wtorek, 26 sierpnia 2014

Szesnasty

*PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM*
 
ROZDZIAŁ 16

- Lea i Michael? – zdziwił się Ashton, gdy byliśmy już pod moim domem.

- Kto by pomyślał… - zamyśliłam się, otwierając drzwi wejściowe.

- Dobra Lex, trafiłaś z moją eskortą bezpiecznie do domu, więc się zwijam. Dobranoc – uśmiechnął się i poszedł w głąb domków, znajdujących się przy mojej ulicy.

- Myhym, dobranoc – bardziej powiedziałam do siebie niż chłopaka. Przekroczyłam próg drzwi i stanęłam w holu. Zdjęłam bluzę i buty, aby następnie pójść do kuchni. Tam zastałam tatę parzącego herbatę. Przeszłam do salonu i opadłam na kanapę obok mamy.

- Cześć – odparłam czując zmęczenie.

- Co tak późno Alexandro? Już się zaczynaliśmy martwić – powiedziała mama, patrząc na mnie spokojnym wzrokiem.

- Mówiłam Ci, Lea miała dziś urodziny – uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienia uśmiechniętej brunetki.

- Wiem, po prostu długo wam to zajęło – uśmiechnęła się i zaczęła przeglądać program telewizyjny.

- A wy co robicie? – zręcznie zmieniłam temat.

- Zaraz będzie leciał jakiś film, dołączysz się? – powiedział tato, przynosząc trzy herbaty. Nawet nie musiałam mu mówić na co mam ochotę. On i tak już wiedział.

- Jasne. A jaki? – rozparłam się z brzegu na kanapie, a z drugiej strony dosiadł się mój ojciec.

- Dramat – powiedziała mama, a ja ucieszyłam się na tą wiadomość. Nie miałam ochoty oglądać kolejnej banalnej komedii romantycznej, której koniec byłam w stanie przewidzieć już w połowie filmu. Po krótkiej chwili zatonęłam w świetle migoczącej telewizji i nim się ocknęłam, na ekranie pojawiły się napisy końcowe.
***
O szóstej zabrzmiał mój dzwonek. Skrzywiłam się, słysząc głośną melodię. Planowałam po przebudzeniu powtórzyć materiał do szkoły, gdyż niedługo zapowiadał się egzamin z fizyki, test z matematyki i nowa lektura na literaturę. Również do następnego piątku, czyli za tydzień, musiałam oddać moje doświadczenie z chemii, które bardzo wpływało na ocenę końcową. Z tego co wczoraj wspomniał Michael, on też musiał coś takiego zrobić i oddać w tym samym terminie, tylko, że na biologię. Jedno było pewne. Następnych siedem dni nie będzie należało do tych najłatwiejszych. Budził się we mnie leń, ale trochę ciężkiej pracy każdemu się przyda. Dzięki temu odetnę się od głupich myśli. Natarczywie krążyłam w kółko. Nie mogłam zapomnieć wyrazu twarzy Hemmingsa, gdy zatrzymał mnie wtedy na parkingu. Ten wzrok nieustannie przebiegał przez moją głowę. Zwłaszcza widok jego ciemnobłękitnych tęczówek, w których krył się mrok. Nie zważając dłużej na moje wywody, wstałam, przyszykowałam się do szkoły i zeszłam na dół. Nie miałam ochoty zakładać nic innego niż ciemne spodnie, luźną, białą koszulkę i czarne koturny. Włosy jak zwykle rozpuściłam, a na rękę nałożyłam dwie czarno-złote bransoletki.

- Już wstałaś? – zdziwiła się mama, widząc mnie na dole gotową do wyjścia.

- Niestety. Muszę się trochę pouczyć – opadłam zmarnowana na krzesło przy wysepce w kuchni.

- Jak się wieczorami baluje, to trzeba nadrabiać rankiem – wtrącił się tata, a mama pokiwała głową w geście zgody ze swoim partnerem.

- Tak, wiem – znów się przyczepili, ale nie wszczynałam kłótni.

- Jedziesz z nami do Scotta na weekend? – odparła po chwili mama.

- Co? – poczułam wstyd, bo zapomniałam zadzwonić do brata i nawet odpisać mu na sms-a.

- Chcemy dziś po pracy wyjechać, a w niedzielę wrócić. Scott już się zgodził i ucieszył. Nawet zrobił listę co mamy mu przywieźć do jedzenia, bo jak się tłumaczył, życie studenta jest trudne – zaśmiałam się razem z mamą, gdy skończyła mówić.

- Nie dam rady, nawet nie wiesz ile mam nauki na następny tydzień – powiedziałam, przeglądając swoje notatki z fizyki.

- Dobrze, zostań, ale uważaj na siebie i siedź w domu! Żadnych imprez, kolegów i bóg wie czego jeszcze! – powiedział tato, z uśmiechem, ale małym zaniepokojeniem.

- Tato, przecież mnie znasz – oburzyłam się i potrząsnęłam głową z niedowierzaniem.

- Znam, znam, ale innych z twojego otoczenia nie. A dziadkami to my być nie chcemy – powiedział, a moja osoba tego nie wytrzymała. Zaczęłam się chichrać bez opętania, a rodzice patrzyli na mnie z dziwną miną. Tato tylko poklepał mnie po ramieniu i razem z mamą wyszli do pracy. W głowie ciążyło mi tylko kilka myśli. I para jasnych, niebieskich oczu.

***       

Wpatrywałam się w swoją szafkę z obojętnością. Lustrowałam ją powoli, jakbym chciała zapamiętać każdą rzecz, która się w niej znajdowała. A może to tylko strach przed następną lekcją? Fizyka. I mój sąsiad obok. Ruszyłam pod salę. Czułam niepokój. To nic, że wczoraj wagarował. Dzisiaj mam pewność, że pojawi się w szkole. Nie wiem dlaczego. Czułam to. Może przez to, że opuszczenie lekcji chwile przed ważnym testem było niestosowne? Albo dlatego, że w korytarzu unosił się zapach jego perfum? Albo to tylko złudzenie. Wiele razy czułam ten słodki, za razem odurzający zapach, wprowadzający w stan przyciemnienia umysłu. Udawałam, że nic mnie nie rusza, ale woń blondyna była jedną z milszych, jak i najgorszych rzeczy na fizyce. Jego perfumy aż same mówiły, bym rzuciła się na chłopaka i go rozebrała, nawet będąc w sali pełnej uczniów. Wchodząc do pomieszczenia zalał mnie rumieniec. O czym ja do cholery myślę?! Błysk tych oczu przywrócił mnie na ziemię. Potem jednak, odwrócił głowę w innym kierunku. Widziałam go. Siedział tam, na swoim miejscu. Był tu i mnie ignorował. A zapach perfum unosił się niczym poranna bryza w powietrzu. Albo duszący gaz.

***

[Perspektywa Lei]
Wyszłam z zajęć języka angielskiego i poszłam w stronę schodów. Musiałam udać się na parter po swoje rzeczy. Minęłam się z Cliffordem, a ten rzucił mi krótkie cześć, lekko się uśmiechając. Odwzajemniłam jego gest, przypominając sobie miłą rozmowę, którą wczoraj przeprowadziliśmy. Właściwie rozmawialiśmy głównie o głupotach, kłóciliśmy się o jakieś nonsensy, ale czas zleciał szybko. Teraz jednak czułam dziwne uczucie w żołądku. Odczuwałam małą niechęć do chłopaka. Nie wiem dlaczego, ale chodziło to za mną od wczoraj. Co prawda, nie mogę narzekać na dzień moich urodzin, prócz braku siostry. Nie zjawiła się, obiecując, że wpadnie jak tylko będzie mogła. Nawet już nie chciałam jej widzieć. Niech sobie żyje w swoim świecie! Zanosi się na to, że od teraz jestem jedynaczką, bo nawet Maya miała mnie w dupie. Z resztą jak cała rodzina. Otworzyłam szafkę i wrzuciłam do niej piórnik. Ten spadł na jakieś czarne pudełko. Rozejrzałam się po korytarzu, ale nie zobaczyłam nikogo podejrzanego. Woźny myjący podłogę, pusta Sandy gadająca z koleżankami oraz kilka chłopaków, siedzących pod murkiem i jedzących jakieś chrupki. Wróciłam zdziwionym i wystraszonym wzrokiem do pudełka. Było prostokątne i wielkości dwóch złożonych dłoni. Otworzyłam je zaciekawiona. W środku był granatowy, aksamitny materiał. Przeciągnęłam palcami po delikatnej teksturze i odsłoniłam zawartość pakunku. Widząc długie urządzenie, głośno się zaśmiałam. Sandy, ubrana w różowy top i białą spódniczkę, zmierzyła mnie karcącym spojrzeniem. Jej wygląd jest bardziej niestosowny niż mój głos, więc niech ta tleniona wywłoka stąd spada.

- Nie masz co robić Barbie? – rzuciłam do dziewczyny, a ta prychnęła i poszła w stronę schodów. Znów popatrzyłam na prezent. Obok elektrycznego papierosa, który był cały czarny, ozdobiony białymi wzorami, leżał różowy wkład. Na górze był napis „cherry”. Uśmiechnęłam się widząc karteczkę na dnie pudełka. Przyjrzałam się wydrukowanemu tekstowi.

Gdyby urodziny mogły trwać wiecznie…  Przyjaciel x

Ashton, ty głuptasie – pomyślałam i odłożyłam pudełko, chowając je za książkami. Nie mogłam uwierzyć, że Irwin włamał się do mojej szafki i postanowił mi kupić to, czym zachwycałam się wczoraj. Nie wspominając, że już dostałam od niego prezent. Zadzwonił dzwonek, a ja poszłam na lekcję geografii. Jednak jedyne na co miałam teraz ochotę, to wypróbowanie mojego nowego, wiśniowego nabytku.

***

[Perspektywa Alex]
Po pracy w antykwariacie, czyli koło osiemnastej, napisałam sms-a do Willa. Dawno go nie widziałam. No dobra, nie dawno, ale cały wczorajszy dzień był dość długim czasem rozłąki. Rodzice już pewnie są w sklepie, a za jakiś czas będą w Newcastle u Scotta. Miałam wolny dom na cały weekend. Nie byłam jakąś szaloną nastolatką, nie planowałam żadnych imprez. Chciałam tylko wyjść dziś z kimś do kina. A tym kimś był właśnie William. Zaproponowałam mu spotkanie, dorzucając do tego jakiś dobry film i z zniecierpliwieniem czekałam na odpowiedź. Długo jednak nie było odzewu z jego strony. Zdążyłam dojść do domu, odgrzać sobie zupę, zjeść ją i przy tym poplamić szorty, a telefon nadal milczał. Szybko zdjęłam spodenki i przeprałam je w zlewie. Powiesiłam odzież na kaloryferze, a sama postanowiłam paradować po domu w majtkach. Byłam zbyt leniwa by pójść do góry po jakieś dresy, a na dodatek nie było nikogo w mieszkaniu, więc mogłam czuć się swobodnie. Jasna koszulka sięgała do połowy mojej pupy. Włączyłam radio, a po chwili je ściszyłam bo rozległ się dźwięk telefonu. Podbiegłam jak szalona wierząc, że to Will, jednak słysząc znajomy, ciepły głos trochę się zawiodłam.

- Alex? Żyjesz?! – powiedział niby wystraszony brat.

- Cześć Scott – udałam zadowolenie, że to właśnie z nim rozmawiam. Zawstydziłam się swoich uczuć, ale liczyłam, że dzwoni ktoś inny.

- Wpadasz dzisiaj ze starymi? – zapytał.

- Nie, nie wpadam dzisiaj z rodzicami – poprawiłam go, na co się zaśmiał.

- Czemu?

- Szkoła – westchnęłam.

- A może chłopak? – powiedział. Zdziwiłam się, ale po chwili zaśmiałam.

- Nie, nie wydaje mi się – przełożyłam telefon do drugiego ucha.

- Już się boję jak mama wpadnie do mojej kawalerki, narobi szumu, że nie sprzątam i nic nie robię – powiedział brat, wyraźnie rozbawiony. Muszę przyznać mu rację. Mama czasem za bardzo się wszystkim przejmuje. Najmniejsza plamka wprowadza ją w szał, a kurz na szafkach jest nie do pomyślenia!  Śmiałam się z bratem, aż ten w końcu mi przerwał. – Alex, słuchaj, wejdź na Skype’a. Pokażę Ci mój pokój. Poza tym kasa kończy mi się na koncie.

- Dobra, daj mi chwilę – rozłączyłam się i wzięłam laptopa ze stolika w salonie. Włączyłam urządzenie, zalogowałam się w aplikacji i ponownie zadzwoniłam do brata. Po kilku piknięciach odebrał, a na ekranie ujrzałam znajome rysy twarzy, uśmiech na całą szerokość, zielone oczy takie same jak moje i jasnobrązowe włosy.

- Od razu lepiej – powiedział i popatrzył na mnie. Byłam widoczna tylko od głowy do pasa, dlatego ponownie nie fatygowałam się ze spodniami. Spojrzałam na kamerkę i wystawiłam do chłopaka język. Ten zaczął robić głupie miny, a potem zaczęliśmy się znowu śmiać. Przeszłam z komputerem do kuchni i postawiłam urządzenie na wysepce, która była wprost naprzeciwko drzwi wejściowych. Brat pokazał mi przez Skype’a swoje malutkie mieszkanie z twarzą pełną zadowolenia. Musiał być z siebie dumy, ze swoich czterech ścian, które sam zagospodarował. Zaczął życie na własną rękę. Nawet ja byłam z niego dumna. Coś zawibrowało. Spojrzałam na komórkę. Wiadomość od Willa migotała na ekranie urządzenia.

Will: Dzisiaj nie dam rady. Przez cały weekend mam robotę. Wynagrodzę Ci to w przyszłym tygodniu ślicznotko! X

Lekko zasmucona zaczęłam opowiadać bratu o nauczycielach, a on co jakiś czas wtrącał się z komentarzem, o ich zachowaniu, gdy to jego uczyli. Miałam powiedzieć, że pan od matematyki, którego tak bardzo nie lubił, często mnie chwali i jest dobry w swoim fachu, ale przerwał mi odgłos dzwonka do drzwi. Pomyślałam, że to rodzice. Wiedziałam, że pewnie czegoś zapomnieli, więc nie zważając na same majtki i koszulkę na moim ciele, podeszłam do drzwi. Krzyknęłam tylko do brata, żeby chwilę poczekał, a sama pociągnęłam za klamkę.

- Cze.. – przerwał, gdy zobaczył moje odzienie. Jego oczy niebezpiecznie się powiększyły, a szczeniacki uśmiech pojawił się na twarzy.

- Jasna cholera! – zatrzasnęłam drzwi przed chłopakiem i pobiegłam do góry po jakieś spodnie. Ubrałam je w biegu, by po chwili znów stanąć przed drzwiami i otworzyć je, cała czerwona ze wstydu. – Czego chcesz? – powiedziałam do blondyna.

- Ja – zaczął, ale z oddali pomieszczenia usłyszałam głos brata.

- Alex, wszystko w porządku? – echo roznosiło się z kuchni. Twarz Luke’a przybrała wyraz zdenerwowania. Nim zdążyłam coś powiedzieć, ten wpadł w szał.

- On tu jest?! Wiedziałem! Jest tu teraz u Ciebie! – wszedł do domu, nie zważając, że lekko popchnął mnie na drzwi. Pobiegłam za nim i oboje stanęliśmy z zakłopotaniem przed komputerem. Luke mierzył Scotta wściekłym spojrzeniem, a szatyn patrzył na nas z rozbawieniem.

- A jednak chłopak! – powiedział mój brat, w końcu przerywając niezręczną ciszę. Samopoczucie Hemmingsa diametralnie się zmieniło. Teraz patrzył na mnie z rozbawieniem w oczach. Szybko powiedziałam przez zaciśnięte zęby:

- To nie jest mój chłopak – zmierzyłam Scotta wściekłym spojrzeniem, na co ten uśmiechnął się miło.

- Jestem jej bratem, spokojnie, nie musisz zabijać mnie wzrokiem – powiedział do Hemmingsa, a ten odburknął coś pod nosem, tak, że ani ja, ani mój brat go nie usłyszeliśmy.

- Dobra Alex, zaraz będą u mnie rodzice, więc odezwę się później. Uważajcie na siebie – spojrzał na nas wymownie i się rozłączył. Prawie mogłam usłyszeć w głowie jego śmiech, gdy już ujrzał komunikat o przerwanej rozmowie. Popatrzyłam gniewnie na Luke’a.

- Bez tych spodni wyglądałaś lepiej – rzucił, a uśmiech nie schodził mu z twarzy, gdy ruszył w kierunku salonu i usiadał na kanapie. Co on tu do cholery robił? I dlaczego rozsiada się w moim domu, jakby tu mieszkał?

- Palant – rzuciłam i podeszłam do niego. Stanęłam przed chłopakiem z założonymi na biodrach rękami. - Co ty tutaj robisz? I skąd wiesz gdzie mieszkam?! – krzyknęłam.

- Kiedyś po szkole za tobą szedłem, czekałem pod antykwariatem aż skończysz pracę, a potem patrzyłem do jakiego domu wchodzisz – odparł spokojnie.

- Że co?! – nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.


- Calum mi powiedział, blondynko. Poza tym już tu kiedyś byłem – pokręcił głową z niedowierzaniem. Po chwili wyśmiał moją łatwowierność i bardziej się rozsiadł na brązowej kanapie. – Wygodna. Przysiądziesz się? – zachowywał się bezczelnie.
 
- Czego chcesz, blondasku? – wyzwałam go tak samo jak on mnie, wywołując widoczne zdenerwowanie u błękitnookiego. Dziś wyglądał intrygująco. Czarne rurki z dziurami na kolanach, luźna, ciemna koszulka z nadrukiem i bordowa czapka z prostym daszkiem, która była założona tył na przód. Jego umięśnione ramiona opinała jeansowa kurtka. Czarny kolczyk wyróżniał się na tle jego różowych, zapewne miękkich ust. Po tej myśli, zalała mnie purpura.

- Miałaś racje – wstał z kanapy, a ja cofnęłam się do tyłu. – Nie znasz mnie, a ja ciebie. Dlatego przyszedłem to zmienić. – powiedział poważnie.

- To znaczy? – zlustrowałam go wzrokiem ciągle, czując czerwień na policzkach.

- Porywam cie – powiedział sarkastycznie, a raczej rozkazał. – Ubieraj się, bo zaraz wychodzimy – oparł się o kanapę i wyjął z kieszeni telefon.

- Nigdzie z tobą nie idę! – krzyknęłam oburzona. Dlaczego ten człowiek zawsze doprowadzał mnie do tego stanu? A mianowicie poczucia gniewu zżerającego mnie od środka?! Uczucia przez które chciałam przeklinać wszystkich i krzyczeć!?

- A założymy się? – w jasnych tęczówkach jarzyła się chęć rywalizacji.

- Proszę bardzo – powiedziałam, akcentując każde słowo, zachęcając go do „ataku”.

- Jeśli uda mi się zgadnąć twój ulubiony film, kolor.. – zamyślił się, ale ja mu przerwałam.

- I moje drugie imię – uśmiechnęłam się, wiedząc, że już to wygrałam.

- Zgoda. Wtedy idziesz ze mną. – skinęłam głową. - Łatwizna! – zaklasnął ochoczo w dłonie i zaczął głośno myśleć – Hym, patrząc, że jesteś banalna i dziewczęca, twoim ulubionym filmem musi być „Duma i uprzedzenie”, zapewne zakochana po uszy w panie Darcy’m – powiedział, a na mojej twarzy wymalował się szok. Stałam jak wryta i patrzyłam osłupiona na zadowolonego z siebie blondyna. Oglądałam tą produkcję milion razy, książkę czytałam na okrągło. Nigdy mi się nie nudziła i zawsze wzruszała. Skąd on to do cholery wiedział? Jeśli zgadnie, że uwielbiam kolor jego tęczówek.. i moje drugie imię, wpadnę w szpony chłopaka. Wystraszyłam się, a on postanowił kontynuować – Kolor, to będzie, zielon.. nie zaczekaj! To oczywiste, że niebieski – uśmiechnął się, a ja nie mogłam zaczerpnąć powietrza.

- Oszukujesz! – wrzasnęłam, gdy powrócił dech w moich piersiach.

- No pewnie. A nie zauważyłaś małych skrzydełek i różowej różyczki w mojej ręce? – wybuchnął śmiechem. - Wróżka Luke do usług – powiedział, wymachując rękami  i się wyprostował. Podszedł do mnie bliżej. Nie mogłam się cofnąć, nie potrafiłam. Chciałam, ale on tak bardzo nade mną dominował. Bałam się go. Już nie był taki nieśmiały jak na początku. Może to tylko były omamy? Może on zawsze był aroganckim, pewnym siebie narcyzem? Albo teraz się tak zachowuje. Boże, jak on słodko pachnie. Czapka zakrywała jasne włosy, a oczy jarzyły się z zadowolenia.

- Drugie imię – powiedziałam drżącym głosem, gdy chłopak znalazł się niebezpiecznie blisko mnie. Serce podskoczyło mi do gardła, gdy zbliżył się jeszcze bardziej. Potem cicho szepnął do mojego ucha:

- Cecily – poczułam jego oddech na policzku, a woń chłopaka dusiła oraz zachwycała. Zadrżałam, a blondyn zachwycony efektem, który osiągnął, odsunął się ode mnie z uśmiechem. Wygrał. – Poczekam tutaj, jak będziesz się przebierać – powiedział, zlustrował mnie wzrokiem i poszedł do kuchni. Oparł się o blat i dalej przeglądał swoją komórką. Stałam przez chwilę jak wryta. Po chwili dotarło do mnie, że ja naprawdę przegrałam. Wściekła i zażenowana weszłam do pomieszczenia, w którym stał Hemmings.

- Daj mi pięć minut. Nie mam dla kogo się stroić – rzuciłam sarkastycznie, niby z uśmiechem na twarzy i poszłam do góry. Rozczesałam tylko włosy i założyłam czarne rurki. Zostałam w tej samej koszulce co wcześniej. Zeszłam na dół szybciej, niż ogłosiłam intruzowi. Ten tylko przewrócił oczami i wyszliśmy z mieszkania. Zamknęłam je dokładnie na klucz i podążyłam za chłopakiem, czując się jak jego trofeum w tej cholernej grze.

***

[Perspektywa Luke’a]
Musiałem się przekonać. Musiałem wiedzieć. Dlatego do niej przyszedłem. Miałem spędzić trochę czasu z osobą, która spędzała mnóstwo czasu w mojej głowie. Sam nie wiedziałem dlaczego, więc postanowiłem się dzisiaj to sprawdzić. Wiedziałem gdzie pójdziemy. Tam, gdzie spędzałem czas samotnie. Raz zabrałem chłopaków do lokalu, ale żadnemu on się nie spodobał. Teraz chciałem znać opinię blondynki. Może polubi to miejsce? Jeśli nie, jeden plus dla mnie! Nadal śmiałem się wewnętrznie z miny Alex, gdy odgadłem jej wszystkie niby sekretne sprawy. Calum kiedyś opowiadał mi, że Williams uwielbia „Dumę i uprzedzenie”. Często musiał z nią oglądać ten film, bo ta jęczała, że zawsze robią to na co on ma ochotę. Hood narzekał, że tyle razy to obejrzał, iż zna niektóre teksty na pamięć. Co do koloru, strzelałem. Wszystkie swoje notatki z fizyki miała podkreślone jasnobłękitnym markerem. Tak, przyznaję, czasem podczas lekcji na nią zerkam i właśnie wtedy ten kolor rzuca się w oczy. No i Cecily. Drugie imię. Bardzo mi się spodobało. Zapamiętałem je od razu, gdy padło z ust dziewczyny na którejś z lekcji, kiedy nauczyciele wypełniali dziennik naszymi danymi. Alex była taka przewidywalna. Wiedziałam, że dorzuci coś o drugim imieniu albo ulubionej piosence. Jednak tego ostatniego nie byłem pewien. Obstawiałem „Something In the way” Nirvany. Tylko to byłoby dla mnie problem. Ona jednak postawiła na moją wygraną. Ciągle miałem przed oczami widok dziewczyny w samej koszulce i bieliźnie. Wyglądała tak.. O Boże.. Dziękuję, że kurwa mogłem to zobaczyć! To jednak nie zmienia faktu, że jestem zjebem i zareagowałem jak ciota, słysząc męski głos w kuchni. Już sobie wyobraziłem, że siedzi tam ten parszywy dupek Will i nie widomo co robił z dziewczyną, skoro ona była pół naga. Sam nie wiem, po prostu nie zapanowałem na sobą. Jak już wspomniałem, zjebałem, ale wierzę, że ona o tym zapomni. Zwróciłem uwagę na niebieski szyld, który ukazał się przed moimi oczami. Byliśmy pod wejściem do lokalu. Jasne drzwi zapraszały gości do środka, a muzyka rozbrzmiewająca z głośników w pomieszczeniu, roznosiła się echem na zewnątrz. Podeszliśmy do bramkarza, a ten widząc mnie, rozpromienił się.

- Hemmo, siema stary! – przybiliśmy sobie powitalną piątkę, a Toby, który pracował tutaj jako ochroniarz, popatrzył z zaciekawieniem na Alex. – Luke, nie widziałem Ci nigdy tutaj z jakąś laską. Skąd ta zmiana? – zapytał, ale jak zwykle kontrolująca wszystko Alex odburknęła z niezadowoleniem:

- Lubi uprzykrzać innym życie – zmierzyła nas pogardliwym spojrzeniem i weszła do klubu, zostawiając mnie z ochroniarzem.

- Leć poskromić swoją kruszynkę – zaśmiał się Toby.

- Raczej wronę – parsknąłem i dogoniłem dziewczynę. – Mogłabyś być odrobinę milsza.

- Masz racje. Mogłabym, ale nie – powiedziała i krzywo się uśmiechnęła. Zaczęła oglądać wnętrze klubu „Social Casuality”. Uwielbiałem to miejsce. Neonowe światła, dużo kanap porozmieszczanych na podwyższeniu, imitując trybuny, a na środku duży parkiet. Chwilowo cały był oblężony. Kręciło się tam dużo lasek i jakiś facetów, a przy barze była wielka kolejka. Znajomy kelner z dziwnym tatuażem na ramieniu chodził pomiędzy stolikami obok sof. Światła przyciemnione, co jakiś czas zmieniały barwę, rozbłyskając w rytm muzyki. W dziwny, pozytywny  sposób to miejsce mnie przytłaczało. Nie czułem się tutaj tak samotnie. Rozmawiałem z innymi nieznajomymi, nie musząc tłumaczyć się co mi dolega lub czemu siedzę tak w pojedynkę. Ważne było tylko by dobrze się bawić i zapomnieć o wszystkich problemach. Takim moim jednym problemem byli rodzice. Nie cierpię ich. Zostawili mnie zdanego na siebie, a oni sami oddali się pieprzonej karierze. Gdyby nie babcia, byłby udupiony i bez dachu nad głową. Zawdzięczałem jej wszystko i nawet nie chciałem myśleć, co by było gdyby matka nagle sobie o mnie przypomniała. Już jej nie potrzebowałem. Tak samo jak i ojca. Niech żyją sobie w swoim świecie innych lekarzy oraz prawników i niech przynoszą kurwa dobro światu. A mi je odbierają. Jednak nie mogłem narzekać. Dzięki ich pracy, miałem kasę, dużo kasy. Nie brakowało mi niczego. Jednak nie będę już ich nigdy więcej o nic prosił. Ostatnią rzeczą, którą mi sprezentowali było auto, ale i tak dostałem je na urodziny, 3 miesiące po ich minięciu. Zaśmiałem się. Nawet w ten dzień zapomnieli o swoim synku. Pewnie gdybym nie żył i tak nie zrobiłoby to na nich wrażenia. Liczył się tylko szpital i sąd. Ojciec chirurg, matka adwokat. Czego kurwa chcieć więcej?! Idealna rodzinka. Postanowiłem nie myśleć dłużej o moich rodzicach, o ile mogę ich tak nazwać. Pociągnąłem Williams przez tłum. Ta próbowała się wyrwać, ale po chwili stanęliśmy na podwyższeniu przy jednej z kanap. Dziewczyna opadła na nią z irytacją i zaczęła bawić się swoimi palcami. Usiadłem na drugiej sofie, naprzeciwko niej. Przyglądałem się Alex przez dłuższą chwilę.

- Może się odezwiesz? – powiedziałem spokojnie.

- Nie dość, że musze tu być, to jeszcze każesz mi się odzywać? – wysiliła się na łagodny ton.

- Nie musisz. Zawsze możesz usiąść tutaj – poklepałem miejsce obok.

-  A co na to twoja dziewczyna? – trafiła w mój czuły punkt i uśmiechnęła się triumfalnie.

- 20 pytań – burknąłem, starając się wyzbyć sarkazmu i zdenerwowania w głosie.

- Co? – nie zrozumiała.

- Zagrajmy w to – oparłem się o czerwoną kanapę z zamszu i wyprostowałem nogi pod stołem.

- Dobra – dziewczyna przewróciła oczami. Lubię gdy to robi. Śmiesznie wygląda, a jej usta przybierają wtedy inny, ciekawszy kształt. Nie robi dzióbka, ale lekko je zaciska, wywołując interesujący efekt.

- Twoja kolej – powiedziałem, przygotowując się na falę ciekawskich i wkurwiających pytań.

- Ulubiony kolor? – zapytała, siedząc sztywno na sofie.

- Czarny.

- Film? – mówiła szybko.

- Szczęki 3.

- To beznadziejne – skwitowała.

- Ja cie nie oceniałem – rzuciłem do dziewczyny.

- Doprawdy? Banalna, zakochana w panu Darcy’m? – przedrzeźniała mnie, a ja się zaśmiałem. Zapomniałem kiedy tak często szczerze się uśmiechałem. Dawno nikt mnie tak nie bawił.

- Dobra pamięć – popatrzyłem na nią zaciekawiony.

- Drugie imię? – spytała unosząc ciekawsko brew.

- Robert – powiedziałem, na co dziewczyna parsknęła i zaczęła się śmiać.

- Robert? – powiedziała chichocząc.

- Cecily? – odgryzłem się, a dziewczyna zamilkła i spiorunowała mnie wzrokiem.

- Idę po coś do picia – powiedziała i wzięła torebkę do ręki.

- Niech zgadnę. Cola z lodem? – drażniłem ją.

- Tak. A co, masz z tym jakiś problem? – zaczęła się irytować. Moja praca zaczynała skutkować. Doprowadzanie jej do szału ostatnimi czasy bardzo mi się spodobało.

- Przewidywalna – powiedziałem, literując słowo. – Nawet byś nie wypiła tego, co ja bym dla ciebie zamówił.

- A proszę bardzo, rób sobie co chcesz – przyjęła moje kolejne wyzwanie, a ja przywołałem gestem kelnera.

- Poproszę colę z lodem oraz tequile z red bullem – popatrzyłem na dziewczynę – podwójną – uśmiechnąłem się, dodając ostatni wyraz. Mężczyzna się odwrócił i odszedł. Po kilku minutach ciszy i wymiany kilku wściekłych spojrzeń między mną, a dziewczyną, kelner przyniósł nasze zamówienia.

- Przecież dzisiaj miałam nie pić coli – powiedziała, ale szybko zabrałem jej szklankę oraz puszkę napoju sprzed nosa.

- To nie dla ciebie – powiedziałem, a dziewczyna się lekko przeraziła – za to ta jest twoja – podałem jej szklankę z mocnym drinkiem.

- Jesteś żałosny, ale masz racje – powiedziała ku mojemu zdziwieniu.

- Co? – nie zrozumiałem tej absurdalnej dziewczyny.

- Muszę się upić, żeby znieść twoje towarzystwo – powiedziała i pociągnęła duży łyk przez słomkę. Jej słowa brzmiały znajomo. Miałem wrażenie, że już kiedyś to powiedziałem. I to właśnie do niej. No przecież kurwa! Ta chujowa domówka u Caluma. Gdy dziewczyna była już w połowie swojego napoju, czerwone wypieki zajęły swoje miejsce na jej policzkach. Były urocze, ale nie skupiałem się na tym co mnie rozpraszało. Spojrzenie Alex robiło się coraz bardziej nieobecne. Teraz już wiedziałem, że alkohol wypełnił jej żyły. Skończyłem pić swój zwyczajny napój i zacząłem konwersację.

- Nie jest tak źle, prawda? – odparłem, a ona popatrzyła na mnie zaciekawiona.

- Ujdzie – drwiący ton zamienił się w zwyczajny, radosny głos.

- Skoro nie zaprzeczasz, naprawdę musiałaś się upić – zaśmiałem się, patrząc na dziewczynę.

- Wcale nie – oburzyła się – ale nie rozumiem dlaczego tutaj jest tak gorąco – wzięła swoje włosy i upięła je do góry. Popatrzyłem na jej odsłoniętą szyję. Moje spodnie w okolicach krocza nagle zrobiły się ciaśniejsze. To był mój słaby punkt. Ta zgrabna, jasna szyja aż się prosiła, by złożyć na niej pocałunek. Moja słabość nie mogła mnie zdradzić. A raczej kurwa mojego podniecenia. Odwróciłem szybko głowę i zacząłem przypatrywać się innym ludziom. Na sali rozbrzmiała jakaś muzyka, a Alex wrzasnęła:

- O matko! Telephone! Kocham tą piosenkę! – wstała i pobiegła na parkiet. Zdziwiony ruszyłem za nią, przeciskając się przez tłum. Dziewczyna jednak nie zatrzymała się w zatłoczonym miejscu, gdzie inni się kołysali, tylko podeszła do baru. Nie mogłem opanować ciekawości. Przynajmniej rozluźniłem się w innych miejscach. Wymownie spojrzałem na spodnie, sprawdzając czy podniecenie zniknęło. Tak. Westchnąłem z ulgą. Ta dziewczyna jednak potrafiła zaskoczyć. Gdy podniosłem wzrok, ujrzałem ją wchodzącą na ladę baru. Barmanka zamiast na nią nawrzeszczeć, pisnęła radośnie i ściągnęła uwagę innych tańczących ludzi. Alex zaczęła poruszać się w rytm muzyki, a ja nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Stałem wśród tłumu i patrzyłem na wywijającą dziewczynę. Musiałem podnieść głowę wyżej, gdyż na koturnach i przede wszystkim na ladzie, znajdowała się o wiele wyżej niż chwilowo stałem. Inni mężczyźni z lokalu zebrali się przy barze i ochoczo klaskali w stronę dziewczyny. Ona tylko poruszała się, wprawiając mnie w uczucie, którego jeszcze przed chwilą się pozbyłem. Nie musiałem spoglądać w dół, by wiedzieć, co się ze mną dzieje. Patrzyłem na idealne biodra blondynki, które kołysały się w rytm muzyki i nie mogłem przestać. Ta podśpiewywała piosenkę pod nosem, czasem gubiąc tekst i myląc słowa. Przy spowolnieniu melodii tego kawałka, patrzyła prosto w moje oczy, tańcząc spokojniej i nucąc pod nosem. Na przyśpieszeniu, znów zaczęła szybko się poruszać, machać do góry rękami i głową. W ten sposób jej włosy rozlały się kaskadami na ramionach, a gumka do włosów gdzieś spadła. Postanowiłem szybko wyjąć komórkę i zrobiłem jej kilka zdjęć. Na niektórych patrzyła prosto w obiektyw i się uśmiechała, na innych robiła głupie miny albo rzucała zszokowane spojrzenia. Śmiałem się z niej, tak mocno, że zdziwiłem się, iż mogę być do tego w ogóle zdolny. Inny faceci, tak samo podnieceni jak ja, gwizdali i klaskali do Williams. Poczułem ochotę aby im wszystkim przyjebać, za to, że patrzą na nią w ten sposób. I że w ogóle na nią patrzą. Inne laski podążyły za pomysłem Alex i również weszły na bar. Zaczęły tańczyć, ale to blondynka, z którą przyszedłem, przyciągała wszystkie męskie spojrzenia w klubie. Jak i nawet damskie. Teraz już miałem pewność jaka jest jej ulubiona piosenka i to wcale nie była Nirvana. Wpatrywałbym się dalej w szaleństwo Cecily, gdyby nie czyjś głos, który wdarł się do mojej głowy, niszcząc ekstazę i zachwyt w jaki wpadłem.  

- Dziewczyno co ty do cholery wyprawiasz?! – donośny krzyk, grubego i potężnego mężczyzny przywrócił mnie do porządku. Odwróciłem twarz w stronę kolesia i zobaczyłem niebezpiecznie umięśnionego i wielkiego typa, który szybko zmierzał w naszą stronę, przepychając się przez tłum. Prędko podbiegłem do Alex, przypierdalając jakimś dwóm gościom z łokcia, by mnie przepuścili. Ci niechętnie się odsunęli, a ja złapałem dziewczynę za rękę i pociągnąłem ją ku podłodze. Prawie by spadła, ale w porę postawiła nogę na stołku barowym i szybko z niego zeskoczyła. Wciąż trzymając blondynkę za rękę, przedarliśmy się przez tańczący oraz wiwatujący nam, a raczej jej, tłum i wybiegliśmy z klubu tylnym wyjściem. Gdy przebiegliśmy już jedną przecznicę, zatrzymaliśmy się zdyszani i oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem. Nie mogliśmy się opanować. Jej ręka była rozpalona jak i czerwone policzki. Popatrzyłem przez moment na rozweseloną, trochę podpitą dziewczynę, po czym skierowaliśmy się do jej domu. Nie puściłem jej dłoni, co chyba pasowało Alex, ponieważ kuśtykała w swoich wysokich koturnach. Musiały boleć ją nogi. Odpędziłem od siebie myśli, by zanieść Williams do jej mieszkania. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Lepiej się poznaliśmy i jest dobrze. I tyle. Ja jestem zajęty, ona może też jest… nagle pochmurniałem. Nienawidzę tego skurwiela Willa. Wiem, że go znam, tylko nie mogę skojarzyć kurwa skąd. A skoro ja go znam, nie świadczy to o nim zbyt dobrze. W każdym razie takie miałem przeczucie. Po kilkunastu minutach spaceru, oboje ochłonęliśmy i znaleźliśmy się pod jej domem. Czas się pożegnać. Dziewczyna lekko wstawiona po zabójczym drinku z red bullem, który całkowicie powalał na ziemię, uśmiechnęła się głupawo i podniosła głowę w moim kierunku. Kręciła tułowiem w prawo i w lewo, jakby się kołysała. Odgłos miękkiego śmiechu wciąż rozbrzmiewał z jej pełnych ust. Obserwowałem ją. Lustrowała moją twarz spojrzeniem, jakby widziała ją po raz pierwszy.. jakby chciała ją zapamiętać, polubić. Przez kilka, długich sekund patrzyła tak na mnie, a ja na nią. W końcu wypaliła:

- Dobranoc panie Hemmings. Miło mi było pana poznać – powiedział i pobiegła do drzwi. Rozbawiły mnie jej absurdalne słowa. Nie licząc na więcej, ruszyłem w kierunku swojego osiedla. Przyśpieszyłem kroku, ponieważ czułem, że zaraz się rozpada. Odwróciłem jeszcze do tyłu głowę i ujrzałem Alex, która mocowała się z zamkiem od drzwi jej domu. Dostrzegając mnie rzuciła zakłopotane spojrzenie i pomachała radośnie w moją stronę. Odwzajemniłem jej gest i ruszyłem w głąb ulicy. Była ciemna i opustoszała. Po dwóch minutach marszu poczułem krople deszczu na ramionach. Pomimo czapki na głowie, odczuwałem coraz to silniejsze strugi ciepłej wody, która spadała z nieba. Nie przeszkadzała mi. Lubię letni deszcz. W moich uszach głośno rozbrzmiewał śmiech Alex. Lubię dźwięki jakie wydajesz.  Dzisiaj zaskoczyła wszystkich, złamała reguły. Odrzucamy świat. Dobranoc pani Williams – pomyślałem. We get so disconnected.  
 
 
 
 
Jeśli przeczytałeś rozdział, proszę, zostaw po sobie komentarz. To wiele dla nas znaczy i zachęca do dalszego pisania. Nie wspominając o uśmiechu na naszych twarzach ;)
 
 
 
 
PO PIERWSZE DZIĘKUJĘ ZA TYLE WEJŚĆ KOCHANI! To ten... no... co sądzicie? Tyle czekania i warto było?! Co sądzicie o postawie Lucasa? Też się jaracie jak my? *@foreverciastko zaprzecza, ale ja wiem co myśli pod tą blond czupryną, HAHAHA, nie zabijaj mnie!* Tweetujcie z naszym hasztagiem (#SandCastleFF), polecajcie nas znajomym i czekajcie na następne rozdziały, buahaha! :D Kogo shippujecie? Wpisujcie pary w tweetach z hasztagiem bloga! Np. #Lulex, #Michea, #Calex, #Leshton, #Willex, #Caliv, #Ashlex, #Lukath. To chyba większość tych znanych, a może jeszcze coś innego proponujecie? Czekamy na wasze opinie i wpisy! Kocham was i pisanie tego ff sprawia mi ogromną frajdę! A czytanie komentarzy zachęca do częstszej pracy, czyli jeszcze więcej frajdy! Do następnego! X

@TheBeatlesTime
PAMIĘTAJCIE:

40 KOMENTARZY = 17 ROZDZIAŁ
 
Pierwszy raz piszę swoją notatkę pod rozdziałem :D ymm... Na początku chciałabym wam wszystkim podziękować za 8 000 wyświetleń i wszystkie komentarze. Również za to, że poświęcacie swój czas na czytanie tego FF. Na Twitterze dostaliście ode mnie czerwony balonik :) Tweetnęłam tam też shipperski obrazek #Lulex. Jeśli chcecie również możecie wykonać coś takiego, bo mamy zamiar zrobić nową zakładkę na blogu, przedstawiającą różne grafiki (fanart'y) od was, jak i od autorek (również fanek, hahaha xd) Dziękuję również za wszystkie nominacje do Libster Blog Award i tego drugiego idk co to hahaha. W każdym bądź razie... już po siedemnastej, sorry. Kończę już. Jeszcze raz dzięki, że czytacie i komentujecie (nie skreślajcie jeszcze tego opowiadania, mówię wam. Jeszcze będzie fajnie). Do następnego xo
@foreverciastko

wtorek, 19 sierpnia 2014

Piętnasty

*Przeczytajcie notkę pod rozdziałem*

 ROZDZIAŁ 15
Przespałam zaledwie cztery godziny. Zasnęłam koło trzeciej w nocy, a na siódmą był nastawiony mój budzik. Do późna przygotowywałam prezent dla Lei. Zgrywałam nasze ulubione kawałki na płytę, a potem ozdobiłam ją obrazkami, które narysowałam specjalnym markerem do Cd. Innymi słowy mówiąc, zrobiłam dla przyjaciółki jej własną składankę piosenek. Postanowiłam, że poszukam jeszcze czegoś w antykwariacie. Planowałam wyjść z pracy trochę wcześniej, na co już zawiadomiłam Steva. Nie był zbyt zadowolony, ale wybłagałam go, tłumacząc, że to już ostatni taki raz. Wieczorem gdy wracałam od Whitman, nieustannie próbowałam dodzwonić się do Ashtona. On jednak nie odbierał komórki. Dlatego teraz, nie patrząc na wczesną porę, wzięłam telefon z łóżka i opadłam z powrotem na poduszki. Wybrałam odpowiedni numer i po kilku sygnałach usłyszałem zaspany, zachrypnięty głos.

- Halo?

- Cześć Ash – uśmiechnęłam się, wyobrażając sobie, jaki wkurzony będzie przyjaciel.

- Boże, Lex, nie wiesz, która jest godzina?

- Siódma, a co? – drażniłam się z nim.

- Normalni ludzie wtedy śpią – burknął.

- W takim razie widzę, że Cie nie obudziłam – zaśmiałam się, a zrezygnowany Irwin po chwili do mnie dołączył.

- Słucham, czego byś chciała od mojej cudownej osoby? – odparł poważnie.

- Nic od cudownej, tylko od Ciebie – nie mogłam powstrzymać uśmiechu.

- Zamieniam się w słuch.

- Więc wiesz jaki dziś dzień? – zaczęłam na spokojnie.

- Czwartek, chyba, że coś przegapiłem – odparł.

- I? -  ciągnęłam.

- Dzień chodzenia bez stanika? – zaśmiał się.

- Nie debilu! Urodziny Lei! – burknęłam sarkastycznie.

- A no tak, to co? – powiedział beznamiętnie.

- To co? Więc ty pamiętałeś? – zdziwiłam się.

- Oczywiście, że tak. Lea to moja przyjaciółka, a co ty nie wiedzia… - zaczął, ale się wtrąciłam.

- Nie, nie wiedziałam! – irytacja dominowała w tonie mojego głosu.

- Ale już wiesz – powiedział zapewne z uśmiechem na twarzy.

- Jezu Ash, zacznij żyć w naszym świecie! Mogłeś mi powiedzieć – odparłam już trochę milej.

- Weź już na mnie nie krzycz mamo, tylko słuchaj jaki mam pomysł – wysilił się na rozkazujący ton.

- Więc mów synku – oboje zachichotaliśmy, a ja przygotowałam się psychicznie na cudowny plan Irwina.

***
[Perspektywa Lei]

Obudził mnie Grey, który lizał mój nos. Uśmiechnęłam się, otwierając oczy i pogłaskałam kociaka. Ojciec na pewno wyszedł już do pracy, a jego dziewczyna może śpi, może nie żyje. Obojętnie. Nie cierpię jej. Panoszy się po domu i próbuje udawać moją matkę. Wszędzie macha tymi swoimi jasnymi kłakami, trzepocze rzęsami i uśmiecha się słodko. Gdy ją widzę od razu chce mi się rzygać. Wstałam niechętnie z miękkiego łóżka, zostawiając na nim wylegującego się Greya. Spojrzałam na telefon. Data świadczyła tylko o jednym. Dzień moich urodzin. W tym roku nie tryskałam energią na wieść, że robię się coraz starsza. Siedemnastka na karku oznaczała coraz większe zbliżenie do starości i samodzielności. Co prawda w miarę swoich możliwości sama sobie ze wszystkim radzę, nie proszę o nic ojca, ale czasem sytuacja jest wyjątkowa i rodzic jest koniecznie potrzebny. Liczyłam, że może Maya nas odwiedzi, a jeśli znów będzie miała kolejne z tych swoich spotkań, ten dzień będzie totalnie popieprzony. Nie chce iść do szkoły, nie chcę widzieć, że każdy o mnie zapomniał. Nie winię Alex, gdyż dziewczyna nie wie o moim święcie. Nie chciałam jej mówić, bo mogłoby to wyglądać głupio, nie uważałam tego za rozsądne rozwiązanie. Podeszłam do szafy, a telefon rzuciłam na kołdrę. Dziś postanowiłam ubrać czarną sukienkę, trochę obcisłą, ale stosowną. Miała syfonowy materiał przy dekolcie, imitujący koronkę. Na dole lekko się rozszerzała i sięgała prawie do kolan. Czarne botki na lekkim obcasie były idealne. Włosy wyprostowałam, a makijaż zrobiłam mniejszy. Nie chciałam wyglądać jakbym szła na pogrzeb. Poza tym ciemny odcień sukienki podkreślał moją jasną cerę, więc chciałam by tak pozostało. Nałożyłam dużo bransoletek na ręce i wzięłam torbę z książkami. Wychodząc z pokoju, nie natknęłam się na Sophie, laskę ojca, więc mój humor od razu się polepszył. Zrobiłam sobie mocną kawę i zjadłam jakąś bułkę. Po zamknięciu domu na klucz, wyszłam i ruszyłam w stronę szkoły. Postanowiłam zrobić sobie spacer. Po 25 minutach byłam pod ogromnym, szarym budynkiem. Czy aby na pewno to nie więzienie? Weszłam przez bramę i skierowałam się do sali od matematyki. Przy drzwiach spotkałam Williams.

- Cześć – powiedziałam radośnie i przytuliłam dziewczynę. Ona jednak miała dość smutną minę. Widząc to od razu spytałam – wszystko w porządku?

- Tak, tylko mam szlaban – odparła i wywróciła oczami.

- Szlaban? Za co? – zdziwiłam się.

- Wróciłam wczoraj od Ciebie trochę za późno i rodzice prawie wszczęli alarm, paranoja – powiedziała i pokręciła głową.

- To nie dobrze – również się zasmuciłam – liczyłam, że dziś spędzimy razem trochę czasu – powiedziałam, licząc, że te urodziny nie mogą być już gorsze.

- Może uda mi się wpaść na chwilę do Arizony po pracy, ale nie obiecuję – odparła – musisz dziś zdać się na Ashtona – dokończyła z lekkim uśmiechem. Wyglądał na chytry, szalony uśmiech, ale potraktowałam go jako czystą uprzejmość. Może nie powinnam? Lea, nie wpadaj w obłęd. Oni o Tobie zapomnieli! – skarciłam się w duchu. Blondynka weszła do sali, a ja ruszyłam za nią. Zajęłam swoje miejsce i postanowiłam skupić się na lekcji. Dzisiaj już nic nie może pójść gorzej. Chyba, że nauczyciel odda testy. Westchnęłam i złapałam ołówek, który prawie spadł z mojego blatu.

 ***

- Pracujesz? Akurat dziś? – powiedziałam zirytowana do Irwina, gdy prowadziliśmy konwersację telefoniczną na dłuższej przerwie. Alex nagle gdzieś zniknęła, wiec poszłam na dwór w celu zadzwonienia do przyjaciela. Teraz jednak żałuję, że to zrobiłam.

- No tak, jak zwykle zresztą, przecież dzisiaj jest środek tygodnia – Ash lekko się oburzył. Zacisnęłam usta i już miałam wpaść w wewnętrzny szał, gdy przyjaciel dopowiedział – jak chcesz wpadnij do Arizony, trochę pogadamy i się pośmiejemy, a jak skończę robotę możemy pójść gdzieś połazić.

- W porządku – ta perspektywa nie wydawała się taka zła. Przynajmniej końcówka dnia będzie przyjemniejsza.

- Świetnie, muszę kończyć, pa – rzucił szybko złotowłosy i się rozłączył. Zdziwiona odstawiłam telefon od ucha i usiadłam na ławce. Dlaczego każdy ma mnie w dupie i mnie ignoruje? Dlaczego wszyscy muszą nagle mieć coś do roboty? Tak bardzo chciałam by Maya mnie dzisiaj nie zawiodła. Wiem, że ciężko pracuje w Adelajdzie, ale liczyłam, że da radę mnie odwiedzić. W końcu jest moją starszą siostrą. A o siostrach się nie zapomina! Poprawiłam sukienkę i popatrzyłam na swoje dłonie. Bawiłam się materiałem odzienia i myślałam o beznadziejności, która mnie otaczała. Może dobrze, że ubrałam się tak, a nie inaczej. Czuje się jakbym pogrzebała wszystkie nadzieje. Czuję się jak..

- Co tak siedzisz? – poczułam ciepłą dłoń na moim odkrytym ramieniu. Gwałtownie się odwróciłam w stronę intruza. Chłopak przeskoczył przez ławkę i usiadł obok mnie.

- Gdyż nie stoję – odburknęłam do jednego ze Świętej Trójcy. Tego najbardziej pociągającego.

- Coś się stało? – spytał Mike.

- Nie, oprócz tego, że ten dzień jest okropny to nie – popatrzyłam w stronę chłopaka i uśmiechnęłam się słodko, ale i sarkastycznie.

- Głowa do góry. Czasem gorszy dzień musi minąć, aby dwa następne były lepsze – odparł z powagą, co całkowicie zbiło mnie z tropu.

- Dzięki, ym tak myślę – rzuciłam w stronę chłopaka zdziwiona. Popatrzył w moje oczy. Utrzymaliśmy przez chwilę kontakt wzrokowy. Nim zdążyłam coś powiedzieć i przestać gapić się na Michaela, zadzwonił dzwonek. – Na mnie już pora – powiedziałam szybko, wstając.

- Tak – powiedział, czego nie zrozumiałam. Tak „idź sobie”, czy tak - „ja też idę”? Odwróciłam się i poszłam w stronę szkoły. Wiedziałam jedno. Nie spoglądnę w kierunku Clifforda, bo przyłapie go na lustrowaniu mojego tyłka. A to w jakiś sposób sprawiało mi satysfakcje. Uśmiechnęłam się pod nosem i podążyłam do budynku szkoły. Jeszcze kilka lekcji i jestem wolna. Nie ma to jak perspektywa optymisty.

***
[Perspektywa Alex]

- Tak! To jest to! – krzyknęłam, gdy znalazłam to czego tak długo szukałam. Złapałam mocno skarbonkę. Przedstawiała małego, szarego kotka, z wielką głową i drobnym tułowiem. Na czubku miał złotą koronę, a za nią otwór do wrzucania pieniędzy. Postanowiłam go kupić na dopełnienie prezentu dla Whitman, ponieważ bardzo przypominał mi Greya. Wsadziłam banknoty do kasy i krzyknęłam do swojego szefa:

 – Steve! Ja już wychodzę! A i znalazłam tą skarbonkę! Pieniądze są w kasie. Miłego dnia! – wyszłam z antykwariatu, wprawiając dzwonek przy drzwiach w ruch. Zabrzęczał, a raczej zaskrzeczał nieprzyjemnie. Na zewnątrz zrobiło już się trochę ciemniej i zimniej, więc założyłam szarą bluzę. Dziś ubrałam czarne rurki, czerwoną koszulkę i vansy. Włosy postanowiłam rano lekko zalokować, by nieład na głowie wyglądał jak długo układana fryzura, a nie niefortunna poza do spania. Gdy byłam już blisko Arizony, spojrzałam na zegarek. Świetnie, miałam jeszcze sporo czasu na dopracowanie szczegółów z Irwinem! Postanowiliśmy zrobić kameralne spotkanie dla najbliższych przyjaciół Lei, zamiast hucznej imprezy. Dziewczyna kiedyś wspominała Ashtonowi, że nie chce powtórki z zeszłej imprezy, szpitala i obolałej głowy. Ja również zgadzałam się z jej pomysłem, bo dzięki temu mogliśmy spędzić razem miło czas, tak jak robiliśmy to po szkole. Tylko, że dzisiaj w centrum uwagi będzie nasza Lea! Uśmiechnęłam się, wyobrażając sobie zdziwienie brunetki, na fakt, że pamiętaliśmy o niej i jej urodzinach. Chcieliśmy ją zaskoczyć, dlatego oboje postanowiliśmy ją ignorować. Wcale nie miałam szlabanu, a Ash wziął wolne. Otworzyłam drzwi kawiarni i ucieszyłam się widząc pustki w lokalu. Tylko złotowłosy chłopak stał za ladą i przecierał go szmatką.

- Wreszcie jesteś – krzyknął Irwin, widząc mnie, a do moich nozdrzy dotarł zapach świeżo upieczonego ciasta. Aż zaburczało mi w żołądku. – Już myślałem, że nie wypuszczą Cie z pracy! – był cały rozemocjonowany – Więc tak, dziś jest mały ruch i możemy zając nawet dwa ostatnie stoliki, ja mam wolne, a Margaret upiekła boskie ciasto! Chyba się z nią ożenię – zakończył, a ja wybuchłam śmiechem i zdjęłam bluzę. W kawiarni było dość ciepło, nawet Ashton wydawał się być zdyszany. Małe kropelki potu osadziły się pod osłoną jego złotych włosów. Był przystojnym facetem, zresztą nie znając go już wcześniej to przyznałam. Miał na sobie koszulę w kratę, idealnie leżącą na jego torsie. Ciemne spodnie opinały zgrabne nogi, a jasny uśmiech aż się prosił by go odwzajemnić.

- A ile ona ma lat? – spytałam z udawaną powagą.

- Plus minus sześćdziesiąt… - zamyślił się – ale jest moją dobrą przyjaciółką! – krzyknął.

- Już nie żoną? – chichotałam.

- Wszystko w swoim czasie Lex, wszystko w swoim czasie – odparł i oboje śmialiśmy się, aż do bólu brzucha. W końcu opamiętaliśmy się i zaczęliśmy przygotowywać kawiarnię. Ash puścił muzykę z szafy grającej, stojącej w rogu. Nigdy nie przyglądałam się wystrojowi tego lokalu, ale był naprawdę czarujący. Pomarańczowe ściany, kremowa lada na środku, kilka automatów z zimnymi napojami, muffinki i ciasta za szybą na wystawie, jasne stoliki i krzesła wyłożone poduszkami w jaskrawych kolorach. Ruszyłam za przyjacielem do kuchni. Pierwszy raz znalazłam się w tym miejscu. Była szaro-czerwona i cała wysprzątana. Kilka pracowników Arizony piekło babeczki, a starsza pani ozdabiała mały tort kremem.

- Alex, poznaj Margaret – powiedział Ash i objął ramieniem kobietę – moją bratnią duszę – powiedział, na co tamta się zaśmiała. Miała jasne włosy, które już lekko posiwiały, szeroki uśmiech na twarzy, sporo zmarszczek, ale błysk w oku odmładzaj ją całkowicie. Była trochę grubsza i niska. W porównaniu do Irwina, była malutka.

- Ashton, głuptasie, bierz ciasto i nie przeszkadzaj! – powiedziała, podając mu gotowy wyrób. Potem klepnęła go po pupie, na co ten żartobliwie westchnął:

- Nie podrywaj mnie Margaret. I tak twoje wypieki już skradły moje serce – zrobił maślane oczy, a kobieta popatrzyła w moją stronę z rozbawieniem. Obie się zaśmiałyśmy, a starsza pani zwróciła się w moim kierunku:

- Wasza przyjaciółka musi być szczęściarą! Tyle dla niej zrobiliście – powiedziała z podziwem. Pożegnała nas i wyszliśmy z gorącego pomieszczenia. Wcześniej nie zwróciłam uwagi jaka wysoka temperatura była w kuchni.

- Już wiem za co ją tak kochasz! To ciasto pachnie zabójczo – powiedziałam, przytykając nos do talerza.

- A w smaku jeszcze lepsze! Gastronomiczny orgazm! – powiedział podekscytowany, a ja rzuciłam mu zszokowane spojrzenie. Po chwil chichotałam jak idiotka. Ash na początku dziwnie na mnie patrzył, ale potem się dołączył. Pękaliśmy ze śmiechu i nie mogliśmy przestać. W końcu opanowaliśmy się i dokończyliśmy robotę. Schowaliśmy ciasto do lodówki, a świeczki położyliśmy za ladą, przygotowane do odpalenia. Prezenty były ukryte pod naszym stolikiem. Wszystko było gotowe. Brakowało tylko Lei.


***

[Perspektywa Michaela]

Właśnie przechodziłem koło baru. Rzygałem już alkoholem. Teraz potrzebowałem kofeiny. Postanowiłem pójść do pobliskiej kawiarni. Kiedyś do niej chodziłem, ale ostatnio przestałem. Tak zająłem się graniem na gitarze i imprezowaniem, że przestałem trzymać się swoich zwyczajów z wcześniejszych lat. Hemmo i Cal tego wieczora byli zajęci, zresztą Luke nawet nie przyszedł dzisiaj do szkoły. Nie byłem pewny, ale miałem przeczucie, że ma to coś wspólnego z Alex. A propos tej dziewczyny. Otworzyłem drzwi do Arizony i zobaczyłem blondynkę siedząca przy stole i rozmawiającą z jakąś brunetką. Domyśliłem się, że to Lea, bo gdy po przerwie odprowadzałem ją wzrokiem do szkoły, dokładnie zlustrowałem jej tyły i muszę przyznać, że ma ciekawe tyły. W tej sukience jej tyłek wygląda smakowicie. Uśmiechnąłem się pod nosem i dostrzegłem, że Williams się na mnie gapiła. Ja jej zatem pomachałem i na chama dosiadłem się do stolika, biorąc krzesło od jakiegoś innego kompletu.

- Siema – rzuciłem. Lea popatrzyła na mnie dużymi brązowymi oczami. Zauważyłem, że miała dziś na sobie mniejszy makijaż. Wyglądała dobrze z mniejszą dawką tuszu, ale jej blada cera niebezpiecznie kontrastowała z czernią, którą nosiła. I z ciemnymi, gęstymi włosami.

-  Michael, ty nie powiniene… - nim blondynka zdążyła dokończyć, do stołu powoli podszedł jakiś koleś. W rękach miał tort, na nim zapalone świeczki. Popatrzył tylko na mnie zdziwiony, a Alex rzuciła mu również zdezorientowane spojrzenie. Lea patrzyła na nich osłupiona z niedowierzającym uśmiechem na twarzy. Kurwa! Wbiłem się na jej urodziny. Już miałem spadać, ale jasnowłosy chłopak popatrzył na mnie wymownie. Wzrokiem nakazywał mi śpiewać razem z nimi „sto lat”. Nawet nie zauważyłem, że zaczęli to robić, a Lea uśmiechała się radośnie.

- Myślałam, że zapomnieliście! – krzyknęła, gdy skończyli i rzuciła im się na szyję. Jak się oderwała od przyjaciół, rzuciła mi krótki uśmiech. Moje usta zareagowały samowolnie i go odwzajemniły, nie zważając na mój umysł. Robiły coś na co nie miałem wpływu. Czułem się głupio i postanowiłem jakoś uratować się z tej idiotycznej sytuacji.

- Wiecie co, to ja już się zbieram – powiedziałem, spoglądając na nich i stwierdziłem, że kupię kawę w innej kawiarni.

- Zostań – powiedziała ku mojemu zdziwieniu Whitman – ktoś musi nam pomóc zjeść to ciasto! – pokazała uradowana na tort. – Jeszcze raz wam dziękuję! Jesteście kochani – powiedziała do Alex i tego kolesia.

- Dobrze – odparłem niepewnie, ale i tak nie miałem już dzisiaj nic do roboty. Przynajmniej trochę się najem, poza tym deser pachniał dość apetycznie.

- Ash, to Michael, kolega z naszej szkoły. Mike to Ashton, nasz przyjaciel – powiedziała niepewnie Alex, a ja uścisnąłem rękę temu chłoptasiowi.

- Cześć – rzucił z uśmiechem. Spodziewałem się mniejszej siły, ale uściśnięcie wyjaśniało, że pod tymi ciuchami są jakieś mięśnie. – Fajny kolor – powiedział wskazując na kosmyki moich włosów. Nie miały już odcieniu tak intensywnej czerwieni jak na początku. Teraz bardziej wyglądały jak ciemnobrązowe, lekko już czerwonawe.

- Dzięki – powiedziałem i usiadłem na wcześniej zajmowanym przeze mnie miejscu. Zamilkłem i przyglądałem się poczynaniom innych. Alex pokroiła ciasto, chłopak podawał talerze, a Lea patrzyła na nich z miłością w oczach i tym samym niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Podczas jedzenia deseru, rozmowa była żywa, poznawałem się z Ashtonem i wydawał się bardzo interesująca osobą. Wspominał, że pogrywa na perkusji, co bardzo mnie zainteresowało. Zaproponowałem wspólną grę, ja na mojej elektrycznej gitarce, a on na bębnach. Zgodził się i wstępnie umówiliśmy się na weekend. Potem jeszcze powiedział coś o jakiejś imprezie, co całkowicie postawiło go w jasnych kolorach przed moimi oczami. Mój gość! – pomyślałem. Alex z początku nie pasowała moja obecność, ale podejrzewam, że nie chciała sprawiać przykrości przyjaciółce, wypraszając mnie. Potem jednak trochę się rozkręciła i zaczęła również z nami rozmawiać. Często się śmialiśmy, a Lea co jakiś czas patrzyła na mnie z zaciekawieniem. Równeż patrzyłem na nią w ten sam sposób, choć w głowie miałem tylko jej cudowną pupę. Cała dziewczyna była dla mnie niemałą zagadką. Nie wiedziałem czego można się po niej spodziewać. Bywa wybuchowa, żywa, pomysłowa, ładna, niecierpliwa..Zresztą czemu się nad tym zastanawiam. Upchnąłem te myśli na sam koniec mojej pieprzonej głowy i dokończyłem jedzenie ciasta.

- Byłbym zapomniała – odezwała się rozemocjonowana Alex i podała Lei czerwoną torbę, jak się domyśliłem z prezentem.

- Nie musiałaś – powiedziała, ale z zachwytem zajrzała do torby. – Dziękuję! Jakie śliczne! Gdy wrócę płytę od razu przesłucham! Cudowna jesteś! Dziękuję – uścisnęła ją, a ta rzuciła krótkie: nie ma za co i że się cieszy, iż Lei wszystko się podoba. Ashton nie próżnował i również wyjąc coś spod stołu. Było to jednak małe, beżowe pudełko. Podał je brunetce. Tak uśmiechnęła się ciepło do przyjaciela i otworzyła pakunek.

- Jezu Ash! Głuptasie, nie musiałeś! Kocham Cie! – krzyknęła i podbiegła do chłopaka, uścisnęła go, a ja zastanowiłem się nad jej ostatnimi słowami. Chłopak również mocno ją przytulił i potem zapiął jej na szyi złoty łańcuszek. Taki był właśnie jego prezent. Na przywieszce był mały ptak, jaskółka, a na drugiej stronę wygrawerowany napis „Lea”. Był bardzo ładny, a dziewczyna zachwycała się nim. Czy przyjaciele obdarzają się takimi prezentami? Sam byłem trochę zmieszany, bo nie miałem niczego dla solenizantki, ale nic nie wiedziałem o jej święcie i o tym, że będę w nim kurwa uczestniczył. Popatrzyłem jeszcze na Whitman i dostrzegłem, że również na mnie zerka. A oczy to ona akurat ma piękne.


***

[Perspektywa Alex]

Gdy znudził nam się pobyt w Arizonie, poszliśmy na plaże. Ku mojemu zdziwieniu zaproponował to Michael. Nie wiedziałam dlaczego z nami został, ale było nawet miło. Porozumiewał się z Ashtonem na tych samych falach, co było dziwne, ponieważ bardzo się od siebie różnili. Teraz właśnie siedzieliśmy na piasku i śmialiśmy się z Irwina, jak i jego specyficznego śmiechu. Koło Lei stała czerwona torba z prezentem.  Bardzo cieszyłam się, że była zadowolona i miło spędza czas. Właśnie rozmawialiśmy o przypałach naszego życia i Ash opowiadał jakieś głupoty.

- I wtedy wpadła moja mama – powiedział, a wszyscy wybuchliśmy śmiechem.

- A twoi koledzy byli nadzy? – spytał Mike przez śmiech.

- Mniej więcej. Ja nie miałem tylko spodni. To była moja passa, a rozbierany poker prawie dobiegał końca, a tu bum, matka w drzwiach – każdy śmiał się z tego idioty.

-  Bardziej mi tu zalatuje na gejowski poker – powiedziała Lea, a wszyscy zaśmiali się z wyjątkiem Ashtona.

- Nie ładnie to tak nabijać się z przyjaciela - udał zasmuconego, co wywołało jeszcze większy śmiech u innych. W końcu i złotowłosy się do nas dołączył.  Po chwili gromkich chichotów, spoglądaliśmy w ciszy na ocean. Mike wyjął coś z kieszeni i przyłożył to do ust. Przyjrzałam się bliżej, a do mojego nosa dotarł zapach dymu zmieszanego z wanilią.

- Co to? – Whitman również zauważyła strużki dymu, unoszące się z ust Clifforda. Dzisiaj nadzwyczajnie nie było wiatru, więc dziwny zapach oplatał się wokół nas.

- Elektryk – powiedział – w sensie taki papieros.

- No przecież – powiedziała brunetka. – Mogę? – zapytała, patrząc na Michaela. Ten lekko się zdziwił, ale od razu z małym uśmiechem podał elektrycznego papierosa dziewczynie. Ta przyłożyła ustnik do ust i zaciągnęła się tytoniem. Zakaszlnęła i zrobiła krzywą minę. – Jezu, ohyda! Co to za smak?

- Kawa z wanilią – powiedział Mike i zabrał od dziewczyny urządzenie. Pociągnął bucha i wyciągnął rękę w moim i Irwina kierunku. – Chcecie? – powiedział. Po chwili i Ashton palił elektryka, a ja patrzyłam na nich niemrawo.

- Nie, dziękuję – powiedziałam.

- No przestań – rzuciła Lea – dla mnie, na urodziny – powiedziała z nutą szaleństwa w głosie. Wzięłam niechętnie cienkie, długie urządzenie od Ash’a. Przyłożyłam papierosa do ust i zaciągnęłam się tytoniem. Dym w moich ustach był gorzki, smakował spalonym cukrem i odrobiną wanilii. Zachłysnęłam się i kasłałam przez chwilę. Inni patrzyli na mnie z uśmiechem, a Mike powiedział to co pewnie długo ciążyło mu na ustach:

- Już nie taka grzeczna – zaśmiał się, a ja spiorunowałam go wzrokiem, podając mu elektryczne urządzenie.

- To jest świetne, ale mogłoby mieć inny smak. Na przykład jakiś owoców, wiśni czy malin! – powiedziała żywo Lea i popatrzyła na Mike'a. Chwilę jeszcze rozmawialiśmy, a każdy co jakiś czas zaciągał się papierosem Clifforda. Nawet i ja po kilku wciągnięciach dymu, przywykłam do dziwnego smaku i mogłam wprowadzać go do płuc częściej i ku mojemu zdziwieniu chętniej. Podawaliśmy sobie z ręki do ręki urządzenie, a ono wędrowało jak w kręgu, co jakiś czas uciszając nasze usta od gromkich śmiechów. Gdy dochodziła dziewiąta, zaczęliśmy się zbierać. Wstałam, otrzepałam się z piasku i popatrzyłam na przyjaciółkę.

- Idę w innym kierunku co ty, więc muszę się od was odłączyć – powiedziałam i uścisnęłam przyjaciółkę.

- Jeszcze raz dziękuję, kochana jesteś Lex – szepnęła do mojego ucha, gdy tuliłam ją na pożegnanie. Uśmiechnęłam się i już miałam odchodzić, ale zatrzymał mnie Ash.

- Zaczekaj, też tamtędy wracam – powiedział i pożegnał się z resztą.

- Gdzie mieszkasz? – usłyszałam jeszcze, gdy czekałam na Irwina.

- Stare kamienice – Lea odpowiedziała Cliffordowi.

- To blisko mojego domu – powiedział – odprowadzę Cie – dodał, nie proponując lecz rozkazując! Oburzyłam się. Lei to jednak nie przeszkadzało. Uśmiechnęła się i skinęła głową. Nie zauważyłam nawet Irwina, który szedł w moją stronę. Wciąż odprowadzałam przyjaciółkę wzrokiem, która poszła w drugą stronę plaży z Michaelem. Bardzo dziwne, bardzo..

- Idziemy? – spytał Ash, który już czekał obok mnie.

- Tak – powiedziałam i podążyłam za chłopakiem. Odwróciłam się jeszcze ostatni raz za przyjaciółką. Patrzyła na swojego farbowanego towarzysza i coś mówiła, a on się śmiał. Szli w bezpiecznych od siebie odległościach, ale ciągle rozmawiali. To chyba był największy wstrząs dzisiejszego dnia. Będę musiała pogadać o tym z Leą na poważnie. Ale najpierw, zachowam się jak typowa nastolatka i wypytam ją o wszystkie szczegóły.





Jeśli przeczytałeś rozdział, proszę, zostaw po sobie komentarz. To wiele dla nas znaczy i zachęca do dalszego pisania. Nie wspominając o uśmiechu na naszych twarzach ;)




Tum tum tum! Mamy 15! Co sądzicie? Skromne urodziny, ale chyba takich chciała Lea! Wybaczcie za brak Luke i Caluma, ale spokojnie, następne rozdziały będą już na pewno z chłopakami! A 16 rozdział tuż tuż! Czuję, że wam się spodoba! Ja już się nim jaram. Tak więc, rozdział miał być w weekend, ale dziś jak siedziałam z laptopem na plaży tak się rozpędziłam, że napisałam dla was cały. Jest taki trochę spowalniający tępo żeby w 16 ten rollercoaster mógł się rozkręcić na maksa (HAHAHAHA). Jak wam się podobał Mike i Ash? Piszcie w komentarzach. Kolejną sprawą jest to, iż nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, ale wiem jedno. Im więcej komentarzy, tym szybciej. Dlatego nasz limit się odrobinę podniesie, bo pisanie takich dziesięciu stron w Wordzie jest czasami trudne, a każde miłe słowo, które tutaj lub na tt dodajecie, bardzo mnie zachęca! Tylko proszę, podpisujcie się w komentarzach, chcemy was wszystkich obserwować i by inny nie lecieli z anonima po kilkanaście wpisów. Chce by was było więcej, nawet jeśli zajmie to chwilę! Zatem nasza mała drabinka to: 
33 KOMENTARZE = 16 ROZDZIAŁ!

Liczba 33 to pomysł naszej kochanej @foreverciastko, gdyż stwierdziła, że ta cyfra przypomina jej dwa bałwanki do połowy. Spostrzegawcze, ale lepiej ty szykuj książki bo już niedługo lecimy do szkoły UGH *westchnięcie męczennika*. Jeszcze jedna sprawa. Planujemy zrobić małą akcję pt.: "pojedynek o spojler". Obmyślamy, jak mogła by przebiegać, a was pytamy o reakcje. Jesteście za? Jeśli tak, napiszcie w komentarzu "DWA BAŁWANKI DLA OLKI". @foreverciasto się ucieszy i nawet się tego nie spodziewa, że będzie już miała całe pełne bałwany, a nie ich połowy! HAHAHAH. Kochamy was i mamy jeszcze małe pytanie:
CZEGO SPODZIEWACIE SIĘ W 16 ROZDZIALE MIŚKI?! 
Komentujcie, piszcie do nas na tt, dodawajcie tweety z hasztagiem #SandCastleFF i reklamujcie nas wśród znajomych! To bardzo pomaga i chcemy poznać opinię innych ludzi! Jak mówiłam, kochamy was i już planujemy jak was zaskoczyć z @foreverciastko naszymi kolejnymi pomysłami w rozdziałach! Do następnego xx

@TheBeatlesTime
@foreverciastko