy przypomniałam sobie popołudniowe szczegóły, niebieskookiego blondyna, zabójczego drinka i jakieś urywki wydarzeń z klubu, pokręciłam głową z dezaprobatą. No świetnie Alex, ale dałaś popis. Nawet nie pamiętasz do końca co wczoraj robiłaś! – nawrzeszczałam na siebie w myślach. No właśnie! Co ja wczoraj robiłam? Chyba nie posunęłam się za daleko prawda? Ten parszywy dupek Hemmings niech sobie nie myśli, że jestem zadowolona ze spędzonego z nim czasu. Mam tylko nadzieję, że zachowa poprzedni dzień w sekrecie. Nie chcę by całe miasto plotkowało o tym jaka jestem głupia, niewychowana, niedojrzała i że mam skłonności do picia. A jeśli rodzice.. Jeśli się dowiedzą to już nie żyję. I nici ze szkolnego balu, który niedługo się odbędzie. Niechętnie podniosłam się z łóżka, a raczej skaturlałam na podłogę i poczołgałam się po telefon, który leżał na biurku. Uklękłam przed meblem i wzięłam urządzenie do rąk. Było koło dwunastej rano. Wytrzeszczyłam oczy widząc tak późną porę. Zaraz jednak poczułam ogromny strach, widząc wiele nieodebranych połączeń od mamy. Szybko wykręciłam numer, wytłumaczyłam się rodzicom (oczywiście nie zdradzając co wczoraj robiłam, ściemniłam, że się uczyłam i zasnęłam przy książce), a na koniec wysłuchałam codziennego kazania o zdrowym odżywianiu, nauce i poprawnym zachowaniu. Gdy matka się rozłączyła wróciłam do łóżka i zakryłam się cieplutką kołdrą. Zaczęłam masować palcami skronie, by choć trochę złagodzić ból. Gdy po kilku minutach poczułam małą ulgę, powieki dobrowolnie opadły na moje oczy i nim spostrzegłam, znów zapadłam w błogi sen, w którym nie było miejsca na żadne migreny..chwilowy cały był zajęty przez tajemniczego blondyna.

***

Poczułam coś mokrego na policzku. Podniosłam lekko głowę i zobaczyłam, że spałam na prawej stronie, przez co obśliniłam białą poduszkę i pół twarzy. Przetarłam zaspane oczy, mokry policzek oraz brodę. Popatrzyłam na ciemny pokój i poczułam niepokój. Nie wiedziałam, która mogła być godzina, ale za oknem zrobiło się już ciemniej. Cały boży dzień przespałam, lecząc tak zwanego kaca. Wstałam tylko po południu by coś zjeść i skorzystać z toalety. Oczywiście jak na moje szczęście comiesięczna przypadłość każdej dziewczyny, dopadła mnie. Podejrzewam, że przez to mogłam się tak fatalnie czuć.. no i przez wczorajszą imprezę. Przeciągnęłam się na łóżku, by po chwili odłączyć telefon od ładowarki, wziąć go w dłoń i zejść na dół do kuchni. Byłam trochę głodna, więc postanowiłam zjeść czekoladowe płatki z mlekiem. Musiałam wybrać coś słodkiego, bo naszła mnie wielka ochota na cokolwiek w postaci cukru. Gdy skończyłam konsumpcję, umyłam miskę i sprawdziłam facebooka na telefonie. Cicho i głucho, nikt się nie odzywał. Lea nie była dostępna, a…no właśnie.. A nikogo innego prócz ciemnowłosej nie mam. Zrezygnowana wyłączyłam tą głupią społeczną aplikację i poszłam do pokoju. Ostrożnie położyłam się na łóżku i wsadziłam telefon pod poduszkę. Było koło dziewiętnastej. Wiedziałam, że nie dam rady z siebie dzisiaj już nic wykrzesać. Jutro się pouczę i trochę posprzątam. Teraz muszę pozbyć się tego okropnego bólu głowy. Nie zważając na nic, zamknęłam oczy i próbowałam zatonąć w innym świecie.

***

Następny dzień, czyli niedziela, zaczął się całkiem przyzwoicie. Wstałam jak cywilizowany człowiek około dziewiątej, poszłam do kościoła (owszem, chodzę do kościoła, tak rodzice mnie wychowali i nie zamierzam podważać ich intencji), a potem zjadłam małe śniadanie. Przebrałam się w jakiś szary dres i zwykłą, białą koszulkę. Włosy związałam w wysokiego kucyka. Poszłam do pokoju, zasiadłam za biurkiem i zaczęłam robić lekcje. Gdy po długiej godzinie zrobiłam wszystkie pisemne zadania, przeszłam do nauki teorii. Znudzona przeglądałam podręcznik do fizyki i notowałam z boku ołówkiem najważniejsze definicje i wzory. Co chwila spoglądałam na zegarek, ponieważ bardzo się niecierpliwiłam. Dochodziła już siedemnasta, a rodziców nadal nie było. Jedna część mnie, ta psychicznie wybrakowana, przewidywała już najgorsze scenariusze, ale ta druga, bardziej normalna po prostu tęskniła na swoimi rodzicami. Tak bardzo chciałam się przytulić do mamy, opowiedzieć jej o wszystkim. Moje sumienie nie dawało mi spokoju, dusiłam w sobie wszystkie złe czyny, gryzłam się sama ze sobą. Wiedziałam, że nie mogę jej powiedzieć o swoich wybrykach, ale chciałam chociaż poopowiadać jej o szkole i trochę ponarzekać na nadmiar nauki. Potem moglibyśmy razem z tatą obejrzeć jakiś film i zjeść dobrą kolację. Poczułam wzbierające się łzy w oczach. W stanie, w którym się chwilowo znajdowałam, czyli inaczej mówiąc niedyspozycji fizycznej jak i również umysłowej, byłam bardzo rozemocjonowana. Wszystko przyjmowałam podwójnie, ba nawet potrójnie. Każde niemiłe wspomnienie, powracało z większą siłą, by teraz wykorzystać moją słabość. Zaczęłam myśleć, że jestem beznadziejna, a moje niedowartościowanie znów się ujawniło. Te melancholijne, a raczej filozoficzne rozmyślania przerwał mi dzwonek do drzwi. Ucieszona, że moja samotność się kończy zbiegłam na dół i szybko otworzyłam. Zdziwiłam się. Nikogo tam nie było, żadnej żywej duszy. Nikt nie stał w progu, nikt mnie nie witał. A więc ciągle samotna.. Zmęczona wszystkim wokół opuściłam głowę w dół i już miałam zamknąć drzwi, gdyby nie biała koperta na wycieraczce. Jasny papier wyróżniał się, a na wierzchu równą kursywą były wypisane moje inicjały. Rozejrzałam się wokoło. Nikogo nie było na dworze. Nawet podjazd sąsiadów stał pusty. Lekko się przeraziłam, ale szybko złapałam kopertę i nawet się nie odwracając zatrzasnęłam drzwi wejściowe. Kilkakrotnie sprawdziłam czy na pewno są zamknięte na klucz, a potem poszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Włączyłam program muzyczny i zgłośniłam aktualną piosenkę, ciągle obracając kopertę w palcach. Niechętnie, choć ciekawsko otworzyłam ją, a raczej rozerwałam zaklejenie u góry. Delikatnie wyjęłam zawartość listu. Moim oczom ukazała się kartka, a raczej coś w rodzaju papieru fotograficznego, na którym były jakieś koślawe litery. Szybko odczytałam dedykację. Zdezorientowana odwróciłam kartę i to co ujrzałam wstrząsnęło całą moją osobą.

- A to skurczybyk! – wrzasnęłam na cały dom. Podniosłam się z sofy i pobiegłam do góry. Przetarłam twarz dłonią i wróciłam z powrotem do zdjęcia z koperty. W prawym dolnym rogu była mała, srebrna pieczątka, przedstawiająca nutę. Przejechałam po wypukłym rogu palcem. Nie mogłam uwierzyć, że ten dupek wysłał, a raczej przyniósł mi to do mojego własnego domu! Na fotografii śmiałam się do obiektywu, za którym stał Lucas. Nie pamiętałam tamtej chwili z wczoraj, Hemmingsa robiącego mi zdjęcie ani tego, że stałam na ladzie baru. Co ja tam do cholery robiłam? Zawstydzona odwróciłam jeszcze raz to upokarzające ujęcie mojej osoby i ponownie odczytałam dedykację. Co to miało znaczyć? Prześledziłam ponownie wzrokiem dziwne słowa. Nic prócz kilku zdań nie odmieniło mojego dzisiejszego popołudnia. Zdań, które brzmiały tak:
I like the summer rain
I like the sounds you make
We put the world away
We get so disconnected”

Bardzo dobrze rozumiałam znaczenie tych słów, ale dlaczego Hemmings je zapisał akurat na tym zdjęciu? Dlaczego zapisał je na zdjęciu, na którym byłam właśnie ja? Przecież nic nas, a raczej mnie i jego nie łączy, tak? Wiem, że tak! Cała emanowałam wstydem i wściekłością. Poza tym dlaczego ten dupek to zrobił? Jakby moi rodzice to zobaczyli, chyba by mnie już nigdy z domu nie wypuścili. Albo do zakonu oddali. Boże, ale jestem głupia. Jak mogłam wczoraj pójść z tym niedorozwiniętym idiotą gdziekolwiek? Muszę się trzymać od niego z daleka. Fakt, koperta pachniała jego perfumami co powodowało tylko chęć zbliżenia do blondyna, ale mój umysł dyktował mi inne warunki. A mianowicie po pierwsze: upewnij się, by Luke nikomu nie powiedział o waszym wyjściu, po drugie: nigdy więcej nie bądź tak lekkomyślna i oczywiście po trzecie: trzymaj się od Lucasa z daleka, by punkt drugi już nigdy więcej się nie powtórzył.  

***

Zestresowana szłam do sali w poniedziałkowy poranek. Zaczynałam matematyką. Mieliśmy powtórkę przed środowym testem. Trochę się obawiałam, ale niestety nie lekcji. Otóż bałam się Hemmingsa. Byłam wręcz przerażona, że powiedział komuś o naszym piątkowym wyjściu. Nie chciałam by ktokolwiek wiedział, zwłaszcza Calum. Osądzanie go o imprezowanie straciłoby teraz sens, gdyby poznał, że sama nie jestem lepsza. Weszłam niechętnie za grupką uczniów do klasy i zajęłam swoje miejsce. Na szczęścia nie było jeszcze błękitnookiego. Obok mnie siedziała już rozpakowana Lea. Posłała mi ciepły uśmiech i odwróciła się w stronę tablicy. Miałam ochotę z nią porozmawiać, chciałam jej spytać o zadnie, choć nie byłam pewna czy mogę się jej zwierzyć w sprawie blondyna. Walczyłam sama ze sobą, a przerwał mi dźwięk ogłaszający czas rozpoczęcia lekcji. Nauczyciela jeszcze nie było, a spóźnialscy wpadali zdyszani do klasy. Tylko jeden wszedł spokojnie i stanął w drzwiach. Lucas nigdzie się nie śpieszył, choć było już po dzwonku. Spokojnie ruszył przez klasę rozglądając się po pomieszczeniu. Cały ubrany na czarno, podkreślił jasne włosy. Niebieskie oczy spotkały się wraz z moimi. Poczułam chęć spuszczenia oczu w dół, ale on nagle posłał mi ten jeden ze swoich głupkowatych uśmieszków. Teraz już w stu procentach wiedziałam, że mam przechlapane. On na pewno komuś powiedział. Inaczej by się tak idiotycznie nie uśmiechał! – myśli kłębiły się w mojej głowie. Luke nie zatrzymując się ani nie odrywając ode mnie łobuzerskiego spojrzenia, zajął miejsce w ławce za mną. Pamiętaj o trzech warunkach, pamiętaj o trzech warunkach! – powtarzałam sobie to jak mantrę. Do moich nozdrzy dotarł zapach jego perfum. Zaraz, zaraz, o czym miałam pamiętać…? Skup się do cholery Alex, trzy warunki!

***

Po tej jakże ciekawej lekcji matematyki poszłam do szafki wziąć książki potrzebne na następnej lekcji. Wszystkie ważne rzeczy wsadziłam do torby, a potem zaczęłam szukać telefonu w kieszonkach. Przerwał mi czyjś śmiech. Spanikowana odwróciłam się i ujrzałam na drugim końcu korytarza opartego o jakieś szafki Hemmingsa. Uśmiechał się w ten sam sposób co wcześniej i taksował ciekawsko moją osobę. Miałam już go dość. Na lekcji matematyki też się na mnie patrzył, czułam to. Chociaż siedział za mną wiedziałam, że wciąż się uśmiecha i sobie ze mnie drwi. Chciałam już to przerwać i upewnić się, że nikt nie dowie się o mich wybrykach. Odwróciłam się od chłopaka zalana rumieńcem i zatrzasnęłam szafkę. Wróciłam do wcześniejszej pozycji z bojowym zamiarem, by ruszyć w stronę chłopaka i na niego nawrzeszczeć, ale patrząc w to samo miejsce co przed chwilą nikogo tam nie ujrzałam. Zaczęłam się zastanawiać czy nie mam omamów. On tam przecież stał! Co jest ze mną nie tak? – krzyczała moja podświadomość. Całkowicie sfrustrowana poszłam na górę, na kolejną lekcję.

***

- Jak Ci minął weekend? – spytała Lea gdy usiadłyśmy przy naszym stoliku w stołówce.

- Ymm…w porządku – zawahałam się – a twój?

- Nieźle – zaśmiała się – Sophie wyjechała, więc miałam chwilę spokoju. Przez całą sobotę i niedzielę praktycznie nic nie robiłam… no może oprócz zajrzenia do książek i pouczenia się trochę. Odpoczęłam i naprawdę mi to służy – powiedziała cała rozpromieniona. Dzisiaj była ubrana w czerwoną, rozkloszowaną spódniczkę i czarną koszulkę. Pluszowy sweter nadawał ubiorowi charakteru, czyli wyróżniał dziewczynę spośród innych, tak samo ubranych nastolatek.

- To dobrze – powiedziałam i popatrzyłam w swoje drugie śniadanie.

- Lex, co jest? – zapytała zmartwiona i przybliżyła się do mnie.

- Co?! Nie, nic – powiedziałam i jeszcze bardziej opuściłam głowę w dół, bo do stołówki weszła Święta Trójca, co wiązało się z kolejnymi spojrzeniami Lucasa.

- Przecież widzę, że coś jest nie tak! Kochanie, wiesz, że możesz mi zaufać? – powiedziała i lekko złapała mnie za dłoń.

- Tak, wiem, ja, ja po prostu się trochę wstydzę – powiedziałam cicho, czego Whitman mogła nie usłyszeć.

- Mnie? – jednak usłyszała.

- Nie-e – jąkałam się – siebie.

- Dlaczego?

- Bo zrobiłam coś głupiego – nie patrzyłam kruczowłosej w oczy.

- Co takiego? – wyglądała na zatroskaną.

- Ja, ja po prostu… – zaczęłam, ale przerwał mi czyjś głos.

- Siemanko dziewczyny – pomiędzy mnie, a Leę usiadł Michael. Miał biało-czarną koszulkę z napisem „Idiot”, a jego włosy przybrały nową barwę, to znaczy czarną z białym irokezem na środku. Zmierzyłam go wzrokiem i podziękowałam mu w duchu, że uratował mnie przed odpowiadaniem na pytania przyjaciółki. Potem jednak pożałowałam swojego zachwytu obecnością Clifforda, bo to się wiązało z wizytą Luke’a przy naszym stoliku. Calum gdzieś zniknął, więc pojawił się tylko blondyn, który z uśmiechem usiadł na przeciwko Lei, czyli obok mnie. Posłał mi swoje typowe spojrzenie i oparł łokieć na metalowym blacie.

- Cześć Mikey – powiedziała brunetka, na co kopara mi opadła. Mikey?! Że co? Co przegapiłam? Tak byłam zajęta sobą i moimi problemami, że przeoczyłam coś z życia przyjaciółki. Ale ze mnie egoistka.

- Co tam u was laski? – powiedział Mike, ale to pytanie raczej było skierowane do mojej towarzyszki. Spuściłam wzrok i podziwiałam moje jakże olśniewające kolana. W momencie, gdy ruszając głową, wprawiłam powietrze w ruch, poczułam zapach perfum Hemmingsa wymieszany z zapachem papierosów. To właśnie była jego woń. Zawsze mogłam go rozpoznać właśnie po tej cudownej mieszance. Sprzedałam sobie mentalnego liścia i dalej patrzyłam na swoje nogi.

- Dobrze, a u was laski? – Lea przedrzeźniła Michaela. Usłyszałam jego gardłowy śmiech, a potem odpowiedział coś swojej rozmówczyni na ucho. Ta tylko pisnęła głośno i walnęła Clifforda w ramię.

- Jak minął weekend tancerko? – głos Lucasa rozbrzmiał echem w mojej głowie. Gwałtownie na niego popatrzyłam. Ujrzałam chłopaka, który opierał głowę na jedne ręce i spoglądał ciekawsko w moją stronę. Lea i Mike byli tak zajęci sobą i jakąś wymianą przeciwnych sobie racji, że nawet nas nie zauważali. Niestety gorący i irytujący blondyn mnie dostrzegał. Postanowiłam go zignorować. Odwróciłam się lekko w drugą stronę i zaczęłam udawać, że coś bardzo namiętnie obserwuję. Po chwili poczułam silną rękę na kolanie pod stołem.

- Zadałem pytanie, więc masz odpowiedzieć – powiedział przez zaciśnięte zęby Luke. Momentalnie podskoczyłam, żeby pozbyć się dłoni intruza, która okalała moje kolano. Oczywiście przy tym wyczynie walnęłam nogą w stół, co spowodowało ogromny ból i wyrwanie z transu Whitman oraz Clifforda. Instynktownie się podniosłam, zebrałam swoje rzeczy i pobiegłam do szkoły. Musiałam to zrobić, ponieważ nie chciałam się rozpłakać przy wszystkich. Nie mogą wiedzieć, że jestem miękka i ból kolana doprowadza mnie do łez..oraz przyczyna tego bólu, czyli mój koszmar Luke Hemmings.

***

- Margaret dzisiaj na mnie nakrzyczała – powiedział Ashton i zrobił smutną minę. Właśnie siedziałam w Arizonie i popijałam gorącą czekoladę. Po pracy w antykwariacie postanowiłam na chwilkę pójść do kawiarni i coś wypić, by potem pełna energii wrócić do domu i dalej uczyć się na test z matematyki.

- Co zrobiłeś? – zaśmiałam się. To bardzo fajna sprawa mieć kogoś na świecie, kto zawsze cie rozbawi. Tą cudną osobą jest właśnie Irwin, który wytwarza pozytywną energię w moim życiu.

- Chciałem pomóc jej w kuchni, więc kazała mi pilnować ciastek w piekarniku. Ja się no, no zagapiłem – zawstydził się. – A potem to już tylko podziękować Panu Bogu, że kawiarenka nie spłonęła jednym wielkim ogniem. Margaret bardzo się zdenerwowała. Nie wiem jak ją ułagodzić – zakończył swoją wypowiedź.

- Przeproś – powiedziałam, a na myśl od razu przyszedł mi Hood… Odpędziłam go na koniec umysłu i popatrzyłam w pełne nadziei oczy Ash’a.

- Masz rację Lex..masz rację – wstał gwałtownie z krzesełka obok mnie i pobiegł do kuchni. Dzisiaj ruch w lokalu był bardzo mały. Oprócz mnie w kawiarni była jeszcze tylko jedna para, która siedziała z tyłu pomieszczenia i piła koktajl przez jedną słomkę. Jakie to banalne, ale też i urocze. Westchnęłam, wzruszyłam ramionami i popatrzyłam w stronę otwierających się drzwi. Moim oczom ukazała się Lea. Wpadła jak błyskawica i od razu usiadła naprzeciwko mnie.

- Alex! Dlaczego dzisiaj tak dziwnie zachowywałaś się na długiej przerwie? – nie owijała w bawełnę.

- Normalnie – odburknęłam trochę niemiłym tonem i napiłam się czekolady.

- Co się dzieje? Zaczynam się martwić! – powiedziała, a ja już dłużej nie mogłam. Musiałam się komuś zwierzyć. Dlaczego więc nie swojej przyjaciółce?

- Spotkałam się w piątek z Luke’iem – wydusiłam cicho słowa.

- Hemmingsem? Ale on Cie przecież denerwuje – zdziwiła się brunetka i przybliżyła się do mnie, byśmy mogły prowadzić dyskretną rozmowę.

- Tak, a poza tym myślałam to samo o tobie i Cliffordzie – powiedziałam, na co dziewczyna trochę się zarumieniła.

- My, my się po prostu nie kłócimy – powiedziała zmieszana.

- Nieważne, przepraszam, nie powinnam z tym wyskakiwać.

- Opowiedz mi o tym waszym spotkaniu. Czy on coś Ci zrobił? – przeraziła się Lea.

- Nie, oczywiście, że nie – powiedziałam pewna siebie, chociaż w ogóle nie rozważyłam opcji, którą proponowała przyjaciółka. Będąc sam na sam z Lucasem przecież mógł się dopuścić najgorszych czynów.. Sama nie wiem dlaczego, ale wierzyłam, że nie jest do takich rzeczy zdolny. W pewien sposób był wtedy dla mnie miły… W pewien.

- Więc co się stało? – niecierpliwiła się dziewczyna.

- Po prostu trochę się napiłam i nie pamiętam wszystkiego co robiłam. Dostałam wczoraj list, w którym było zdjęcie. Moje zdjęcie.

- I co tam robiłaś? – wiedziałam, że dziewczyna aż kipi z ciekawości.

- Tańczyłam na ladzie baru i zwyczajnie nie byłam sobą. Nie wiem co we mnie wstąpiło – przewróciłam oczami. – A nie, czekaj, wiem. Alkohol – powiedziałam udając zaskoczenie.

- I to tylko tyle? – zdziwiła się czarnowłosa.

- Tylko? A co jeśli on komuś to powie? Umrę ze wstydu! A jeśli rodzice się dowiedzą? Wtedy to na pewno umrę, ale już nie z upokorzenia – westchnęłam.

- Chcesz, żebym z nim porozmawiała? Albo z Mike’iem?

- Nie..znaczy tak, ale nie chcę, by oni wiedzieli, że ja chcę.

- Woah, Alex, ty to jesteś świetna w tworzeniu logicznych zdań – zaśmiała się. – W porządku wypytam Clifforda i ewentualnie Luke’a.

- Nie! Nie rozmawiaj z Hemmingsem – prawie krzyknęłam. – On nie może się domyślić. Sprawdź tylko czy ma więcej moich zdjęć.. Jeśli to oczywiście nie problem.

- Kochaniutka, rozmawiasz z mistrzynią intryg – zaśmiała się triumfalnie. – Wszystkiego się dowiem i to w taki sposób, że oni nawet nie dowiedzą się, że grzebiemy w ich rzeczach.

- No dobrze, ufam Ci. I dziękuję, cudowna jesteś – powiedziałam i przytuliłam przyjaciółkę.

- Tak, wiem, wiem. Mniej gadania, więcej czynów. Pozwalam Ci postawić mi gorącą czekoladę w ramach wdzięczności – powiedział żartobliwie, ale ja przytaknęłam.

- Już biegnę do Ashtona! – powiedziałam i wstała z miejsca, rozmasowując bojące kolano. Uśmiechnęłam się do siebie. Poczułam ulgę, że podzieliłam się choć trochę swoim ciężarem z innym człowiekiem. I to nie z byle kim. Z moją kochaną przyjaciółką.

 
 
 

 Jeśli przeczytałeś rozdział, proszę, zostaw po sobie komentarz. To wiele dla nas znaczy i zachęca do dalszego pisania. Nie wspominając o uśmiechu na naszych twarzach ;)
 
Ten rozdział sprawił mi wiele kłopotu. Brak czasu niestety mi nie pomógł. Od razu przepraszam, że wyszedł taki kiepski. Starałam się, ale chwilowo mam za dużo na głowie. Więc od razu zaznaczam, że następny rozdział pojawi się za dwa tygodnie w niedzielę, chyba, że wyrobię się szybciej i będzie w niedzielę za tydzień. Musicie już to sami sprawdzać na twitterze, tam dam znać co i jak. Mam na głowie nową lekturę, więc dlatego tak późno pojawi się rozdział. Po pierwsze, dziękujemy za tyle wejść na bloga. To cudowne, kochamy was i dziękujemy. Po drugie, spotkałyśmy się już z kilkoma komentarzami, które zarzucają nam WYMUSZANIE KOMENTARZY (wybaczcie za powtórki słów, ale nie mam już siły szukać innych synonimów). Otóż drodzy czytelnicy, którzy najczęściej piszą z anonima: jeśli przestajesz czytać nasze opowiadanie dlatego, to proszę bardzo, jakoś bez takiej osoby sobie poradzimy skoro nie doceniasz naszej pracy. A limit, który dajemy ma być jakąś małą rekompensatą za naszą ciężką pracę. Wstukiwanie w Wordzie jakiś dziewięciu stron jest pracochłonne, dlatego nie mam do siebie za złe, że bardzo bym chciała byście komentowali nasze rozdziały. Ale proszę bardzo: na razie przestajemy z barierami komentarzy. Będzie tyle wpisów pod postem ile będzie. Ci którzy są w stanie poświęcić choć odrobinę swojego czasu i napisać kilka słów swojej opinii wystarczą. Jak to się mówi, nic na siłę i łaski bez. Dziękuję wam, którzy zawsze komentujecie i zawsze jesteście z nami. Po trzecie: przypominam o twettowaniu z hasztagiem bloga: #SandCastleFF. Cichutko się na tej witrynie zrobiło, więc cieplutko zachęcam do pisania tam ulubionych cytatów z opowiadania. No i po czwarte: przepraszam od razu za ten trochę krótki i nudny rozdział. Postaram się poprawić, dlatego następny powinien być za dwa tygodnie. Musze mieć trochę czasu by popracować na spokojnie nad rozdziałem, a nie jak z tym na szybkiego spontana, bo obiecałam dodać. Nie chcę tak pisać. Więc musicie zrozumieć i dać mi trochę czasu. Wierzę, że z nami pozostaniecie i za to wam dziękujemy, kochamy was! A no i przepraszam, że dodaje dzisiaj choć miał się rozdział 17 pojawić wczoraj. Wybaczcie mi kochani, jak by to powiedzieć: liceum ugh :C
@TheBeatlesTime
@foreverciastko

wtorek, 26 sierpnia 2014

Szesnasty

*PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM*
 
ROZDZIAŁ 16

- Lea i Michael? – zdziwił się Ashton, gdy byliśmy już pod moim domem.

- Kto by pomyślał… - zamyśliłam się, otwierając drzwi wejściowe.

- Dobra Lex, trafiłaś z moją eskortą bezpiecznie do domu, więc się zwijam. Dobranoc – uśmiechnął się i poszedł w głąb domków, znajdujących się przy mojej ulicy.

- Myhym, dobranoc – bardziej powiedziałam do siebie niż chłopaka. Przekroczyłam próg drzwi i stanęłam w holu. Zdjęłam bluzę i buty, aby następnie pójść do kuchni. Tam zastałam tatę parzącego herbatę. Przeszłam do salonu i opadłam na kanapę obok mamy.

- Cześć – odparłam czując zmęczenie.

- Co tak późno Alexandro? Już się zaczynaliśmy martwić – powiedziała mama, patrząc na mnie spokojnym wzrokiem.

- Mówiłam Ci, Lea miała dziś urodziny – uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienia uśmiechniętej brunetki.

- Wiem, po prostu długo wam to zajęło – uśmiechnęła się i zaczęła przeglądać program telewizyjny.

- A wy co robicie? – zręcznie zmieniłam temat.

- Zaraz będzie leciał jakiś film, dołączysz się? – powiedział tato, przynosząc trzy herbaty. Nawet nie musiałam mu mówić na co mam ochotę. On i tak już wiedział.

- Jasne. A jaki? – rozparłam się z brzegu na kanapie, a z drugiej strony dosiadł się mój ojciec.

- Dramat – powiedziała mama, a ja ucieszyłam się na tą wiadomość. Nie miałam ochoty oglądać kolejnej banalnej komedii romantycznej, której koniec byłam w stanie przewidzieć już w połowie filmu. Po krótkiej chwili zatonęłam w świetle migoczącej telewizji i nim się ocknęłam, na ekranie pojawiły się napisy końcowe.
***
O szóstej zabrzmiał mój dzwonek. Skrzywiłam się, słysząc głośną melodię. Planowałam po przebudzeniu powtórzyć materiał do szkoły, gdyż niedługo zapowiadał się egzamin z fizyki, test z matematyki i nowa lektura na literaturę. Również do następnego piątku, czyli za tydzień, musiałam oddać moje doświadczenie z chemii, które bardzo wpływało na ocenę końcową. Z tego co wczoraj wspomniał Michael, on też musiał coś takiego zrobić i oddać w tym samym terminie, tylko, że na biologię. Jedno było pewne. Następnych siedem dni nie będzie należało do tych najłatwiejszych. Budził się we mnie leń, ale trochę ciężkiej pracy każdemu się przyda. Dzięki temu odetnę się od głupich myśli. Natarczywie krążyłam w kółko. Nie mogłam zapomnieć wyrazu twarzy Hemmingsa, gdy zatrzymał mnie wtedy na parkingu. Ten wzrok nieustannie przebiegał przez moją głowę. Zwłaszcza widok jego ciemnobłękitnych tęczówek, w których krył się mrok. Nie zważając dłużej na moje wywody, wstałam, przyszykowałam się do szkoły i zeszłam na dół. Nie miałam ochoty zakładać nic innego niż ciemne spodnie, luźną, białą koszulkę i czarne koturny. Włosy jak zwykle rozpuściłam, a na rękę nałożyłam dwie czarno-złote bransoletki.

- Już wstałaś? – zdziwiła się mama, widząc mnie na dole gotową do wyjścia.

- Niestety. Muszę się trochę pouczyć – opadłam zmarnowana na krzesło przy wysepce w kuchni.

- Jak się wieczorami baluje, to trzeba nadrabiać rankiem – wtrącił się tata, a mama pokiwała głową w geście zgody ze swoim partnerem.

- Tak, wiem – znów się przyczepili, ale nie wszczynałam kłótni.

- Jedziesz z nami do Scotta na weekend? – odparła po chwili mama.

- Co? – poczułam wstyd, bo zapomniałam zadzwonić do brata i nawet odpisać mu na sms-a.

- Chcemy dziś po pracy wyjechać, a w niedzielę wrócić. Scott już się zgodził i ucieszył. Nawet zrobił listę co mamy mu przywieźć do jedzenia, bo jak się tłumaczył, życie studenta jest trudne – zaśmiałam się razem z mamą, gdy skończyła mówić.

- Nie dam rady, nawet nie wiesz ile mam nauki na następny tydzień – powiedziałam, przeglądając swoje notatki z fizyki.

- Dobrze, zostań, ale uważaj na siebie i siedź w domu! Żadnych imprez, kolegów i bóg wie czego jeszcze! – powiedział tato, z uśmiechem, ale małym zaniepokojeniem.

- Tato, przecież mnie znasz – oburzyłam się i potrząsnęłam głową z niedowierzaniem.

- Znam, znam, ale innych z twojego otoczenia nie. A dziadkami to my być nie chcemy – powiedział, a moja osoba tego nie wytrzymała. Zaczęłam się chichrać bez opętania, a rodzice patrzyli na mnie z dziwną miną. Tato tylko poklepał mnie po ramieniu i razem z mamą wyszli do pracy. W głowie ciążyło mi tylko kilka myśli. I para jasnych, niebieskich oczu.

***       

Wpatrywałam się w swoją szafkę z obojętnością. Lustrowałam ją powoli, jakbym chciała zapamiętać każdą rzecz, która się w niej znajdowała. A może to tylko strach przed następną lekcją? Fizyka. I mój sąsiad obok. Ruszyłam pod salę. Czułam niepokój. To nic, że wczoraj wagarował. Dzisiaj mam pewność, że pojawi się w szkole. Nie wiem dlaczego. Czułam to. Może przez to, że opuszczenie lekcji chwile przed ważnym testem było niestosowne? Albo dlatego, że w korytarzu unosił się zapach jego perfum? Albo to tylko złudzenie. Wiele razy czułam ten słodki, za razem odurzający zapach, wprowadzający w stan przyciemnienia umysłu. Udawałam, że nic mnie nie rusza, ale woń blondyna była jedną z milszych, jak i najgorszych rzeczy na fizyce. Jego perfumy aż same mówiły, bym rzuciła się na chłopaka i go rozebrała, nawet będąc w sali pełnej uczniów. Wchodząc do pomieszczenia zalał mnie rumieniec. O czym ja do cholery myślę?! Błysk tych oczu przywrócił mnie na ziemię. Potem jednak, odwrócił głowę w innym kierunku. Widziałam go. Siedział tam, na swoim miejscu. Był tu i mnie ignorował. A zapach perfum unosił się niczym poranna bryza w powietrzu. Albo duszący gaz.

***

[Perspektywa Lei]
Wyszłam z zajęć języka angielskiego i poszłam w stronę schodów. Musiałam udać się na parter po swoje rzeczy. Minęłam się z Cliffordem, a ten rzucił mi krótkie cześć, lekko się uśmiechając. Odwzajemniłam jego gest, przypominając sobie miłą rozmowę, którą wczoraj przeprowadziliśmy. Właściwie rozmawialiśmy głównie o głupotach, kłóciliśmy się o jakieś nonsensy, ale czas zleciał szybko. Teraz jednak czułam dziwne uczucie w żołądku. Odczuwałam małą niechęć do chłopaka. Nie wiem dlaczego, ale chodziło to za mną od wczoraj. Co prawda, nie mogę narzekać na dzień moich urodzin, prócz braku siostry. Nie zjawiła się, obiecując, że wpadnie jak tylko będzie mogła. Nawet już nie chciałam jej widzieć. Niech sobie żyje w swoim świecie! Zanosi się na to, że od teraz jestem jedynaczką, bo nawet Maya miała mnie w dupie. Z resztą jak cała rodzina. Otworzyłam szafkę i wrzuciłam do niej piórnik. Ten spadł na jakieś czarne pudełko. Rozejrzałam się po korytarzu, ale nie zobaczyłam nikogo podejrzanego. Woźny myjący podłogę, pusta Sandy gadająca z koleżankami oraz kilka chłopaków, siedzących pod murkiem i jedzących jakieś chrupki. Wróciłam zdziwionym i wystraszonym wzrokiem do pudełka. Było prostokątne i wielkości dwóch złożonych dłoni. Otworzyłam je zaciekawiona. W środku był granatowy, aksamitny materiał. Przeciągnęłam palcami po delikatnej teksturze i odsłoniłam zawartość pakunku. Widząc długie urządzenie, głośno się zaśmiałam. Sandy, ubrana w różowy top i białą spódniczkę, zmierzyła mnie karcącym spojrzeniem. Jej wygląd jest bardziej niestosowny niż mój głos, więc niech ta tleniona wywłoka stąd spada.

- Nie masz co robić Barbie? – rzuciłam do dziewczyny, a ta prychnęła i poszła w stronę schodów. Znów popatrzyłam na prezent. Obok elektrycznego papierosa, który był cały czarny, ozdobiony białymi wzorami, leżał różowy wkład. Na górze był napis „cherry”. Uśmiechnęłam się widząc karteczkę na dnie pudełka. Przyjrzałam się wydrukowanemu tekstowi.

Gdyby urodziny mogły trwać wiecznie…  Przyjaciel x

Ashton, ty głuptasie – pomyślałam i odłożyłam pudełko, chowając je za książkami. Nie mogłam uwierzyć, że Irwin włamał się do mojej szafki i postanowił mi kupić to, czym zachwycałam się wczoraj. Nie wspominając, że już dostałam od niego prezent. Zadzwonił dzwonek, a ja poszłam na lekcję geografii. Jednak jedyne na co miałam teraz ochotę, to wypróbowanie mojego nowego, wiśniowego nabytku.

***

[Perspektywa Alex]
Po pracy w antykwariacie, czyli koło osiemnastej, napisałam sms-a do Willa. Dawno go nie widziałam. No dobra, nie dawno, ale cały wczorajszy dzień był dość długim czasem rozłąki. Rodzice już pewnie są w sklepie, a za jakiś czas będą w Newcastle u Scotta. Miałam wolny dom na cały weekend. Nie byłam jakąś szaloną nastolatką, nie planowałam żadnych imprez. Chciałam tylko wyjść dziś z kimś do kina. A tym kimś był właśnie William. Zaproponowałam mu spotkanie, dorzucając do tego jakiś dobry film i z zniecierpliwieniem czekałam na odpowiedź. Długo jednak nie było odzewu z jego strony. Zdążyłam dojść do domu, odgrzać sobie zupę, zjeść ją i przy tym poplamić szorty, a telefon nadal milczał. Szybko zdjęłam spodenki i przeprałam je w zlewie. Powiesiłam odzież na kaloryferze, a sama postanowiłam paradować po domu w majtkach. Byłam zbyt leniwa by pójść do góry po jakieś dresy, a na dodatek nie było nikogo w mieszkaniu, więc mogłam czuć się swobodnie. Jasna koszulka sięgała do połowy mojej pupy. Włączyłam radio, a po chwili je ściszyłam bo rozległ się dźwięk telefonu. Podbiegłam jak szalona wierząc, że to Will, jednak słysząc znajomy, ciepły głos trochę się zawiodłam.

- Alex? Żyjesz?! – powiedział niby wystraszony brat.

- Cześć Scott – udałam zadowolenie, że to właśnie z nim rozmawiam. Zawstydziłam się swoich uczuć, ale liczyłam, że dzwoni ktoś inny.

- Wpadasz dzisiaj ze starymi? – zapytał.

- Nie, nie wpadam dzisiaj z rodzicami – poprawiłam go, na co się zaśmiał.

- Czemu?

- Szkoła – westchnęłam.

- A może chłopak? – powiedział. Zdziwiłam się, ale po chwili zaśmiałam.

- Nie, nie wydaje mi się – przełożyłam telefon do drugiego ucha.

- Już się boję jak mama wpadnie do mojej kawalerki, narobi szumu, że nie sprzątam i nic nie robię – powiedział brat, wyraźnie rozbawiony. Muszę przyznać mu rację. Mama czasem za bardzo się wszystkim przejmuje. Najmniejsza plamka wprowadza ją w szał, a kurz na szafkach jest nie do pomyślenia!  Śmiałam się z bratem, aż ten w końcu mi przerwał. – Alex, słuchaj, wejdź na Skype’a. Pokażę Ci mój pokój. Poza tym kasa kończy mi się na koncie.

- Dobra, daj mi chwilę – rozłączyłam się i wzięłam laptopa ze stolika w salonie. Włączyłam urządzenie, zalogowałam się w aplikacji i ponownie zadzwoniłam do brata. Po kilku piknięciach odebrał, a na ekranie ujrzałam znajome rysy twarzy, uśmiech na całą szerokość, zielone oczy takie same jak moje i jasnobrązowe włosy.

- Od razu lepiej – powiedział i popatrzył na mnie. Byłam widoczna tylko od głowy do pasa, dlatego ponownie nie fatygowałam się ze spodniami. Spojrzałam na kamerkę i wystawiłam do chłopaka język. Ten zaczął robić głupie miny, a potem zaczęliśmy się znowu śmiać. Przeszłam z komputerem do kuchni i postawiłam urządzenie na wysepce, która była wprost naprzeciwko drzwi wejściowych. Brat pokazał mi przez Skype’a swoje malutkie mieszkanie z twarzą pełną zadowolenia. Musiał być z siebie dumy, ze swoich czterech ścian, które sam zagospodarował. Zaczął życie na własną rękę. Nawet ja byłam z niego dumna. Coś zawibrowało. Spojrzałam na komórkę. Wiadomość od Willa migotała na ekranie urządzenia.

Will: Dzisiaj nie dam rady. Przez cały weekend mam robotę. Wynagrodzę Ci to w przyszłym tygodniu ślicznotko! X

Lekko zasmucona zaczęłam opowiadać bratu o nauczycielach, a on co jakiś czas wtrącał się z komentarzem, o ich zachowaniu, gdy to jego uczyli. Miałam powiedzieć, że pan od matematyki, którego tak bardzo nie lubił, często mnie chwali i jest dobry w swoim fachu, ale przerwał mi odgłos dzwonka do drzwi. Pomyślałam, że to rodzice. Wiedziałam, że pewnie czegoś zapomnieli, więc nie zważając na same majtki i koszulkę na moim ciele, podeszłam do drzwi. Krzyknęłam tylko do brata, żeby chwilę poczekał, a sama pociągnęłam za klamkę.

- Cze.. – przerwał, gdy zobaczył moje odzienie. Jego oczy niebezpiecznie się powiększyły, a szczeniacki uśmiech pojawił się na twarzy.

- Jasna cholera! – zatrzasnęłam drzwi przed chłopakiem i pobiegłam do góry po jakieś spodnie. Ubrałam je w biegu, by po chwili znów stanąć przed drzwiami i otworzyć je, cała czerwona ze wstydu. – Czego chcesz? – powiedziałam do blondyna.

- Ja – zaczął, ale z oddali pomieszczenia usłyszałam głos brata.

- Alex, wszystko w porządku? – echo roznosiło się z kuchni. Twarz Luke’a przybrała wyraz zdenerwowania. Nim zdążyłam coś powiedzieć, ten wpadł w szał.

- On tu jest?! Wiedziałem! Jest tu teraz u Ciebie! – wszedł do domu, nie zważając, że lekko popchnął mnie na drzwi. Pobiegłam za nim i oboje stanęliśmy z zakłopotaniem przed komputerem. Luke mierzył Scotta wściekłym spojrzeniem, a szatyn patrzył na nas z rozbawieniem.

- A jednak chłopak! – powiedział mój brat, w końcu przerywając niezręczną ciszę. Samopoczucie Hemmingsa diametralnie się zmieniło. Teraz patrzył na mnie z rozbawieniem w oczach. Szybko powiedziałam przez zaciśnięte zęby:

- To nie jest mój chłopak – zmierzyłam Scotta wściekłym spojrzeniem, na co ten uśmiechnął się miło.

- Jestem jej bratem, spokojnie, nie musisz zabijać mnie wzrokiem – powiedział do Hemmingsa, a ten odburknął coś pod nosem, tak, że ani ja, ani mój brat go nie usłyszeliśmy.

- Dobra Alex, zaraz będą u mnie rodzice, więc odezwę się później. Uważajcie na siebie – spojrzał na nas wymownie i się rozłączył. Prawie mogłam usłyszeć w głowie jego śmiech, gdy już ujrzał komunikat o przerwanej rozmowie. Popatrzyłam gniewnie na Luke’a.

- Bez tych spodni wyglądałaś lepiej – rzucił, a uśmiech nie schodził mu z twarzy, gdy ruszył w kierunku salonu i usiadał na kanapie. Co on tu do cholery robił? I dlaczego rozsiada się w moim domu, jakby tu mieszkał?

- Palant – rzuciłam i podeszłam do niego. Stanęłam przed chłopakiem z założonymi na biodrach rękami. - Co ty tutaj robisz? I skąd wiesz gdzie mieszkam?! – krzyknęłam.

- Kiedyś po szkole za tobą szedłem, czekałem pod antykwariatem aż skończysz pracę, a potem patrzyłem do jakiego domu wchodzisz – odparł spokojnie.

- Że co?! – nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.


- Calum mi powiedział, blondynko. Poza tym już tu kiedyś byłem – pokręcił głową z niedowierzaniem. Po chwili wyśmiał moją łatwowierność i bardziej się rozsiadł na brązowej kanapie. – Wygodna. Przysiądziesz się? – zachowywał się bezczelnie.
 
- Czego chcesz, blondasku? – wyzwałam go tak samo jak on mnie, wywołując widoczne zdenerwowanie u błękitnookiego. Dziś wyglądał intrygująco. Czarne rurki z dziurami na kolanach, luźna, ciemna koszulka z nadrukiem i bordowa czapka z prostym daszkiem, która była założona tył na przód. Jego umięśnione ramiona opinała jeansowa kurtka. Czarny kolczyk wyróżniał się na tle jego różowych, zapewne miękkich ust. Po tej myśli, zalała mnie purpura.

- Miałaś racje – wstał z kanapy, a ja cofnęłam się do tyłu. – Nie znasz mnie, a ja ciebie. Dlatego przyszedłem to zmienić. – powiedział poważnie.

- To znaczy? – zlustrowałam go wzrokiem ciągle, czując czerwień na policzkach.

- Porywam cie – powiedział sarkastycznie, a raczej rozkazał. – Ubieraj się, bo zaraz wychodzimy – oparł się o kanapę i wyjął z kieszeni telefon.

- Nigdzie z tobą nie idę! – krzyknęłam oburzona. Dlaczego ten człowiek zawsze doprowadzał mnie do tego stanu? A mianowicie poczucia gniewu zżerającego mnie od środka?! Uczucia przez które chciałam przeklinać wszystkich i krzyczeć!?

- A założymy się? – w jasnych tęczówkach jarzyła się chęć rywalizacji.

- Proszę bardzo – powiedziałam, akcentując każde słowo, zachęcając go do „ataku”.

- Jeśli uda mi się zgadnąć twój ulubiony film, kolor.. – zamyślił się, ale ja mu przerwałam.

- I moje drugie imię – uśmiechnęłam się, wiedząc, że już to wygrałam.

- Zgoda. Wtedy idziesz ze mną. – skinęłam głową. - Łatwizna! – zaklasnął ochoczo w dłonie i zaczął głośno myśleć – Hym, patrząc, że jesteś banalna i dziewczęca, twoim ulubionym filmem musi być „Duma i uprzedzenie”, zapewne zakochana po uszy w panie Darcy’m – powiedział, a na mojej twarzy wymalował się szok. Stałam jak wryta i patrzyłam osłupiona na zadowolonego z siebie blondyna. Oglądałam tą produkcję milion razy, książkę czytałam na okrągło. Nigdy mi się nie nudziła i zawsze wzruszała. Skąd on to do cholery wiedział? Jeśli zgadnie, że uwielbiam kolor jego tęczówek.. i moje drugie imię, wpadnę w szpony chłopaka. Wystraszyłam się, a on postanowił kontynuować – Kolor, to będzie, zielon.. nie zaczekaj! To oczywiste, że niebieski – uśmiechnął się, a ja nie mogłam zaczerpnąć powietrza.

- Oszukujesz! – wrzasnęłam, gdy powrócił dech w moich piersiach.

- No pewnie. A nie zauważyłaś małych skrzydełek i różowej różyczki w mojej ręce? – wybuchnął śmiechem. - Wróżka Luke do usług – powiedział, wymachując rękami  i się wyprostował. Podszedł do mnie bliżej. Nie mogłam się cofnąć, nie potrafiłam. Chciałam, ale on tak bardzo nade mną dominował. Bałam się go. Już nie był taki nieśmiały jak na początku. Może to tylko były omamy? Może on zawsze był aroganckim, pewnym siebie narcyzem? Albo teraz się tak zachowuje. Boże, jak on słodko pachnie. Czapka zakrywała jasne włosy, a oczy jarzyły się z zadowolenia.

- Drugie imię – powiedziałam drżącym głosem, gdy chłopak znalazł się niebezpiecznie blisko mnie. Serce podskoczyło mi do gardła, gdy zbliżył się jeszcze bardziej. Potem cicho szepnął do mojego ucha:

- Cecily – poczułam jego oddech na policzku, a woń chłopaka dusiła oraz zachwycała. Zadrżałam, a blondyn zachwycony efektem, który osiągnął, odsunął się ode mnie z uśmiechem. Wygrał. – Poczekam tutaj, jak będziesz się przebierać – powiedział, zlustrował mnie wzrokiem i poszedł do kuchni. Oparł się o blat i dalej przeglądał swoją komórką. Stałam przez chwilę jak wryta. Po chwili dotarło do mnie, że ja naprawdę przegrałam. Wściekła i zażenowana weszłam do pomieszczenia, w którym stał Hemmings.

- Daj mi pięć minut. Nie mam dla kogo się stroić – rzuciłam sarkastycznie, niby z uśmiechem na twarzy i poszłam do góry. Rozczesałam tylko włosy i założyłam czarne rurki. Zostałam w tej samej koszulce co wcześniej. Zeszłam na dół szybciej, niż ogłosiłam intruzowi. Ten tylko przewrócił oczami i wyszliśmy z mieszkania. Zamknęłam je dokładnie na klucz i podążyłam za chłopakiem, czując się jak jego trofeum w tej cholernej grze.

***

[Perspektywa Luke’a]
Musiałem się przekonać. Musiałem wiedzieć. Dlatego do niej przyszedłem. Miałem spędzić trochę czasu z osobą, która spędzała mnóstwo czasu w mojej głowie. Sam nie wiedziałem dlaczego, więc postanowiłem się dzisiaj to sprawdzić. Wiedziałem gdzie pójdziemy. Tam, gdzie spędzałem czas samotnie. Raz zabrałem chłopaków do lokalu, ale żadnemu on się nie spodobał. Teraz chciałem znać opinię blondynki. Może polubi to miejsce? Jeśli nie, jeden plus dla mnie! Nadal śmiałem się wewnętrznie z miny Alex, gdy odgadłem jej wszystkie niby sekretne sprawy. Calum kiedyś opowiadał mi, że Williams uwielbia „Dumę i uprzedzenie”. Często musiał z nią oglądać ten film, bo ta jęczała, że zawsze robią to na co on ma ochotę. Hood narzekał, że tyle razy to obejrzał, iż zna niektóre teksty na pamięć. Co do koloru, strzelałem. Wszystkie swoje notatki z fizyki miała podkreślone jasnobłękitnym markerem. Tak, przyznaję, czasem podczas lekcji na nią zerkam i właśnie wtedy ten kolor rzuca się w oczy. No i Cecily. Drugie imię. Bardzo mi się spodobało. Zapamiętałem je od razu, gdy padło z ust dziewczyny na którejś z lekcji, kiedy nauczyciele wypełniali dziennik naszymi danymi. Alex była taka przewidywalna. Wiedziałam, że dorzuci coś o drugim imieniu albo ulubionej piosence. Jednak tego ostatniego nie byłem pewien. Obstawiałem „Something In the way” Nirvany. Tylko to byłoby dla mnie problem. Ona jednak postawiła na moją wygraną. Ciągle miałem przed oczami widok dziewczyny w samej koszulce i bieliźnie. Wyglądała tak.. O Boże.. Dziękuję, że kurwa mogłem to zobaczyć! To jednak nie zmienia faktu, że jestem zjebem i zareagowałem jak ciota, słysząc męski głos w kuchni. Już sobie wyobraziłem, że siedzi tam ten parszywy dupek Will i nie widomo co robił z dziewczyną, skoro ona była pół naga. Sam nie wiem, po prostu nie zapanowałem na sobą. Jak już wspomniałem, zjebałem, ale wierzę, że ona o tym zapomni. Zwróciłem uwagę na niebieski szyld, który ukazał się przed moimi oczami. Byliśmy pod wejściem do lokalu. Jasne drzwi zapraszały gości do środka, a muzyka rozbrzmiewająca z głośników w pomieszczeniu, roznosiła się echem na zewnątrz. Podeszliśmy do bramkarza, a ten widząc mnie, rozpromienił się.

- Hemmo, siema stary! – przybiliśmy sobie powitalną piątkę, a Toby, który pracował tutaj jako ochroniarz, popatrzył z zaciekawieniem na Alex. – Luke, nie widziałem Ci nigdy tutaj z jakąś laską. Skąd ta zmiana? – zapytał, ale jak zwykle kontrolująca wszystko Alex odburknęła z niezadowoleniem:

- Lubi uprzykrzać innym życie – zmierzyła nas pogardliwym spojrzeniem i weszła do klubu, zostawiając mnie z ochroniarzem.

- Leć poskromić swoją kruszynkę – zaśmiał się Toby.

- Raczej wronę – parsknąłem i dogoniłem dziewczynę. – Mogłabyś być odrobinę milsza.

- Masz racje. Mogłabym, ale nie – powiedziała i krzywo się uśmiechnęła. Zaczęła oglądać wnętrze klubu „Social Casuality”. Uwielbiałem to miejsce. Neonowe światła, dużo kanap porozmieszczanych na podwyższeniu, imitując trybuny, a na środku duży parkiet. Chwilowo cały był oblężony. Kręciło się tam dużo lasek i jakiś facetów, a przy barze była wielka kolejka. Znajomy kelner z dziwnym tatuażem na ramieniu chodził pomiędzy stolikami obok sof. Światła przyciemnione, co jakiś czas zmieniały barwę, rozbłyskając w rytm muzyki. W dziwny, pozytywny  sposób to miejsce mnie przytłaczało. Nie czułem się tutaj tak samotnie. Rozmawiałem z innymi nieznajomymi, nie musząc tłumaczyć się co mi dolega lub czemu siedzę tak w pojedynkę. Ważne było tylko by dobrze się bawić i zapomnieć o wszystkich problemach. Takim moim jednym problemem byli rodzice. Nie cierpię ich. Zostawili mnie zdanego na siebie, a oni sami oddali się pieprzonej karierze. Gdyby nie babcia, byłby udupiony i bez dachu nad głową. Zawdzięczałem jej wszystko i nawet nie chciałem myśleć, co by było gdyby matka nagle sobie o mnie przypomniała. Już jej nie potrzebowałem. Tak samo jak i ojca. Niech żyją sobie w swoim świecie innych lekarzy oraz prawników i niech przynoszą kurwa dobro światu. A mi je odbierają. Jednak nie mogłem narzekać. Dzięki ich pracy, miałem kasę, dużo kasy. Nie brakowało mi niczego. Jednak nie będę już ich nigdy więcej o nic prosił. Ostatnią rzeczą, którą mi sprezentowali było auto, ale i tak dostałem je na urodziny, 3 miesiące po ich minięciu. Zaśmiałem się. Nawet w ten dzień zapomnieli o swoim synku. Pewnie gdybym nie żył i tak nie zrobiłoby to na nich wrażenia. Liczył się tylko szpital i sąd. Ojciec chirurg, matka adwokat. Czego kurwa chcieć więcej?! Idealna rodzinka. Postanowiłem nie myśleć dłużej o moich rodzicach, o ile mogę ich tak nazwać. Pociągnąłem Williams przez tłum. Ta próbowała się wyrwać, ale po chwili stanęliśmy na podwyższeniu przy jednej z kanap. Dziewczyna opadła na nią z irytacją i zaczęła bawić się swoimi palcami. Usiadłem na drugiej sofie, naprzeciwko niej. Przyglądałem się Alex przez dłuższą chwilę.

- Może się odezwiesz? – powiedziałem spokojnie.

- Nie dość, że musze tu być, to jeszcze każesz mi się odzywać? – wysiliła się na łagodny ton.

- Nie musisz. Zawsze możesz usiąść tutaj – poklepałem miejsce obok.

-  A co na to twoja dziewczyna? – trafiła w mój czuły punkt i uśmiechnęła się triumfalnie.

- 20 pytań – burknąłem, starając się wyzbyć sarkazmu i zdenerwowania w głosie.

- Co? – nie zrozumiała.

- Zagrajmy w to – oparłem się o czerwoną kanapę z zamszu i wyprostowałem nogi pod stołem.

- Dobra – dziewczyna przewróciła oczami. Lubię gdy to robi. Śmiesznie wygląda, a jej usta przybierają wtedy inny, ciekawszy kształt. Nie robi dzióbka, ale lekko je zaciska, wywołując interesujący efekt.

- Twoja kolej – powiedziałem, przygotowując się na falę ciekawskich i wkurwiających pytań.

- Ulubiony kolor? – zapytała, siedząc sztywno na sofie.

- Czarny.

- Film? – mówiła szybko.

- Szczęki 3.

- To beznadziejne – skwitowała.

- Ja cie nie oceniałem – rzuciłem do dziewczyny.

- Doprawdy? Banalna, zakochana w panu Darcy’m? – przedrzeźniała mnie, a ja się zaśmiałem. Zapomniałem kiedy tak często szczerze się uśmiechałem. Dawno nikt mnie tak nie bawił.

- Dobra pamięć – popatrzyłem na nią zaciekawiony.

- Drugie imię? – spytała unosząc ciekawsko brew.

- Robert – powiedziałem, na co dziewczyna parsknęła i zaczęła się śmiać.

- Robert? – powiedziała chichocząc.

- Cecily? – odgryzłem się, a dziewczyna zamilkła i spiorunowała mnie wzrokiem.

- Idę po coś do picia – powiedziała i wzięła torebkę do ręki.

- Niech zgadnę. Cola z lodem? – drażniłem ją.

- Tak. A co, masz z tym jakiś problem? – zaczęła się irytować. Moja praca zaczynała skutkować. Doprowadzanie jej do szału ostatnimi czasy bardzo mi się spodobało.

- Przewidywalna – powiedziałem, literując słowo. – Nawet byś nie wypiła tego, co ja bym dla ciebie zamówił.

- A proszę bardzo, rób sobie co chcesz – przyjęła moje kolejne wyzwanie, a ja przywołałem gestem kelnera.

- Poproszę colę z lodem oraz tequile z red bullem – popatrzyłem na dziewczynę – podwójną – uśmiechnąłem się, dodając ostatni wyraz. Mężczyzna się odwrócił i odszedł. Po kilku minutach ciszy i wymiany kilku wściekłych spojrzeń między mną, a dziewczyną, kelner przyniósł nasze zamówienia.

- Przecież dzisiaj miałam nie pić coli – powiedziała, ale szybko zabrałem jej szklankę oraz puszkę napoju sprzed nosa.

- To nie dla ciebie – powiedziałem, a dziewczyna się lekko przeraziła – za to ta jest twoja – podałem jej szklankę z mocnym drinkiem.

- Jesteś żałosny, ale masz racje – powiedziała ku mojemu zdziwieniu.

- Co? – nie zrozumiałem tej absurdalnej dziewczyny.

- Muszę się upić, żeby znieść twoje towarzystwo – powiedziała i pociągnęła duży łyk przez słomkę. Jej słowa brzmiały znajomo. Miałem wrażenie, że już kiedyś to powiedziałem. I to właśnie do niej. No przecież kurwa! Ta chujowa domówka u Caluma. Gdy dziewczyna była już w połowie swojego napoju, czerwone wypieki zajęły swoje miejsce na jej policzkach. Były urocze, ale nie skupiałem się na tym co mnie rozpraszało. Spojrzenie Alex robiło się coraz bardziej nieobecne. Teraz już wiedziałem, że alkohol wypełnił jej żyły. Skończyłem pić swój zwyczajny napój i zacząłem konwersację.

- Nie jest tak źle, prawda? – odparłem, a ona popatrzyła na mnie zaciekawiona.

- Ujdzie – drwiący ton zamienił się w zwyczajny, radosny głos.

- Skoro nie zaprzeczasz, naprawdę musiałaś się upić – zaśmiałem się, patrząc na dziewczynę.

- Wcale nie – oburzyła się – ale nie rozumiem dlaczego tutaj jest tak gorąco – wzięła swoje włosy i upięła je do góry. Popatrzyłem na jej odsłoniętą szyję. Moje spodnie w okolicach krocza nagle zrobiły się ciaśniejsze. To był mój słaby punkt. Ta zgrabna, jasna szyja aż się prosiła, by złożyć na niej pocałunek. Moja słabość nie mogła mnie zdradzić. A raczej kurwa mojego podniecenia. Odwróciłem szybko głowę i zacząłem przypatrywać się innym ludziom. Na sali rozbrzmiała jakaś muzyka, a Alex wrzasnęła:

- O matko! Telephone! Kocham tą piosenkę! – wstała i pobiegła na parkiet. Zdziwiony ruszyłem za nią, przeciskając się przez tłum. Dziewczyna jednak nie zatrzymała się w zatłoczonym miejscu, gdzie inni się kołysali, tylko podeszła do baru. Nie mogłem opanować ciekawości. Przynajmniej rozluźniłem się w innych miejscach. Wymownie spojrzałem na spodnie, sprawdzając czy podniecenie zniknęło. Tak. Westchnąłem z ulgą. Ta dziewczyna jednak potrafiła zaskoczyć. Gdy podniosłem wzrok, ujrzałem ją wchodzącą na ladę baru. Barmanka zamiast na nią nawrzeszczeć, pisnęła radośnie i ściągnęła uwagę innych tańczących ludzi. Alex zaczęła poruszać się w rytm muzyki, a ja nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Stałem wśród tłumu i patrzyłem na wywijającą dziewczynę. Musiałem podnieść głowę wyżej, gdyż na koturnach i przede wszystkim na ladzie, znajdowała się o wiele wyżej niż chwilowo stałem. Inni mężczyźni z lokalu zebrali się przy barze i ochoczo klaskali w stronę dziewczyny. Ona tylko poruszała się, wprawiając mnie w uczucie, którego jeszcze przed chwilą się pozbyłem. Nie musiałem spoglądać w dół, by wiedzieć, co się ze mną dzieje. Patrzyłem na idealne biodra blondynki, które kołysały się w rytm muzyki i nie mogłem przestać. Ta podśpiewywała piosenkę pod nosem, czasem gubiąc tekst i myląc słowa. Przy spowolnieniu melodii tego kawałka, patrzyła prosto w moje oczy, tańcząc spokojniej i nucąc pod nosem. Na przyśpieszeniu, znów zaczęła szybko się poruszać, machać do góry rękami i głową. W ten sposób jej włosy rozlały się kaskadami na ramionach, a gumka do włosów gdzieś spadła. Postanowiłem szybko wyjąć komórkę i zrobiłem jej kilka zdjęć. Na niektórych patrzyła prosto w obiektyw i się uśmiechała, na innych robiła głupie miny albo rzucała zszokowane spojrzenia. Śmiałem się z niej, tak mocno, że zdziwiłem się, iż mogę być do tego w ogóle zdolny. Inny faceci, tak samo podnieceni jak ja, gwizdali i klaskali do Williams. Poczułem ochotę aby im wszystkim przyjebać, za to, że patrzą na nią w ten sposób. I że w ogóle na nią patrzą. Inne laski podążyły za pomysłem Alex i również weszły na bar. Zaczęły tańczyć, ale to blondynka, z którą przyszedłem, przyciągała wszystkie męskie spojrzenia w klubie. Jak i nawet damskie. Teraz już miałem pewność jaka jest jej ulubiona piosenka i to wcale nie była Nirvana. Wpatrywałbym się dalej w szaleństwo Cecily, gdyby nie czyjś głos, który wdarł się do mojej głowy, niszcząc ekstazę i zachwyt w jaki wpadłem.  

- Dziewczyno co ty do cholery wyprawiasz?! – donośny krzyk, grubego i potężnego mężczyzny przywrócił mnie do porządku. Odwróciłem twarz w stronę kolesia i zobaczyłem niebezpiecznie umięśnionego i wielkiego typa, który szybko zmierzał w naszą stronę, przepychając się przez tłum. Prędko podbiegłem do Alex, przypierdalając jakimś dwóm gościom z łokcia, by mnie przepuścili. Ci niechętnie się odsunęli, a ja złapałem dziewczynę za rękę i pociągnąłem ją ku podłodze. Prawie by spadła, ale w porę postawiła nogę na stołku barowym i szybko z niego zeskoczyła. Wciąż trzymając blondynkę za rękę, przedarliśmy się przez tańczący oraz wiwatujący nam, a raczej jej, tłum i wybiegliśmy z klubu tylnym wyjściem. Gdy przebiegliśmy już jedną przecznicę, zatrzymaliśmy się zdyszani i oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem. Nie mogliśmy się opanować. Jej ręka była rozpalona jak i czerwone policzki. Popatrzyłem przez moment na rozweseloną, trochę podpitą dziewczynę, po czym skierowaliśmy się do jej domu. Nie puściłem jej dłoni, co chyba pasowało Alex, ponieważ kuśtykała w swoich wysokich koturnach. Musiały boleć ją nogi. Odpędziłem od siebie myśli, by zanieść Williams do jej mieszkania. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Lepiej się poznaliśmy i jest dobrze. I tyle. Ja jestem zajęty, ona może też jest… nagle pochmurniałem. Nienawidzę tego skurwiela Willa. Wiem, że go znam, tylko nie mogę skojarzyć kurwa skąd. A skoro ja go znam, nie świadczy to o nim zbyt dobrze. W każdym razie takie miałem przeczucie. Po kilkunastu minutach spaceru, oboje ochłonęliśmy i znaleźliśmy się pod jej domem. Czas się pożegnać. Dziewczyna lekko wstawiona po zabójczym drinku z red bullem, który całkowicie powalał na ziemię, uśmiechnęła się głupawo i podniosła głowę w moim kierunku. Kręciła tułowiem w prawo i w lewo, jakby się kołysała. Odgłos miękkiego śmiechu wciąż rozbrzmiewał z jej pełnych ust. Obserwowałem ją. Lustrowała moją twarz spojrzeniem, jakby widziała ją po raz pierwszy.. jakby chciała ją zapamiętać, polubić. Przez kilka, długich sekund patrzyła tak na mnie, a ja na nią. W końcu wypaliła:

- Dobranoc panie Hemmings. Miło mi było pana poznać – powiedział i pobiegła do drzwi. Rozbawiły mnie jej absurdalne słowa. Nie licząc na więcej, ruszyłem w kierunku swojego osiedla. Przyśpieszyłem kroku, ponieważ czułem, że zaraz się rozpada. Odwróciłem jeszcze do tyłu głowę i ujrzałem Alex, która mocowała się z zamkiem od drzwi jej domu. Dostrzegając mnie rzuciła zakłopotane spojrzenie i pomachała radośnie w moją stronę. Odwzajemniłem jej gest i ruszyłem w głąb ulicy. Była ciemna i opustoszała. Po dwóch minutach marszu poczułem krople deszczu na ramionach. Pomimo czapki na głowie, odczuwałem coraz to silniejsze strugi ciepłej wody, która spadała z nieba. Nie przeszkadzała mi. Lubię letni deszcz. W moich uszach głośno rozbrzmiewał śmiech Alex. Lubię dźwięki jakie wydajesz.  Dzisiaj zaskoczyła wszystkich, złamała reguły. Odrzucamy świat. Dobranoc pani Williams – pomyślałem. We get so disconnected.  
 
 
 
 
Jeśli przeczytałeś rozdział, proszę, zostaw po sobie komentarz. To wiele dla nas znaczy i zachęca do dalszego pisania. Nie wspominając o uśmiechu na naszych twarzach ;)
 
 
 
 
PO PIERWSZE DZIĘKUJĘ ZA TYLE WEJŚĆ KOCHANI! To ten... no... co sądzicie? Tyle czekania i warto było?! Co sądzicie o postawie Lucasa? Też się jaracie jak my? *@foreverciastko zaprzecza, ale ja wiem co myśli pod tą blond czupryną, HAHAHA, nie zabijaj mnie!* Tweetujcie z naszym hasztagiem (#SandCastleFF), polecajcie nas znajomym i czekajcie na następne rozdziały, buahaha! :D Kogo shippujecie? Wpisujcie pary w tweetach z hasztagiem bloga! Np. #Lulex, #Michea, #Calex, #Leshton, #Willex, #Caliv, #Ashlex, #Lukath. To chyba większość tych znanych, a może jeszcze coś innego proponujecie? Czekamy na wasze opinie i wpisy! Kocham was i pisanie tego ff sprawia mi ogromną frajdę! A czytanie komentarzy zachęca do częstszej pracy, czyli jeszcze więcej frajdy! Do następnego! X

@TheBeatlesTime
PAMIĘTAJCIE:

40 KOMENTARZY = 17 ROZDZIAŁ
 
Pierwszy raz piszę swoją notatkę pod rozdziałem :D ymm... Na początku chciałabym wam wszystkim podziękować za 8 000 wyświetleń i wszystkie komentarze. Również za to, że poświęcacie swój czas na czytanie tego FF. Na Twitterze dostaliście ode mnie czerwony balonik :) Tweetnęłam tam też shipperski obrazek #Lulex. Jeśli chcecie również możecie wykonać coś takiego, bo mamy zamiar zrobić nową zakładkę na blogu, przedstawiającą różne grafiki (fanart'y) od was, jak i od autorek (również fanek, hahaha xd) Dziękuję również za wszystkie nominacje do Libster Blog Award i tego drugiego idk co to hahaha. W każdym bądź razie... już po siedemnastej, sorry. Kończę już. Jeszcze raz dzięki, że czytacie i komentujecie (nie skreślajcie jeszcze tego opowiadania, mówię wam. Jeszcze będzie fajnie). Do następnego xo
@foreverciastko