wtorek, 20 maja 2014

Drugi

ROZDZIAŁ 2
Ze snu wyrwał mnie głośny dźwięk alarmu w telefonie. Budzik nie zawiódł i zadzwonił równo o siódmej rano. Niechętnie wstałam z wygodnego łóżka i poszłam do łazienki. Nałożyłam na siebie legginsy i długą, białą koszulkę z nadrukiem. Miałam wrażenie, że jest za luźna, ale może to ja jestem za chuda. Do plecaka spakowałam sweter w razie zmiany temperatury, ale wschodzące słońce za oknem mówiło mi, że dziś będzie wyjątkowo ciepło. Spakowałam również telefon oraz słuchawki i spięłam włosy w wysokiego, niechlujnego kucyka. Rzęsy delikatnie podmalowałam i zeszłam na dół. Nie przywitał mnie brat. Wczoraj wyjechał do uniwersytetu w Newcastle. Bez niego trochę tu smutno, ale przynajmniej lodówka jest pełna. Uśmiechnęłam się szyderczo i poszłam zjeść śniadanie. Szybko się zebrałam, wsunęłam na nogi vansy, zamknęłam drzwi i wyszłam do szkoły. Muszę iść na autobus, ale już za kilka miesięcy, po skończeniu 17 lat, będę miała własny samochód.  Już odliczam dni i godziny. Czekając na pojazd, włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam głośno muzykę. Nie zauważyłam kiedy za mną zebrała się grupka nastolatków. Pospiesznie wsiadłam do żółtego autobusu i pojechałam do szkoły. Po 20 minutach byłam już na miejscu. Zaczynałam fizyką, więc musiałam się sprężać, by dobiec do sali na drugie piętro. Wbiegłam w ostatnim momencie przed dzwonkiem. Rozejrzałam się po klasie i ujrzałam znajomą mi twarz. Przy oknie, w ostatnim rzędzie siedział Luke. Miał granatową koszulę, jasne spodnie, a na nogach czarne vansy. Gdy mnie dostrzegł, stojącą tak na środku i szukającą wolnego miejsca, pomachał mi i wskazał na ławkę obok niego. Lekko się zawahałam, na co on uśmiechnął się przyjaźnie. Spoko, usiądę sobie koło niego – pomyślałam. Skoro jest wolny czemu nie skorzystać… znaczy stolik, oczywiście, że nie on! Zalałam się czerwienią i przeszłam jak najszybciej obok chłopaka. Oby nie zauważył moich rumieńców . Usiadłam przy stoliku, wyciągnęłam potrzebne przybory i rzuciłam plecak na podłogę.
- Witaj – powiedział cicho i skierował nieśmiały uśmiech w moją stronę.
- Cześć – również się uśmiechnęłam. Jego oczy szybko znalazły moje. Po chwili zadał mi pytanie:
- Zapisałaś się na fizykę?
- No ja widać, jestem tu – zaśmiałam się, ale on chyba nie zrozumiał mojego umierającego humoru. - Ym.. tak. Ty też? – zawstydzona szybko wydukałam. Pokiwał tylko twierdząco głową i odwrócił się w stronę wchodzącego do sali nauczyciela. Boże, ale jestem głupia – zaklęłam w duchu. Gdy przeszliśmy przez wszystkie organizacyjne punkty, pan Tomson, odwrócił się i zaczął pisać jakieś wzory na tablicy.
- Jak długo znasz Caluma? – zapytałam blondyna, korzystając z nieuwagi nauczyciela.
- Chodziliśmy razem do klasy. Nie przepadaliśmy za sobą, ale w te wakacje spędziliśmy razem mnóstwo czasu i jakoś tak wyszło, że się zakumplowaliśmy – odparł, zwracając głowę w moim kierunku. – A wy? Znaczy ty i Calum?
- No my znamy się…. – nie zdążyłam dokończyć, bo pan Tomson stanął przed moją ławką. Popatrzył na nas poirytowany i odrzekł donośnym głosem:
- Williams, Hemmings! Wakacje już się skończyły. Dotarło to do was?! Jesteście tu po to, by słuchać, co mam wam do powiedzenia.

- Ale my słuchamy – odparłam cicho.

- Tak Williams? – uśmiechnął się, nie dowierzając. Dość szybko mnie zapamiętał. To była pierwsza lekcja, a wystarczyło, że spojrzał do dziennika i skojarzył moją twarz z nazwiskiem. Po chwili dodał:

- W takim razie, powiedz swoim kolegom i koleżanką, jakie równanie napisałem na tablicy? – odparł i spojrzał na mnie przenikliwie.
Przechyliłam głowę w stronę tablicy. Łatwizna. Nie zastanawiając się zbyt długo, odparłam:

- To wzór na związek między napięciami: pierwotnym i wtórnym oraz natężeniami prądów w transformatorze – widząc zdziwienie na twarzy Tomsona, dodałam – gdzie z to liczba zwojów uzwojenia.

- Tym razem masz szczęście – dodał po chwili, gdy wyszedł z lekkiego osłupienia. Spuściłam głowę, rumieniąc się, a reszta klasy odwróciła się w stronę tablicy i stojącego już przy niej fizyka.

- Nieźle Williams – odparł Luke, chichocząc pod nosem.

- Wiem Hemmings – dodałam i również zachichotałam.

***
[Perspektywa Luke'a]

Po fizyce poszedłem w kierunku pracowni biologicznej. Pożegnałem się z Alex i ruszyłem w stronę schodów. Dzisiaj naprawdę mnie zaskoczyła. Jest inteligenta, a w liceum to rzadkość. Najbardziej jednak śmieszyło mnie, gdy zawstydziła się swojej wiedzy. Niepotrzebnie, choć fakt faktem, dziewczyny są bardzo urocze, gdy się rumienią. Pod salą spotkałem Caluma:
- Cześć, jak leci? – przywitałem się.
- Spoko, nawet nie wiesz jaką nauczycielkę mamy na geografii. Stary mówię Ci, jest na co popatrzeć – uśmiechnął się znacząco. Od razu weszliśmy do klasy. Po kilku minutach, gdy nauczyciel biologii sprawdził obecność, do sali wparował jakiś koleś.

- Sorry za spóźnienie, przypadek – rzucił tylko zachrypłym głosem i usiadł w wolnej ławce na samym końcu klasy.

- Zaraz, zaraz młody człowieku. Cóż to za słownictwo? Ja nie zlekceważę tak twojego spóźnienia. Jak się nazywasz? – zapytał spokojnie biolog.

- Michael – odparł obojętnie.

- Nazwisko – nauczyciel spojrzał na niego wymownie.

- Clifford. Michael Clifford – rzucił wyluzowany spóźnialski. Miał roztrzepane ciemne włosy, a jego grzywka była zaczesana na bok. Miał na niej jasne pasemko. Cały nieład na głowie utrwalił żelem lub lakierem, kto to wie. Cały był ubrany na czarno, jego spodnie miały wiele dziur.

- Masz coś na swoje usprawiedliwienie? – zapytał pan Foster.

- Nie, a pan ma? – zapytał Michael i zaśmiał się pod nosem.
Nauczyciel zdjął ze zdziwienia swoje okulary i zaczął przyglądać się chłopakowi.

- Słucham? – zapytał poirytowany. – Co powiedziałeś?

- A nic ważnego – powiedział uczeń, drażniąc się z biologiem.

- I co ja mam z tobą zrobić… może koza? Ale tak na początku? – zaśmiał się szyderczo.

- To niby dlaczego? – oburzył się Clifford.

- Dlaczego nie? – przedrzeźniał go nauczyciel.

- Proszę pana – nagle wtrącił się Calum, a Michael popatrzył na niego lekko zdziwiony – to początek roku, młodzieniec nie musi już pokutować.

- Właśnie – dość niepewnie poparłem przyjaciela.

- Tak? W takim razie w trójkę zostaniecie w kozie. Może to wam przemówi do rozsądku – krzyknął nauczyciel, który najwyraźniej nie lubi sprzeciwu.

- Ale… – odezwał się Calum, a Foster uciszył go nienawistnym spojrzeniem.

- Teraz możemy zacząć lekcję czy jeszcze jakiś obrońca ma coś do powiedzenia? – powiedział biolog, przenikliwie patrząc na całą klasę.

***

[Perspektywa Lei]
Jak ja nienawidzę tej baby! Ma jakiś problem i się kurde czepia. To, że ma nudne życie i musi się użerać z licealistami to nie moja wina. Boże… dopiero drugi dzień, a już muszę zostać po lekcjach. I to tylko dlatego, że nie spodobał się pani od angielskiego mój makijaż. A walić to. Chwilę posiedzę i wychodzę. Nie będę z jakimiś debilami i nieudacznikami przebywać, bo moja kredka do oczu drażni nauczycielkę. O nie, ani mi się śni! Ominęłam natrętnych dzieciaków stojących na korytarzu i weszłam do sali, w której miałam odbyć swoją karę. Przy biurku siedziała już jakaś pani, wyglądała przyjaźnie. Jak się spodziewałam, byłam jedyną dziewczyną - uczennicą - w klasie. W przednich ławkach siedziało tylko trzech kolesiów. Dwóch z nich, chodzi ze mną na matmę… Tak, jestem pewna, że to oni. Ciekawe czemu odsiadują.. Zamyśliłam się na chwilę. Mój ojciec jest ostatnio taki natrętny. Teraz nagle przypomniało mu się, że ma dzieci. Wcześniej wielka kariera, a teraz świetny tatuś. No ja dziękuję! Kogo on oszukuje? A poza tym jego nowa dziewczyna doprowadza mnie do szału.
- Dzieci, ja na chwilkę wychodzę. W razie czego, w klasie obok, jest pan od historii. Może do was zajrzeć w każdej chwili – usłyszałam piskliwy głos pani Simson.
Od razu po jej wyjściu, jeden z chłopaków, o poszarpanych spodniach, zaczął mówić coś do reszty:

- Calum tak? Wpadacie dziś na balangę? – zapytał lekko zachrypniętym głosem.
- Nie da rady, mam plany – odparł niepewnie brunet, ten Calum.
- Jasne, że wpadniemy – szybko odpowiedział drugi typek, blondyn, a potem spojrzał karcącym wzrokiem na tego, który odmówił. Postanowiłam zainterweniować. W końcu też chce się zabawić.

- Jaką balangę? – zapytałam, na co wszyscy trzej odwrócili się w moją stronę. 
- Dla starszych. Mała, nie jesteś zaproszona.. – ten z zafarbowaną grzywką, mówiąc to zrobił sztuczną, smutną minę.
- Lea, palancie. Tak mam na imię! – odburknęłam.
- Michael, Leo. Palant mam na drugie – uśmiechnął się zawadiacko.

- Nie trudno się domyślić. Więc jaka impreza? – ciągnęłam dalej.

- Taka, na której się nie zjawisz – odparł poirytowany.

- Założymy się? – zapytałam i gwałtownie się podniosłam.

- Z miłą chęcią wygram. Ale o co?

- O przekonanie – powiedziałam, na co Michael się zaśmiał. Wkurzona dodałam – Co boisz się, że nawet o to przegrasz?

- Nie rozśmieszaj mnie kruszyno. Przyjmuję zakład i do zobaczenia dziś wieczorem w… a no tak. Ty nie wiesz gdzie i niech tak pozostanie – zaśmiał się, a pozostała dwójka ukaranych wpatrywała się w nas z zaciekawieniem.
 ***
[Perspektywa Alex]
Po wszystkich lekcjach, poszłam do "Arizony". Jest to kawiarnia, do której zawsze chodziłam z Calumem, bratem, nawet sama. Z nowej szkoły mam bliżej niż wcześniej. Weszłam do pomieszczenia i stanęłam w kolejce. Zawsze kręci się tu pełno licealistów i studentów. To nie jest miejsce dla nudziarzy. Starszy ludzie również nie wpadają do "Arizony". Często odbywają się tu różne koncerty, wieczorki poetyckie, dyskoteki. Po kilku minutach tłum ludzi przede mną przerzedził się i zobaczyłam znajomego mi już z wcześniejszych lat sprzedawcę. Na plakietce grubym drukiem było napisane „Ashton”. Nie rozmawiałam z nim nigdy. No oprócz podania mu mojego zamówienia. Zawsze chciałam zagadać, ale on jest starszy i przystojny i… no po prostu mnie przeraża. Zaśmiałam się w duchu. Ujrzawszy mnie, uśmiechnął się i spytał:
- Co podać?

- Yym.. poproszę dużą latte i ciasto marchewkowe. Może być z kremem – westchnęłam.

- Co, ciężki dzień? – zapytał i zaśmiał się po chwili.

- Powiedzmy. Proszę – podałam mu pieniądze.

Po kilkunastu sekundach kawa była już gotowa, ciasto leżało na tacce i odchodziłam w stronę wolnego miejsca, przy którym zawsze siadałam. Pod oknem, na samym końcu. Wyciągnęłam książkę. Tak mocno się zaczytałam, że kawa wystygła, a śmietana z ciasta lekko spłynęła na talerz. Było dość ciepło. Poczułam małe kropelki potu na czole. Po chwili zauważyłam, że do kawiarni wchodzi Lea. Miała rozpuszczone włosy, z różowymi pasemkami, mocno pomalowane oczy, czarny top i obcisłe, skórzane spodnie. Weszła przed kolejkę i przywitała się z Ashtonem. Zdziwiłam się widząc ich razem gawędzących. Wyglądało na to, że go o coś wypytuje. Co jakiś czas się śmiał. Ona natomiast wyglądała na poważną. Widząc mnie, pożegnała się z rozmówcą i podeszła do stolika, przy którym siedziałam.

- Cześć – powiedziała.

- Hej – powiedziałam cicho. Nim się spostrzegłam, dosiadła się do mnie.

- O, uwielbiam to ciasto, mogę trochę? – spytała bez zahamowań. Kiwnęłam twierdząco głową i patrzyłam jak dziewczyna pochłania kęs deseru. – To co tam u ciebie słychać? – zapytała, połykając ostatnie kawałki smakołyków.

- W porządku, a u Ciebie? – odpowiedziałam.

- Teraz już świetnie. Przyjaciel podał mi namiary na niezłą imprezkę. Może wybierzesz się ze mną co? - zapytała wskazując na mnie palcem.

- Ale dzisiaj? – pokiwała mi twierdząco głową. – Nie, nie mogę, przepraszam, ale umówiłam się z kimś – odpowiedziałam. Miałam się spotkać z Calumem. Chciał nadrobić stracony czas i wczoraj wieczorem zaproponował to wyjście, więc nie mogę go teraz zostawić na lodzie. Poza tym kto chce iść na jakąś denną imprezę z nieznajomą? No w sumie, może ja...

- No okej, ale jak zmienisz zdanie daj znać. Na taką domówkę nie można iść samemu.

- Dobrze - odparłam i popatrzyłam za odchodzącą dziewczyną. 

Dochodziła szesnasta, więc zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z kawiarni. Ruszyłam w kierunku mojego domu. Plecak nie był ciężki, tylko raczej moja głowa. Myślami błądziłam po fabule książki, którą dziś czytałam w "Arizonie". Z zamyślenia wyrwał mnie sms, którego dostałam.
 

Calum: „Nie dam rady dzisiaj, przepraszam. Może sobota co? Wybacz mi, muszę pomóc Lukowi w ważnej sprawie. Calum xx”.

Odpisałam przyjacielowi, że nie ma sprawy. Szkoda tylko, że dzisiejszy wieczór spędzę sama. Chciałam gdzieś pójść, pobawić się. Może nawet trochę zaszaleć, by nie było tak nudno! I nagle w mojej głowie zaświtał niezły pomysł. Byłam już pod domem. Szybko wbiegłam do swojego pokoju i włączyłam laptopa. Zalogowałam się na facebooka. Tak! Lea jest dostępna. Szybko wystukałam wiadomość, zadając jej pytanie: „Cześć! Czy twoje zaproszenie na tą imprezę, nadal jest aktualne?”. Ona odpisała: „Tak. A co, zmieniłaś plany? x”. No cóż, nie ja to zrobiłam. Pospiesznie klikałam w klawiaturę, by odpisać nowej koleżance: „Owszem. Wybieram się z tobą :)”. Nie byłam pewna czy dobrze robię, ale jedno było jasne. Idę na imprezę.

Jeśli przeczytałeś rozdział, proszę, zostaw po sobie komentarz. To wiele dla nas znaczy i zachęca do dalszego pisania. Nie wspominając o uśmiechu na naszych twarzach ;)
@TheBeatlesTime
@foreverciastko

6 komentarzy:

  1. Calum ją oszukał ? :O
    ciekawie jak zareaguje Alex na to jak zobaczy go na tej imprezie ?
    zabieram się za next'y ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahh ten Cal xD mam nadzieję, że te dwa gołąbeczki będą razem *.* ;)
    Koneko

    OdpowiedzUsuń
  3. No to będzie grubo w następnym rozdziale haha. Ciekawe co będzie się działo na tej imprezie. Idę czytać dalej ♥
    @arcticcmrs

    OdpowiedzUsuń
  4. no to będzie przypał jak Alex zobaczy Caluma na imprezie.

    OdpowiedzUsuń
  5. CALUM CHOWAJ SIE ! XD / @awh_myHoran

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaczyna się robić ciekawieee :D

    OdpowiedzUsuń