*PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM*
ROZDZIAŁ 16
- Lea i Michael? – zdziwił się Ashton, gdy byliśmy już pod
moim domem.
- Kto by pomyślał… - zamyśliłam się, otwierając drzwi
wejściowe.
- Dobra Lex, trafiłaś z moją eskortą bezpiecznie do domu,
więc się zwijam. Dobranoc – uśmiechnął się i poszedł w głąb domków,
znajdujących się przy mojej ulicy.
- Myhym, dobranoc – bardziej powiedziałam do siebie niż
chłopaka. Przekroczyłam próg drzwi i stanęłam w holu. Zdjęłam bluzę i buty, aby
następnie pójść do kuchni. Tam zastałam tatę parzącego herbatę. Przeszłam do
salonu i opadłam na kanapę obok mamy.
- Cześć – odparłam czując zmęczenie.
- Co tak późno Alexandro? Już się zaczynaliśmy martwić –
powiedziała mama, patrząc na mnie spokojnym wzrokiem.
- Mówiłam Ci, Lea miała dziś urodziny – uśmiechnęłam się pod
nosem na wspomnienia uśmiechniętej brunetki.
- Wiem, po prostu długo wam to zajęło – uśmiechnęła się i
zaczęła przeglądać program telewizyjny.
- A wy co robicie? – zręcznie zmieniłam temat.
- Zaraz będzie leciał jakiś film, dołączysz się? –
powiedział tato, przynosząc trzy herbaty. Nawet nie musiałam mu mówić na co mam
ochotę. On i tak już wiedział.
- Jasne. A jaki? – rozparłam się z brzegu na kanapie, a z
drugiej strony dosiadł się mój ojciec.
- Dramat – powiedziała mama, a ja ucieszyłam się na tą
wiadomość. Nie miałam ochoty oglądać kolejnej banalnej komedii romantycznej,
której koniec byłam w stanie przewidzieć już w połowie filmu. Po krótkiej chwili
zatonęłam w świetle migoczącej telewizji i nim się ocknęłam, na ekranie
pojawiły się napisy końcowe.
***
O szóstej zabrzmiał mój dzwonek. Skrzywiłam się, słysząc głośną
melodię. Planowałam po przebudzeniu powtórzyć materiał do szkoły, gdyż niedługo
zapowiadał się egzamin z fizyki, test z matematyki i nowa lektura na
literaturę. Również do następnego piątku, czyli za tydzień, musiałam oddać moje
doświadczenie z chemii, które bardzo wpływało na ocenę końcową. Z tego co
wczoraj wspomniał Michael, on też musiał coś takiego zrobić i oddać w tym samym
terminie, tylko, że na biologię. Jedno było pewne. Następnych siedem dni nie
będzie należało do tych najłatwiejszych. Budził się we mnie leń, ale trochę
ciężkiej pracy każdemu się przyda. Dzięki temu odetnę się od głupich myśli.
Natarczywie krążyłam w kółko. Nie mogłam zapomnieć wyrazu twarzy Hemmingsa, gdy
zatrzymał mnie wtedy na parkingu. Ten wzrok nieustannie przebiegał przez moją
głowę. Zwłaszcza widok jego ciemnobłękitnych tęczówek, w których krył się mrok.
Nie zważając dłużej na moje wywody, wstałam, przyszykowałam się do szkoły i
zeszłam na dół. Nie miałam ochoty zakładać nic innego niż ciemne spodnie,
luźną, białą koszulkę i czarne koturny. Włosy jak zwykle rozpuściłam, a na rękę
nałożyłam dwie czarno-złote bransoletki.
- Już wstałaś? – zdziwiła się mama, widząc mnie na dole
gotową do wyjścia.
- Niestety. Muszę się trochę pouczyć – opadłam zmarnowana na
krzesło przy wysepce w kuchni.
- Jak się wieczorami baluje, to trzeba nadrabiać rankiem –
wtrącił się tata, a mama pokiwała głową w geście zgody ze swoim partnerem.
- Tak, wiem – znów się przyczepili, ale nie wszczynałam
kłótni.
- Jedziesz z nami do Scotta na weekend? – odparła po chwili
mama.
- Co? – poczułam wstyd, bo zapomniałam zadzwonić do brata i
nawet odpisać mu na sms-a.
- Chcemy dziś po pracy wyjechać, a w niedzielę wrócić. Scott
już się zgodził i ucieszył. Nawet zrobił listę co mamy mu przywieźć do
jedzenia, bo jak się tłumaczył, życie studenta jest trudne – zaśmiałam się
razem z mamą, gdy skończyła mówić.
- Nie dam rady, nawet nie wiesz ile mam nauki na następny
tydzień – powiedziałam, przeglądając swoje notatki z fizyki.
- Dobrze, zostań, ale uważaj na siebie i siedź w domu!
Żadnych imprez, kolegów i bóg wie czego jeszcze! – powiedział tato, z
uśmiechem, ale małym zaniepokojeniem.
- Tato, przecież mnie znasz – oburzyłam się i potrząsnęłam
głową z niedowierzaniem.
- Znam, znam, ale innych z twojego otoczenia nie. A
dziadkami to my być nie chcemy – powiedział, a moja osoba tego nie wytrzymała.
Zaczęłam się chichrać bez opętania, a rodzice patrzyli na mnie z dziwną miną.
Tato tylko poklepał mnie po ramieniu i razem z mamą wyszli do pracy. W głowie
ciążyło mi tylko kilka myśli. I para jasnych, niebieskich oczu.
***
Wpatrywałam się w swoją szafkę z obojętnością. Lustrowałam
ją powoli, jakbym chciała zapamiętać każdą rzecz, która się w niej znajdowała.
A może to tylko strach przed następną lekcją? Fizyka. I mój sąsiad obok.
Ruszyłam pod salę. Czułam niepokój. To nic, że wczoraj wagarował. Dzisiaj mam pewność,
że pojawi się w szkole. Nie wiem dlaczego. Czułam to. Może przez to, że opuszczenie
lekcji chwile przed ważnym testem było niestosowne? Albo dlatego, że w korytarzu
unosił się zapach jego perfum? Albo to tylko złudzenie. Wiele razy czułam ten
słodki, za razem odurzający zapach, wprowadzający w stan przyciemnienia umysłu.
Udawałam, że nic mnie nie rusza, ale woń blondyna była jedną z milszych, jak i
najgorszych rzeczy na fizyce. Jego perfumy aż same mówiły, bym rzuciła się na
chłopaka i go rozebrała, nawet będąc w sali pełnej uczniów. Wchodząc do
pomieszczenia zalał mnie rumieniec. O czym ja do cholery myślę?! Błysk tych
oczu przywrócił mnie na ziemię. Potem jednak, odwrócił głowę w innym kierunku.
Widziałam go. Siedział tam, na swoim miejscu. Był tu i mnie ignorował. A zapach
perfum unosił się niczym poranna bryza w powietrzu. Albo duszący gaz.
***
[Perspektywa Lei]
Wyszłam z zajęć języka angielskiego i poszłam w stronę schodów.
Musiałam udać się na parter po swoje rzeczy. Minęłam się z Cliffordem, a ten
rzucił mi krótkie cześć, lekko się uśmiechając. Odwzajemniłam jego gest,
przypominając sobie miłą rozmowę, którą wczoraj przeprowadziliśmy. Właściwie
rozmawialiśmy głównie o głupotach, kłóciliśmy się o jakieś nonsensy, ale czas
zleciał szybko. Teraz jednak czułam dziwne uczucie w żołądku. Odczuwałam małą
niechęć do chłopaka. Nie wiem dlaczego, ale chodziło to za mną od wczoraj. Co
prawda, nie mogę narzekać na dzień moich urodzin, prócz braku siostry. Nie
zjawiła się, obiecując, że wpadnie jak tylko będzie mogła. Nawet już nie
chciałam jej widzieć. Niech sobie żyje w swoim świecie! Zanosi się na to, że od
teraz jestem jedynaczką, bo nawet Maya miała mnie w dupie. Z resztą jak cała
rodzina. Otworzyłam szafkę i wrzuciłam do niej piórnik. Ten spadł na jakieś
czarne pudełko. Rozejrzałam się po korytarzu, ale nie zobaczyłam nikogo podejrzanego.
Woźny myjący podłogę, pusta Sandy gadająca z koleżankami oraz kilka chłopaków,
siedzących pod murkiem i jedzących jakieś chrupki. Wróciłam zdziwionym i
wystraszonym wzrokiem do pudełka. Było prostokątne i wielkości dwóch złożonych
dłoni. Otworzyłam je zaciekawiona. W środku był granatowy, aksamitny materiał.
Przeciągnęłam palcami po delikatnej teksturze i odsłoniłam zawartość pakunku.
Widząc długie urządzenie, głośno się zaśmiałam. Sandy, ubrana w różowy top i
białą spódniczkę, zmierzyła mnie karcącym spojrzeniem. Jej wygląd jest bardziej
niestosowny niż mój głos, więc niech ta tleniona wywłoka stąd spada.
- Nie masz co robić Barbie? – rzuciłam do dziewczyny, a ta
prychnęła i poszła w stronę schodów. Znów popatrzyłam na prezent. Obok
elektrycznego papierosa, który był cały czarny, ozdobiony białymi wzorami,
leżał różowy wkład. Na górze był napis „cherry”. Uśmiechnęłam się widząc
karteczkę na dnie pudełka. Przyjrzałam się wydrukowanemu tekstowi.
„Gdyby urodziny mogły trwać wiecznie…
Przyjaciel x”
Ashton, ty głuptasie
– pomyślałam i odłożyłam pudełko, chowając je za książkami. Nie mogłam
uwierzyć, że Irwin włamał się do mojej szafki i postanowił mi kupić to, czym zachwycałam
się wczoraj. Nie wspominając, że już dostałam od niego prezent. Zadzwonił
dzwonek, a ja poszłam na lekcję geografii. Jednak jedyne na co miałam teraz
ochotę, to wypróbowanie mojego nowego, wiśniowego nabytku.
***
[Perspektywa Alex]
Po pracy w antykwariacie, czyli koło osiemnastej, napisałam
sms-a do Willa. Dawno go nie widziałam. No dobra, nie dawno, ale cały
wczorajszy dzień był dość długim czasem rozłąki. Rodzice już pewnie są w
sklepie, a za jakiś czas będą w Newcastle u Scotta. Miałam wolny dom na cały
weekend. Nie byłam jakąś szaloną nastolatką, nie planowałam żadnych imprez.
Chciałam tylko wyjść dziś z kimś do kina. A tym kimś był właśnie William. Zaproponowałam
mu spotkanie, dorzucając do tego jakiś dobry film i z zniecierpliwieniem
czekałam na odpowiedź. Długo jednak nie było odzewu z jego strony. Zdążyłam dojść
do domu, odgrzać sobie zupę, zjeść ją i przy tym poplamić szorty, a telefon
nadal milczał. Szybko zdjęłam spodenki i przeprałam je w zlewie. Powiesiłam odzież
na kaloryferze, a sama postanowiłam paradować po domu w majtkach. Byłam zbyt
leniwa by pójść do góry po jakieś dresy, a na dodatek nie było nikogo w
mieszkaniu, więc mogłam czuć się swobodnie. Jasna koszulka sięgała do połowy
mojej pupy. Włączyłam radio, a po chwili je ściszyłam bo rozległ się dźwięk
telefonu. Podbiegłam jak szalona wierząc, że to Will, jednak słysząc znajomy,
ciepły głos trochę się zawiodłam.
- Alex? Żyjesz?! – powiedział niby wystraszony brat.
- Cześć Scott – udałam zadowolenie, że to właśnie z nim rozmawiam.
Zawstydziłam się swoich uczuć, ale liczyłam, że dzwoni ktoś inny.
- Wpadasz dzisiaj ze starymi? – zapytał.
- Nie, nie wpadam dzisiaj z rodzicami – poprawiłam go, na co
się zaśmiał.
- Czemu?
- Szkoła – westchnęłam.
- A może chłopak? – powiedział. Zdziwiłam się, ale po chwili
zaśmiałam.
- Nie, nie wydaje mi się – przełożyłam telefon do drugiego
ucha.
- Już się boję jak mama wpadnie do mojej kawalerki, narobi szumu,
że nie sprzątam i nic nie robię – powiedział brat, wyraźnie rozbawiony. Muszę
przyznać mu rację. Mama czasem za bardzo się wszystkim przejmuje. Najmniejsza
plamka wprowadza ją w szał, a kurz na szafkach jest nie do pomyślenia! Śmiałam się z bratem, aż ten w końcu mi przerwał.
– Alex, słuchaj, wejdź na Skype’a. Pokażę Ci mój pokój. Poza tym kasa kończy mi
się na koncie.
- Dobra, daj mi chwilę – rozłączyłam się i wzięłam laptopa ze
stolika w salonie. Włączyłam urządzenie, zalogowałam się w aplikacji i ponownie
zadzwoniłam do brata. Po kilku piknięciach odebrał, a na ekranie ujrzałam
znajome rysy twarzy, uśmiech na całą szerokość, zielone oczy takie same jak
moje i jasnobrązowe włosy.
- Od razu lepiej – powiedział i popatrzył na mnie. Byłam
widoczna tylko od głowy do pasa, dlatego ponownie nie fatygowałam się ze
spodniami. Spojrzałam na kamerkę i wystawiłam do chłopaka język. Ten zaczął
robić głupie miny, a potem zaczęliśmy się znowu śmiać. Przeszłam z komputerem
do kuchni i postawiłam urządzenie na wysepce, która była wprost naprzeciwko
drzwi wejściowych. Brat pokazał mi przez Skype’a swoje malutkie mieszkanie z
twarzą pełną zadowolenia. Musiał być z siebie dumy, ze swoich czterech ścian,
które sam zagospodarował. Zaczął życie na własną rękę. Nawet ja byłam z niego
dumna. Coś zawibrowało. Spojrzałam na komórkę. Wiadomość od Willa migotała na
ekranie urządzenia.
Will: Dzisiaj nie dam
rady. Przez cały weekend mam robotę. Wynagrodzę Ci to w przyszłym tygodniu
ślicznotko! X
Lekko zasmucona zaczęłam opowiadać bratu o nauczycielach, a
on co jakiś czas wtrącał się z komentarzem, o ich zachowaniu, gdy to jego
uczyli. Miałam powiedzieć, że pan od matematyki, którego tak bardzo nie lubił,
często mnie chwali i jest dobry w swoim fachu, ale przerwał mi odgłos dzwonka
do drzwi. Pomyślałam, że to rodzice. Wiedziałam, że pewnie czegoś zapomnieli,
więc nie zważając na same majtki i koszulkę na moim ciele, podeszłam do drzwi.
Krzyknęłam tylko do brata, żeby chwilę poczekał, a sama pociągnęłam za klamkę.
- Cze.. – przerwał, gdy zobaczył moje odzienie. Jego oczy
niebezpiecznie się powiększyły, a szczeniacki uśmiech pojawił się na twarzy.
- Jasna cholera! – zatrzasnęłam drzwi przed chłopakiem i
pobiegłam do góry po jakieś spodnie. Ubrałam je w biegu, by po chwili znów
stanąć przed drzwiami i otworzyć je, cała czerwona ze wstydu. – Czego chcesz? –
powiedziałam do blondyna.
- Ja – zaczął, ale z oddali pomieszczenia usłyszałam głos
brata.
- Alex, wszystko w porządku? – echo roznosiło się z kuchni. Twarz
Luke’a przybrała wyraz zdenerwowania. Nim zdążyłam coś powiedzieć, ten wpadł w
szał.
- On tu jest?! Wiedziałem! Jest tu teraz u Ciebie! – wszedł
do domu, nie zważając, że lekko popchnął mnie na drzwi. Pobiegłam za nim i
oboje stanęliśmy z zakłopotaniem przed komputerem. Luke mierzył Scotta
wściekłym spojrzeniem, a szatyn patrzył na nas z rozbawieniem.
- A jednak chłopak! – powiedział mój brat, w końcu przerywając
niezręczną ciszę. Samopoczucie Hemmingsa diametralnie się zmieniło. Teraz
patrzył na mnie z rozbawieniem w oczach. Szybko powiedziałam przez zaciśnięte
zęby:
- To nie jest mój chłopak – zmierzyłam Scotta wściekłym
spojrzeniem, na co ten uśmiechnął się miło.
- Jestem jej bratem, spokojnie, nie musisz zabijać mnie
wzrokiem – powiedział do Hemmingsa, a ten odburknął coś pod nosem, tak, że ani
ja, ani mój brat go nie usłyszeliśmy.
- Dobra Alex, zaraz będą u mnie rodzice, więc odezwę się
później. Uważajcie na siebie – spojrzał na nas wymownie i się rozłączył. Prawie
mogłam usłyszeć w głowie jego śmiech, gdy już ujrzał komunikat o przerwanej
rozmowie. Popatrzyłam gniewnie na Luke’a.
- Bez tych spodni wyglądałaś lepiej – rzucił, a uśmiech nie
schodził mu z twarzy, gdy ruszył w kierunku salonu i usiadał na kanapie. Co on tu do cholery robił? I dlaczego
rozsiada się w moim domu, jakby tu mieszkał?
- Palant – rzuciłam i podeszłam do niego. Stanęłam przed
chłopakiem z założonymi na biodrach rękami. - Co ty tutaj robisz? I skąd wiesz
gdzie mieszkam?! – krzyknęłam.
- Kiedyś po szkole za tobą szedłem, czekałem pod
antykwariatem aż skończysz pracę, a potem patrzyłem do jakiego domu wchodzisz –
odparł spokojnie.
- Że co?! – nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.
- Calum mi powiedział, blondynko. Poza tym już tu kiedyś byłem – pokręcił głową z niedowierzaniem. Po chwili wyśmiał moją łatwowierność i bardziej się rozsiadł na brązowej kanapie. – Wygodna. Przysiądziesz się? – zachowywał się bezczelnie.
- Czego chcesz, blondasku? – wyzwałam go tak samo jak on
mnie, wywołując widoczne zdenerwowanie u błękitnookiego. Dziś wyglądał
intrygująco. Czarne rurki z dziurami na kolanach, luźna, ciemna koszulka z
nadrukiem i bordowa czapka z prostym daszkiem, która była założona tył na przód.
Jego
umięśnione ramiona opinała jeansowa kurtka. Czarny kolczyk wyróżniał się na tle jego różowych, zapewne miękkich ust. Po tej
myśli, zalała mnie purpura.
- Miałaś racje – wstał z kanapy, a ja cofnęłam się do tyłu.
– Nie znasz mnie, a ja ciebie. Dlatego przyszedłem to zmienić. – powiedział
poważnie.
- To znaczy? – zlustrowałam go wzrokiem ciągle, czując
czerwień na policzkach.
- Porywam cie – powiedział sarkastycznie, a raczej rozkazał.
– Ubieraj się, bo zaraz wychodzimy – oparł się o kanapę i wyjął z kieszeni
telefon.
- Nigdzie z tobą nie idę! – krzyknęłam oburzona. Dlaczego
ten człowiek zawsze doprowadzał mnie do tego stanu? A mianowicie poczucia
gniewu zżerającego mnie od środka?! Uczucia przez które chciałam przeklinać wszystkich
i krzyczeć!?
- A założymy się? – w jasnych tęczówkach jarzyła się chęć
rywalizacji.
- Proszę bardzo – powiedziałam, akcentując każde słowo,
zachęcając go do „ataku”.
- Jeśli uda mi się zgadnąć twój ulubiony film, kolor.. –
zamyślił się, ale ja mu przerwałam.
- I moje drugie imię – uśmiechnęłam się, wiedząc, że już to
wygrałam.
- Zgoda. Wtedy idziesz ze mną. – skinęłam głową. - Łatwizna!
– zaklasnął ochoczo w dłonie i zaczął głośno myśleć – Hym, patrząc, że jesteś banalna
i dziewczęca, twoim ulubionym filmem musi być „Duma i uprzedzenie”, zapewne
zakochana po uszy w panie Darcy’m – powiedział, a na mojej twarzy wymalował się
szok. Stałam jak wryta i patrzyłam osłupiona na zadowolonego z siebie blondyna.
Oglądałam tą produkcję milion razy, książkę czytałam na okrągło. Nigdy mi się
nie nudziła i zawsze wzruszała. Skąd on to do cholery wiedział? Jeśli zgadnie,
że uwielbiam kolor jego tęczówek.. i moje drugie imię, wpadnę w szpony chłopaka.
Wystraszyłam się, a on postanowił kontynuować – Kolor, to będzie, zielon.. nie
zaczekaj! To oczywiste, że niebieski – uśmiechnął się, a ja nie mogłam zaczerpnąć
powietrza.
- Oszukujesz! – wrzasnęłam, gdy powrócił dech w moich piersiach.
- No pewnie. A nie zauważyłaś małych skrzydełek i różowej różyczki
w mojej ręce? – wybuchnął śmiechem. - Wróżka Luke do usług – powiedział,
wymachując rękami i się wyprostował.
Podszedł do mnie bliżej. Nie mogłam się cofnąć, nie potrafiłam. Chciałam, ale
on tak bardzo nade mną dominował. Bałam się go. Już nie był taki nieśmiały jak
na początku. Może to tylko były omamy? Może on zawsze był aroganckim, pewnym
siebie narcyzem? Albo teraz się tak zachowuje. Boże, jak on słodko pachnie.
Czapka zakrywała jasne włosy, a oczy jarzyły się z zadowolenia.
- Drugie imię – powiedziałam drżącym głosem, gdy chłopak
znalazł się niebezpiecznie blisko mnie. Serce podskoczyło mi do gardła, gdy
zbliżył się jeszcze bardziej. Potem cicho szepnął do mojego ucha:
- Cecily – poczułam jego oddech na policzku, a woń chłopaka
dusiła oraz zachwycała. Zadrżałam, a blondyn zachwycony efektem, który
osiągnął, odsunął się ode mnie z uśmiechem. Wygrał. – Poczekam tutaj, jak
będziesz się przebierać – powiedział, zlustrował mnie wzrokiem i poszedł do
kuchni. Oparł się o blat i dalej przeglądał swoją komórką. Stałam przez chwilę
jak wryta. Po chwili dotarło do mnie, że ja naprawdę przegrałam. Wściekła i
zażenowana weszłam do pomieszczenia, w którym stał Hemmings.
- Daj mi pięć minut. Nie mam dla kogo się stroić – rzuciłam
sarkastycznie, niby z uśmiechem na twarzy i poszłam do góry. Rozczesałam tylko
włosy i założyłam czarne rurki. Zostałam w tej samej koszulce co wcześniej.
Zeszłam na dół szybciej, niż ogłosiłam intruzowi. Ten tylko przewrócił oczami i
wyszliśmy z mieszkania. Zamknęłam je dokładnie na klucz i podążyłam za
chłopakiem, czując się jak jego trofeum w tej cholernej grze.
***
[Perspektywa Luke’a]
Musiałem się przekonać. Musiałem wiedzieć. Dlatego do niej
przyszedłem. Miałem spędzić trochę czasu z osobą, która spędzała mnóstwo czasu
w mojej głowie. Sam nie wiedziałem dlaczego, więc postanowiłem się dzisiaj to
sprawdzić. Wiedziałem gdzie pójdziemy. Tam, gdzie spędzałem czas samotnie. Raz
zabrałem chłopaków do lokalu, ale żadnemu on się nie spodobał. Teraz chciałem znać
opinię blondynki. Może polubi to miejsce? Jeśli nie, jeden plus dla mnie! Nadal
śmiałem się wewnętrznie z miny Alex, gdy odgadłem jej wszystkie niby sekretne
sprawy. Calum kiedyś opowiadał mi, że Williams uwielbia „Dumę i uprzedzenie”.
Często musiał z nią oglądać ten film, bo ta jęczała, że zawsze robią to na co
on ma ochotę. Hood narzekał, że tyle razy to obejrzał, iż zna niektóre teksty
na pamięć. Co do koloru, strzelałem. Wszystkie swoje notatki z fizyki miała
podkreślone jasnobłękitnym markerem. Tak, przyznaję, czasem podczas lekcji na
nią zerkam i właśnie wtedy ten kolor rzuca się w oczy. No i Cecily. Drugie
imię. Bardzo mi się spodobało. Zapamiętałem je od razu, gdy padło z ust
dziewczyny na którejś z lekcji, kiedy nauczyciele wypełniali dziennik naszymi
danymi. Alex była taka przewidywalna. Wiedziałam, że dorzuci coś o drugim
imieniu albo ulubionej piosence. Jednak tego ostatniego nie byłem pewien.
Obstawiałem „Something In the way” Nirvany. Tylko to byłoby dla mnie problem.
Ona jednak postawiła na moją wygraną. Ciągle miałem przed oczami widok
dziewczyny w samej koszulce i bieliźnie. Wyglądała tak.. O Boże.. Dziękuję, że
kurwa mogłem to zobaczyć! To jednak nie zmienia faktu, że jestem zjebem i
zareagowałem jak ciota, słysząc męski głos w kuchni. Już sobie wyobraziłem, że
siedzi tam ten parszywy dupek Will i nie widomo co robił z dziewczyną, skoro ona
była pół naga. Sam nie wiem, po prostu nie zapanowałem na sobą. Jak już
wspomniałem, zjebałem, ale wierzę, że ona o tym zapomni. Zwróciłem uwagę na
niebieski szyld, który ukazał się przed moimi oczami. Byliśmy pod wejściem do
lokalu. Jasne drzwi zapraszały gości do środka, a muzyka rozbrzmiewająca z
głośników w pomieszczeniu, roznosiła się echem na zewnątrz. Podeszliśmy do
bramkarza, a ten widząc mnie, rozpromienił się.
- Hemmo, siema stary! – przybiliśmy sobie powitalną piątkę,
a Toby, który pracował tutaj jako ochroniarz, popatrzył z zaciekawieniem na
Alex. – Luke, nie widziałem Ci nigdy tutaj z jakąś laską. Skąd ta zmiana? –
zapytał, ale jak zwykle kontrolująca wszystko Alex odburknęła z
niezadowoleniem:
- Lubi uprzykrzać innym życie – zmierzyła nas pogardliwym
spojrzeniem i weszła do klubu, zostawiając mnie z ochroniarzem.
- Leć poskromić swoją kruszynkę – zaśmiał się Toby.
- Raczej wronę – parsknąłem i dogoniłem dziewczynę. –
Mogłabyś być odrobinę milsza.
- Masz racje. Mogłabym, ale nie – powiedziała i krzywo się uśmiechnęła.
Zaczęła oglądać wnętrze klubu „Social Casuality”. Uwielbiałem to miejsce.
Neonowe światła, dużo kanap porozmieszczanych na podwyższeniu, imitując
trybuny, a na środku duży parkiet. Chwilowo cały był oblężony. Kręciło się tam
dużo lasek i jakiś facetów, a przy barze była wielka kolejka. Znajomy kelner z
dziwnym tatuażem na ramieniu chodził pomiędzy stolikami obok sof. Światła
przyciemnione, co jakiś czas zmieniały barwę, rozbłyskając w rytm muzyki. W
dziwny, pozytywny sposób to miejsce mnie
przytłaczało. Nie czułem się tutaj tak samotnie. Rozmawiałem z innymi
nieznajomymi, nie musząc tłumaczyć się co mi dolega lub czemu siedzę tak w
pojedynkę. Ważne było tylko by dobrze się bawić i zapomnieć o wszystkich problemach.
Takim moim jednym problemem byli rodzice. Nie cierpię ich. Zostawili mnie
zdanego na siebie, a oni sami oddali się pieprzonej karierze. Gdyby nie babcia,
byłby udupiony i bez dachu nad głową. Zawdzięczałem jej wszystko i nawet nie
chciałem myśleć, co by było gdyby matka nagle sobie o mnie przypomniała. Już
jej nie potrzebowałem. Tak samo jak i ojca. Niech żyją sobie w swoim świecie
innych lekarzy oraz prawników i niech przynoszą kurwa dobro światu. A mi je
odbierają. Jednak nie mogłem narzekać. Dzięki ich pracy, miałem kasę, dużo
kasy. Nie brakowało mi niczego. Jednak nie będę już ich nigdy więcej o nic
prosił. Ostatnią rzeczą, którą mi sprezentowali było auto, ale i tak dostałem
je na urodziny, 3 miesiące po ich minięciu. Zaśmiałem się. Nawet w ten dzień
zapomnieli o swoim synku. Pewnie gdybym nie żył i tak nie zrobiłoby to na nich
wrażenia. Liczył się tylko szpital i sąd. Ojciec chirurg, matka adwokat. Czego
kurwa chcieć więcej?! Idealna rodzinka. Postanowiłem nie myśleć dłużej o moich
rodzicach, o ile mogę ich tak nazwać. Pociągnąłem Williams przez tłum. Ta
próbowała się wyrwać, ale po chwili stanęliśmy na podwyższeniu przy jednej z
kanap. Dziewczyna opadła na nią z irytacją i zaczęła bawić się swoimi palcami.
Usiadłem na drugiej sofie, naprzeciwko niej. Przyglądałem się Alex przez
dłuższą chwilę.
- Może się odezwiesz? – powiedziałem spokojnie.
- Nie dość, że musze tu być, to jeszcze każesz mi się odzywać?
– wysiliła się na łagodny ton.
- Nie musisz. Zawsze możesz usiąść tutaj – poklepałem
miejsce obok.
- A co na to twoja
dziewczyna? – trafiła w mój czuły punkt i uśmiechnęła się triumfalnie.
- 20 pytań – burknąłem, starając się wyzbyć sarkazmu i
zdenerwowania w głosie.
- Co? – nie zrozumiała.
- Zagrajmy w to – oparłem się o czerwoną kanapę z zamszu i
wyprostowałem nogi pod stołem.
- Dobra – dziewczyna przewróciła oczami. Lubię gdy to robi.
Śmiesznie wygląda, a jej usta przybierają wtedy inny, ciekawszy kształt. Nie
robi dzióbka, ale lekko je zaciska, wywołując interesujący efekt.
- Twoja kolej – powiedziałem, przygotowując się na falę
ciekawskich i wkurwiających pytań.
- Ulubiony kolor? – zapytała, siedząc sztywno na sofie.
- Czarny.
- Film? – mówiła szybko.
- Szczęki 3.
- To beznadziejne – skwitowała.
- Ja cie nie oceniałem – rzuciłem do dziewczyny.
- Doprawdy? Banalna, zakochana w panu Darcy’m? –
przedrzeźniała mnie, a ja się zaśmiałem. Zapomniałem kiedy tak często szczerze
się uśmiechałem. Dawno nikt mnie tak nie bawił.
- Dobra pamięć – popatrzyłem na nią zaciekawiony.
- Drugie imię? – spytała unosząc ciekawsko brew.
- Robert – powiedziałem, na co dziewczyna parsknęła i
zaczęła się śmiać.
- Robert? – powiedziała chichocząc.
- Cecily? – odgryzłem się, a dziewczyna zamilkła i
spiorunowała mnie wzrokiem.
- Idę po coś do picia – powiedziała i wzięła torebkę do ręki.
- Niech zgadnę. Cola z lodem? – drażniłem ją.
- Tak. A co, masz z tym jakiś problem? – zaczęła się irytować.
Moja praca zaczynała skutkować. Doprowadzanie jej do szału ostatnimi czasy
bardzo mi się spodobało.
- Przewidywalna – powiedziałem, literując słowo. – Nawet byś
nie wypiła tego, co ja bym dla ciebie zamówił.
- A proszę bardzo, rób sobie co chcesz – przyjęła moje
kolejne wyzwanie, a ja przywołałem gestem kelnera.
- Poproszę colę z lodem oraz tequile z red bullem –
popatrzyłem na dziewczynę – podwójną – uśmiechnąłem się, dodając ostatni wyraz.
Mężczyzna się odwrócił i odszedł. Po kilku minutach ciszy i wymiany kilku
wściekłych spojrzeń między mną, a dziewczyną, kelner przyniósł nasze
zamówienia.
- Przecież dzisiaj miałam nie pić coli – powiedziała, ale
szybko zabrałem jej szklankę oraz puszkę napoju sprzed nosa.
- To nie dla ciebie – powiedziałem, a dziewczyna się lekko
przeraziła – za to ta jest twoja – podałem jej szklankę z mocnym drinkiem.
- Jesteś żałosny, ale masz racje – powiedziała ku mojemu
zdziwieniu.
- Co? – nie zrozumiałem tej absurdalnej dziewczyny.
- Muszę się upić, żeby znieść twoje towarzystwo –
powiedziała i pociągnęła duży łyk przez słomkę. Jej słowa brzmiały znajomo.
Miałem wrażenie, że już kiedyś to powiedziałem. I to właśnie do niej. No
przecież kurwa! Ta chujowa domówka u Caluma. Gdy dziewczyna była już w połowie
swojego napoju, czerwone wypieki zajęły swoje miejsce na jej policzkach. Były
urocze, ale nie skupiałem się na tym co mnie rozpraszało. Spojrzenie Alex
robiło się coraz bardziej nieobecne. Teraz już wiedziałem, że alkohol wypełnił jej
żyły. Skończyłem pić swój zwyczajny napój i zacząłem konwersację.
- Nie jest tak źle, prawda? – odparłem, a ona popatrzyła na
mnie zaciekawiona.
- Ujdzie – drwiący ton zamienił się w zwyczajny, radosny
głos.
- Skoro nie zaprzeczasz, naprawdę musiałaś się upić – zaśmiałem
się, patrząc na dziewczynę.
- Wcale nie – oburzyła się – ale nie rozumiem dlaczego tutaj
jest tak gorąco – wzięła swoje włosy i upięła je do góry. Popatrzyłem na jej
odsłoniętą szyję. Moje spodnie w okolicach krocza nagle zrobiły się ciaśniejsze.
To był mój słaby punkt. Ta zgrabna, jasna szyja aż się prosiła, by złożyć na
niej pocałunek. Moja słabość nie mogła mnie zdradzić. A raczej kurwa mojego
podniecenia. Odwróciłem szybko głowę i zacząłem przypatrywać się innym ludziom.
Na sali rozbrzmiała jakaś muzyka, a Alex wrzasnęła:
- O matko! Telephone! Kocham tą piosenkę! – wstała i
pobiegła na parkiet. Zdziwiony ruszyłem za nią, przeciskając się przez tłum. Dziewczyna
jednak nie zatrzymała się w zatłoczonym miejscu, gdzie inni się kołysali, tylko
podeszła do baru. Nie mogłem opanować ciekawości. Przynajmniej rozluźniłem się
w innych miejscach. Wymownie spojrzałem na spodnie, sprawdzając czy podniecenie
zniknęło. Tak. Westchnąłem z ulgą. Ta dziewczyna jednak potrafiła zaskoczyć.
Gdy podniosłem wzrok, ujrzałem ją wchodzącą na ladę baru. Barmanka zamiast na
nią nawrzeszczeć, pisnęła radośnie i ściągnęła uwagę innych tańczących ludzi.
Alex zaczęła poruszać się w rytm muzyki, a ja nie mogłem powstrzymać się od
śmiechu. Stałem wśród tłumu i patrzyłem na wywijającą dziewczynę. Musiałem
podnieść głowę wyżej, gdyż na koturnach i przede wszystkim na ladzie,
znajdowała się o wiele wyżej niż chwilowo stałem. Inni mężczyźni z lokalu
zebrali się przy barze i ochoczo klaskali w stronę dziewczyny. Ona tylko poruszała
się, wprawiając mnie w uczucie, którego jeszcze przed chwilą się pozbyłem. Nie
musiałem spoglądać w dół, by wiedzieć, co się ze mną dzieje. Patrzyłem na
idealne biodra blondynki, które kołysały się w rytm muzyki i nie mogłem
przestać. Ta podśpiewywała piosenkę pod nosem, czasem gubiąc tekst i myląc
słowa. Przy spowolnieniu melodii tego kawałka, patrzyła prosto w moje oczy,
tańcząc spokojniej i nucąc pod nosem. Na przyśpieszeniu, znów zaczęła szybko
się poruszać, machać do góry rękami i głową. W ten sposób jej włosy rozlały się
kaskadami na ramionach, a gumka do włosów gdzieś spadła. Postanowiłem szybko
wyjąć komórkę i zrobiłem jej kilka zdjęć. Na niektórych patrzyła prosto w
obiektyw i się uśmiechała, na innych robiła głupie miny albo rzucała zszokowane
spojrzenia. Śmiałem się z niej, tak mocno, że zdziwiłem się, iż mogę być do
tego w ogóle zdolny. Inny faceci, tak samo podnieceni jak ja, gwizdali i
klaskali do Williams. Poczułem ochotę aby im wszystkim przyjebać, za to, że
patrzą na nią w ten sposób. I że w ogóle na nią patrzą. Inne laski podążyły za pomysłem
Alex i również weszły na bar. Zaczęły tańczyć, ale to blondynka, z którą
przyszedłem, przyciągała wszystkie męskie spojrzenia w klubie. Jak i nawet
damskie. Teraz już miałem pewność jaka jest jej ulubiona piosenka i to wcale
nie była Nirvana. Wpatrywałbym się dalej w szaleństwo Cecily, gdyby nie czyjś
głos, który wdarł się do mojej głowy, niszcząc ekstazę i zachwyt w jaki wpadłem.
- Dziewczyno co ty do cholery wyprawiasz?! – donośny krzyk,
grubego i potężnego mężczyzny przywrócił mnie do porządku. Odwróciłem twarz w
stronę kolesia i zobaczyłem niebezpiecznie umięśnionego i wielkiego typa, który
szybko zmierzał w naszą stronę, przepychając się przez tłum. Prędko podbiegłem
do Alex, przypierdalając jakimś dwóm gościom z łokcia, by mnie przepuścili. Ci
niechętnie się odsunęli, a ja złapałem dziewczynę za rękę i pociągnąłem ją ku
podłodze. Prawie by spadła, ale w porę postawiła nogę na stołku barowym i szybko
z niego zeskoczyła. Wciąż trzymając blondynkę za rękę, przedarliśmy się przez
tańczący oraz wiwatujący nam, a raczej jej, tłum i wybiegliśmy z klubu tylnym
wyjściem. Gdy przebiegliśmy już jedną przecznicę, zatrzymaliśmy się zdyszani i
oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem. Nie mogliśmy się opanować. Jej ręka była
rozpalona jak i czerwone policzki. Popatrzyłem przez moment na rozweseloną,
trochę podpitą dziewczynę, po czym skierowaliśmy się do jej domu. Nie puściłem jej
dłoni, co chyba pasowało Alex, ponieważ kuśtykała w swoich wysokich koturnach.
Musiały boleć ją nogi. Odpędziłem od siebie myśli, by zanieść Williams do jej
mieszkania. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Lepiej się poznaliśmy i jest dobrze. I
tyle. Ja jestem zajęty, ona może też jest… nagle pochmurniałem. Nienawidzę tego
skurwiela Willa. Wiem, że go znam, tylko nie mogę skojarzyć kurwa skąd. A skoro
ja go znam, nie świadczy to o nim zbyt dobrze. W każdym razie takie miałem
przeczucie. Po kilkunastu minutach spaceru, oboje ochłonęliśmy i znaleźliśmy
się pod jej domem. Czas się pożegnać. Dziewczyna lekko wstawiona po zabójczym
drinku z red bullem, który całkowicie powalał na ziemię, uśmiechnęła się
głupawo i podniosła głowę w moim kierunku. Kręciła tułowiem w prawo i w lewo,
jakby się kołysała. Odgłos miękkiego śmiechu wciąż rozbrzmiewał z jej pełnych
ust. Obserwowałem ją. Lustrowała moją twarz spojrzeniem, jakby widziała ją po
raz pierwszy.. jakby chciała ją zapamiętać, polubić. Przez kilka, długich
sekund patrzyła tak na mnie, a ja na nią. W końcu wypaliła:
- Dobranoc panie Hemmings. Miło mi było pana poznać – powiedział
i pobiegła do drzwi. Rozbawiły mnie jej absurdalne słowa. Nie licząc na więcej,
ruszyłem w kierunku swojego osiedla. Przyśpieszyłem kroku, ponieważ czułem, że
zaraz się rozpada. Odwróciłem jeszcze do tyłu głowę i ujrzałem Alex, która
mocowała się z zamkiem od drzwi jej domu. Dostrzegając mnie rzuciła zakłopotane
spojrzenie i pomachała radośnie w moją stronę. Odwzajemniłem jej gest i ruszyłem
w głąb ulicy. Była ciemna i opustoszała. Po dwóch minutach marszu poczułem
krople deszczu na ramionach. Pomimo czapki na głowie, odczuwałem coraz to
silniejsze strugi ciepłej wody, która spadała z nieba. Nie przeszkadzała mi. Lubię letni deszcz. W moich uszach głośno
rozbrzmiewał śmiech Alex. Lubię dźwięki
jakie wydajesz. Dzisiaj zaskoczyła
wszystkich, złamała reguły. Odrzucamy
świat. Dobranoc pani Williams – pomyślałem. We get so disconnected.
Jeśli przeczytałeś rozdział, proszę, zostaw po sobie komentarz. To wiele dla nas znaczy i zachęca do dalszego pisania. Nie wspominając o uśmiechu na naszych twarzach ;)
PO PIERWSZE DZIĘKUJĘ ZA TYLE WEJŚĆ KOCHANI! To ten... no... co sądzicie? Tyle czekania i warto było?! Co sądzicie o postawie Lucasa? Też się jaracie jak my? *@foreverciastko zaprzecza, ale ja wiem co myśli pod tą blond czupryną, HAHAHA, nie zabijaj mnie!* Tweetujcie z naszym hasztagiem (#SandCastleFF), polecajcie nas znajomym i czekajcie na następne rozdziały, buahaha! :D Kogo shippujecie? Wpisujcie pary w tweetach z hasztagiem bloga! Np. #Lulex, #Michea, #Calex, #Leshton, #Willex, #Caliv, #Ashlex, #Lukath. To chyba większość tych znanych, a może jeszcze coś innego proponujecie? Czekamy na wasze opinie i wpisy! Kocham was i pisanie tego ff sprawia mi ogromną frajdę! A czytanie komentarzy zachęca do częstszej pracy, czyli jeszcze więcej frajdy! Do następnego! X
@TheBeatlesTime
PAMIĘTAJCIE:
40 KOMENTARZY = 17 ROZDZIAŁ
40 KOMENTARZY = 17 ROZDZIAŁ
Pierwszy raz piszę swoją notatkę pod rozdziałem :D ymm... Na początku chciałabym wam wszystkim podziękować za 8 000 wyświetleń i wszystkie komentarze. Również za to, że poświęcacie swój czas na czytanie tego FF. Na Twitterze dostaliście ode mnie czerwony balonik :) Tweetnęłam tam też shipperski obrazek #Lulex. Jeśli chcecie również możecie wykonać coś takiego, bo mamy zamiar zrobić nową zakładkę na blogu, przedstawiającą różne grafiki (fanart'y) od was, jak i od autorek (również fanek, hahaha xd) Dziękuję również za wszystkie nominacje do Libster Blog Award i tego drugiego idk co to hahaha. W każdym bądź razie... już po siedemnastej, sorry. Kończę już. Jeszcze raz dzięki, że czytacie i komentujecie (nie skreślajcie jeszcze tego opowiadania, mówię wam. Jeszcze będzie fajnie). Do następnego xo
@foreverciastko