ROZDZIAŁ 17
Po całym mieszkaniu rozbrzmiał przeraźliwy huk. Zerwałam się
gwałtownie z łóżka i od razu tego pożałowałam. Poczułam w głowię tysiące przeszywających,
małych igiełek. Niemiłosierny ból głowy był pamiątką z wczorajszego wieczora,
który musiałam spędzić szaleńczo. Gdy przypomniałam sobie popołudniowe szczegóły,
niebieskookiego blondyna, zabójczego drinka i jakieś urywki wydarzeń z klubu,
pokręciłam głową z dezaprobatą. No
świetnie Alex, ale dałaś popis. Nawet nie pamiętasz do końca co wczoraj
robiłaś! – nawrzeszczałam na siebie w myślach. No właśnie! Co ja wczoraj robiłam?
Chyba nie posunęłam się za daleko prawda? Ten parszywy dupek Hemmings niech
sobie nie myśli, że jestem zadowolona ze spędzonego z nim czasu. Mam tylko nadzieję,
że zachowa poprzedni dzień w sekrecie. Nie chcę by całe miasto plotkowało o tym
jaka jestem głupia, niewychowana, niedojrzała i że mam skłonności do picia. A
jeśli rodzice.. Jeśli się dowiedzą to już nie żyję. I nici ze szkolnego balu,
który niedługo się odbędzie. Niechętnie podniosłam się z łóżka, a raczej skaturlałam
na podłogę i poczołgałam się po telefon, który leżał na biurku. Uklękłam przed
meblem i wzięłam urządzenie do rąk. Było koło dwunastej rano. Wytrzeszczyłam
oczy widząc tak późną porę. Zaraz jednak poczułam ogromny strach, widząc wiele
nieodebranych połączeń od mamy. Szybko wykręciłam numer, wytłumaczyłam się
rodzicom (oczywiście nie zdradzając co wczoraj robiłam, ściemniłam, że się
uczyłam i zasnęłam przy książce), a na koniec wysłuchałam codziennego kazania o
zdrowym odżywianiu, nauce i poprawnym zachowaniu. Gdy matka się rozłączyła
wróciłam do łóżka i zakryłam się cieplutką kołdrą. Zaczęłam masować palcami
skronie, by choć trochę złagodzić ból. Gdy po kilku minutach poczułam małą
ulgę, powieki dobrowolnie opadły na moje oczy i nim spostrzegłam, znów zapadłam
w błogi sen, w którym nie było miejsca na żadne migreny..chwilowy cały był
zajęty przez tajemniczego blondyna.
***
Poczułam coś mokrego na policzku. Podniosłam lekko głowę i
zobaczyłam, że spałam na prawej stronie, przez co obśliniłam białą poduszkę i
pół twarzy. Przetarłam zaspane oczy, mokry policzek oraz brodę. Popatrzyłam na
ciemny pokój i poczułam niepokój. Nie wiedziałam, która mogła być godzina, ale
za oknem zrobiło się już ciemniej. Cały boży dzień przespałam, lecząc tak
zwanego kaca. Wstałam tylko po południu by coś zjeść i skorzystać z toalety.
Oczywiście jak na moje szczęście comiesięczna przypadłość każdej dziewczyny,
dopadła mnie. Podejrzewam, że przez to mogłam się tak fatalnie czuć.. no i przez
wczorajszą imprezę. Przeciągnęłam się na łóżku, by po chwili odłączyć telefon
od ładowarki, wziąć go w dłoń i zejść na dół do kuchni. Byłam trochę głodna,
więc postanowiłam zjeść czekoladowe płatki z mlekiem. Musiałam wybrać coś
słodkiego, bo naszła mnie wielka ochota na cokolwiek w postaci cukru. Gdy
skończyłam konsumpcję, umyłam miskę i sprawdziłam facebooka na telefonie. Cicho
i głucho, nikt się nie odzywał. Lea nie była dostępna, a…no właśnie.. A nikogo
innego prócz ciemnowłosej nie mam. Zrezygnowana wyłączyłam tą głupią społeczną
aplikację i poszłam do pokoju. Ostrożnie położyłam się na łóżku i wsadziłam
telefon pod poduszkę. Było koło dziewiętnastej. Wiedziałam, że nie dam rady z
siebie dzisiaj już nic wykrzesać. Jutro się pouczę i trochę posprzątam. Teraz
muszę pozbyć się tego okropnego bólu głowy. Nie zważając na nic, zamknęłam oczy
i próbowałam zatonąć w innym świecie.
***
Następny dzień, czyli niedziela, zaczął się całkiem
przyzwoicie. Wstałam jak cywilizowany człowiek około dziewiątej, poszłam do
kościoła (owszem, chodzę do kościoła, tak rodzice mnie wychowali i nie
zamierzam podważać ich intencji), a potem zjadłam małe śniadanie. Przebrałam
się w jakiś szary dres i zwykłą, białą koszulkę. Włosy związałam w wysokiego
kucyka. Poszłam do pokoju, zasiadłam za biurkiem i zaczęłam robić lekcje. Gdy
po długiej godzinie zrobiłam wszystkie pisemne zadania, przeszłam do nauki
teorii. Znudzona przeglądałam podręcznik do fizyki i notowałam z boku ołówkiem
najważniejsze definicje i wzory. Co chwila spoglądałam na zegarek, ponieważ
bardzo się niecierpliwiłam. Dochodziła już siedemnasta, a rodziców nadal nie
było. Jedna część mnie, ta psychicznie wybrakowana, przewidywała już najgorsze
scenariusze, ale ta druga, bardziej normalna po prostu tęskniła na swoimi
rodzicami. Tak bardzo chciałam się przytulić do mamy, opowiedzieć jej o
wszystkim. Moje sumienie nie dawało mi spokoju, dusiłam w sobie wszystkie złe
czyny, gryzłam się sama ze sobą. Wiedziałam, że nie mogę jej powiedzieć o
swoich wybrykach, ale chciałam chociaż poopowiadać jej o szkole i trochę
ponarzekać na nadmiar nauki. Potem moglibyśmy razem z tatą obejrzeć jakiś film
i zjeść dobrą kolację. Poczułam wzbierające się łzy w oczach. W stanie, w
którym się chwilowo znajdowałam, czyli inaczej mówiąc niedyspozycji fizycznej
jak i również umysłowej, byłam bardzo rozemocjonowana. Wszystko przyjmowałam
podwójnie, ba nawet potrójnie. Każde niemiłe wspomnienie, powracało z większą
siłą, by teraz wykorzystać moją słabość. Zaczęłam myśleć, że jestem
beznadziejna, a moje niedowartościowanie znów się ujawniło. Te melancholijne, a
raczej filozoficzne rozmyślania przerwał mi dzwonek do drzwi. Ucieszona, że
moja samotność się kończy zbiegłam na dół i szybko otworzyłam. Zdziwiłam się.
Nikogo tam nie było, żadnej żywej duszy. Nikt nie stał w progu, nikt mnie nie
witał. A więc ciągle samotna.. Zmęczona
wszystkim wokół opuściłam głowę w dół i już miałam zamknąć drzwi, gdyby nie
biała koperta na wycieraczce. Jasny papier wyróżniał się, a na wierzchu równą
kursywą były wypisane moje inicjały. Rozejrzałam się wokoło. Nikogo nie było na
dworze. Nawet podjazd sąsiadów stał pusty. Lekko się przeraziłam, ale szybko
złapałam kopertę i nawet się nie odwracając zatrzasnęłam drzwi wejściowe.
Kilkakrotnie sprawdziłam czy na pewno są zamknięte na klucz, a potem poszłam do
salonu i usiadłam na kanapie. Włączyłam program muzyczny i zgłośniłam aktualną
piosenkę, ciągle obracając kopertę w palcach. Niechętnie, choć ciekawsko
otworzyłam ją, a raczej rozerwałam zaklejenie u góry. Delikatnie wyjęłam
zawartość listu. Moim oczom ukazała się kartka, a raczej coś w rodzaju papieru
fotograficznego, na którym były jakieś koślawe litery. Szybko odczytałam
dedykację. Zdezorientowana odwróciłam kartę i to co ujrzałam wstrząsnęło całą
moją osobą.
- A to skurczybyk! – wrzasnęłam na cały dom. Podniosłam się
z sofy i pobiegłam do góry. Przetarłam twarz dłonią i wróciłam z powrotem do
zdjęcia z koperty. W prawym dolnym rogu była mała, srebrna pieczątka,
przedstawiająca nutę. Przejechałam po wypukłym rogu palcem. Nie mogłam uwierzyć,
że ten dupek wysłał, a raczej przyniósł mi to do mojego własnego domu! Na
fotografii śmiałam się do obiektywu, za którym stał Lucas. Nie pamiętałam
tamtej chwili z wczoraj, Hemmingsa robiącego mi zdjęcie ani tego, że stałam na
ladzie baru. Co ja tam do cholery
robiłam? Zawstydzona odwróciłam jeszcze raz to upokarzające ujęcie mojej
osoby i ponownie odczytałam dedykację. Co to miało znaczyć? Prześledziłam ponownie
wzrokiem dziwne słowa. Nic prócz kilku zdań nie odmieniło mojego dzisiejszego
popołudnia. Zdań, które
brzmiały tak:
„I like
the summer rain
I like the sounds you make
We put the world away
We get so disconnected”
I like the sounds you make
We put the world away
We get so disconnected”
Bardzo dobrze
rozumiałam znaczenie tych słów, ale dlaczego Hemmings je zapisał akurat na tym
zdjęciu? Dlaczego zapisał je na zdjęciu, na którym byłam właśnie ja? Przecież
nic nas, a raczej mnie i jego nie łączy, tak? Wiem, że tak! Cała emanowałam
wstydem i wściekłością. Poza tym dlaczego ten dupek to zrobił? Jakby moi
rodzice to zobaczyli, chyba by mnie już nigdy z domu nie wypuścili. Albo do
zakonu oddali. Boże, ale jestem głupia.
Jak mogłam wczoraj pójść z tym niedorozwiniętym idiotą gdziekolwiek? Muszę się
trzymać od niego z daleka. Fakt, koperta pachniała jego perfumami co powodowało
tylko chęć zbliżenia do blondyna, ale mój umysł dyktował mi inne warunki. A
mianowicie po pierwsze: upewnij się, by Luke nikomu nie powiedział o waszym
wyjściu, po drugie: nigdy więcej nie bądź tak lekkomyślna i oczywiście po
trzecie: trzymaj się od Lucasa z daleka, by punkt drugi już nigdy więcej się
nie powtórzył.
***
Zestresowana szłam do sali w poniedziałkowy poranek. Zaczynałam
matematyką. Mieliśmy powtórkę przed środowym testem. Trochę się obawiałam, ale
niestety nie lekcji. Otóż bałam się Hemmingsa. Byłam wręcz przerażona, że
powiedział komuś o naszym piątkowym wyjściu. Nie chciałam by ktokolwiek
wiedział, zwłaszcza Calum. Osądzanie go o imprezowanie straciłoby teraz sens,
gdyby poznał, że sama nie jestem lepsza. Weszłam niechętnie za grupką uczniów
do klasy i zajęłam swoje miejsce. Na szczęścia nie było jeszcze błękitnookiego.
Obok mnie siedziała już rozpakowana Lea. Posłała mi ciepły uśmiech i odwróciła
się w stronę tablicy. Miałam ochotę z nią porozmawiać, chciałam jej spytać o
zadnie, choć nie byłam pewna czy mogę się jej zwierzyć w sprawie blondyna.
Walczyłam sama ze sobą, a przerwał mi dźwięk ogłaszający czas rozpoczęcia
lekcji. Nauczyciela jeszcze nie było, a spóźnialscy wpadali zdyszani do klasy.
Tylko jeden wszedł spokojnie i stanął w drzwiach. Lucas nigdzie się nie
śpieszył, choć było już po dzwonku. Spokojnie ruszył przez klasę rozglądając
się po pomieszczeniu. Cały ubrany na czarno, podkreślił jasne włosy. Niebieskie
oczy spotkały się wraz z moimi. Poczułam chęć spuszczenia oczu w dół, ale on
nagle posłał mi ten jeden ze swoich głupkowatych uśmieszków. Teraz już w stu
procentach wiedziałam, że mam przechlapane. On
na pewno komuś powiedział. Inaczej by się tak idiotycznie nie uśmiechał! –
myśli kłębiły się w mojej głowie. Luke nie zatrzymując się ani nie odrywając
ode mnie łobuzerskiego spojrzenia, zajął miejsce w ławce za mną. Pamiętaj o trzech warunkach, pamiętaj o
trzech warunkach! – powtarzałam sobie to jak mantrę. Do moich nozdrzy
dotarł zapach jego perfum. Zaraz, zaraz, o czym miałam pamiętać…? Skup się do cholery Alex, trzy warunki!
***
Po tej jakże ciekawej lekcji matematyki poszłam do szafki wziąć
książki potrzebne na następnej lekcji. Wszystkie ważne rzeczy wsadziłam do
torby, a potem zaczęłam szukać telefonu w kieszonkach. Przerwał mi czyjś
śmiech. Spanikowana odwróciłam się i ujrzałam na drugim końcu korytarza
opartego o jakieś szafki Hemmingsa. Uśmiechał się w ten sam sposób co wcześniej
i taksował ciekawsko moją osobę. Miałam już go dość. Na lekcji matematyki też
się na mnie patrzył, czułam to. Chociaż siedział za mną wiedziałam, że wciąż
się uśmiecha i sobie ze mnie drwi. Chciałam już to przerwać i upewnić się, że
nikt nie dowie się o mich wybrykach. Odwróciłam się od chłopaka zalana
rumieńcem i zatrzasnęłam szafkę. Wróciłam do wcześniejszej pozycji z bojowym
zamiarem, by ruszyć w stronę chłopaka i na niego nawrzeszczeć, ale patrząc w to
samo miejsce co przed chwilą nikogo tam nie ujrzałam. Zaczęłam się zastanawiać
czy nie mam omamów. On tam przecież stał!
Co jest ze mną nie tak? – krzyczała moja podświadomość. Całkowicie
sfrustrowana poszłam na górę, na kolejną lekcję.
***
- Jak Ci minął weekend? – spytała Lea gdy usiadłyśmy przy
naszym stoliku w stołówce.
- Ymm…w porządku – zawahałam się – a twój?
- Nieźle – zaśmiała się – Sophie wyjechała, więc miałam
chwilę spokoju. Przez całą sobotę i niedzielę praktycznie nic nie robiłam… no
może oprócz zajrzenia do książek i pouczenia się trochę. Odpoczęłam i naprawdę
mi to służy – powiedziała cała rozpromieniona. Dzisiaj była ubrana w czerwoną,
rozkloszowaną spódniczkę i czarną koszulkę. Pluszowy sweter nadawał ubiorowi
charakteru, czyli wyróżniał dziewczynę spośród innych, tak samo ubranych
nastolatek.
- To dobrze – powiedziałam i popatrzyłam w swoje drugie
śniadanie.
- Lex, co jest? – zapytała zmartwiona i przybliżyła się do
mnie.
- Co?! Nie, nic – powiedziałam i jeszcze bardziej opuściłam
głowę w dół, bo do stołówki weszła Święta Trójca, co wiązało się z kolejnymi spojrzeniami
Lucasa.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak! Kochanie, wiesz, że
możesz mi zaufać? – powiedziała i lekko złapała mnie za dłoń.
- Tak, wiem, ja, ja po prostu się trochę wstydzę –
powiedziałam cicho, czego Whitman mogła nie usłyszeć.
- Mnie? – jednak usłyszała.
- Nie-e – jąkałam się – siebie.
- Dlaczego?
- Bo zrobiłam coś głupiego – nie patrzyłam kruczowłosej w
oczy.
- Co takiego? – wyglądała na zatroskaną.
- Ja, ja po prostu… – zaczęłam, ale przerwał mi czyjś głos.
- Siemanko dziewczyny – pomiędzy mnie, a Leę usiadł Michael.
Miał biało-czarną koszulkę z napisem „Idiot”, a jego włosy przybrały nową barwę,
to znaczy czarną z białym irokezem na środku. Zmierzyłam go wzrokiem i
podziękowałam mu w duchu, że uratował mnie przed odpowiadaniem na pytania
przyjaciółki. Potem jednak pożałowałam swojego zachwytu obecnością Clifforda,
bo to się wiązało z wizytą Luke’a przy naszym stoliku. Calum gdzieś zniknął,
więc pojawił się tylko blondyn, który z uśmiechem usiadł na przeciwko Lei,
czyli obok mnie. Posłał mi swoje typowe spojrzenie i oparł łokieć na metalowym
blacie.
- Cześć Mikey – powiedziała brunetka, na co kopara mi
opadła. Mikey?! Że co? Co przegapiłam? Tak
byłam zajęta sobą i moimi problemami, że przeoczyłam coś z życia przyjaciółki.
Ale ze mnie egoistka.
- Co tam u was laski? – powiedział Mike, ale to pytanie
raczej było skierowane do mojej towarzyszki. Spuściłam wzrok i podziwiałam moje
jakże olśniewające kolana. W momencie, gdy ruszając głową, wprawiłam powietrze
w ruch, poczułam zapach perfum Hemmingsa wymieszany z zapachem papierosów. To
właśnie była jego woń. Zawsze mogłam go rozpoznać właśnie po tej cudownej
mieszance. Sprzedałam sobie mentalnego liścia i dalej patrzyłam na swoje nogi.
- Dobrze, a u was laski? – Lea przedrzeźniła Michaela.
Usłyszałam jego gardłowy śmiech, a potem odpowiedział coś swojej rozmówczyni na
ucho. Ta tylko pisnęła głośno i walnęła Clifforda w ramię.
- Jak minął weekend tancerko? – głos Lucasa rozbrzmiał echem
w mojej głowie. Gwałtownie na niego popatrzyłam. Ujrzałam chłopaka, który
opierał głowę na jedne ręce i spoglądał ciekawsko w moją stronę. Lea i Mike
byli tak zajęci sobą i jakąś wymianą przeciwnych sobie racji, że nawet nas nie
zauważali. Niestety gorący i irytujący blondyn mnie dostrzegał. Postanowiłam go
zignorować. Odwróciłam się lekko w drugą stronę i zaczęłam udawać, że coś bardzo
namiętnie obserwuję. Po chwili poczułam silną rękę na kolanie pod stołem.
- Zadałem pytanie, więc masz odpowiedzieć – powiedział przez
zaciśnięte zęby Luke. Momentalnie podskoczyłam, żeby pozbyć się dłoni intruza,
która okalała moje kolano. Oczywiście przy tym wyczynie walnęłam nogą w stół,
co spowodowało ogromny ból i wyrwanie z transu Whitman oraz Clifforda.
Instynktownie się podniosłam, zebrałam swoje rzeczy i pobiegłam do szkoły.
Musiałam to zrobić, ponieważ nie chciałam się rozpłakać przy wszystkich. Nie
mogą wiedzieć, że jestem miękka i ból kolana doprowadza mnie do łez..oraz
przyczyna tego bólu, czyli mój koszmar Luke Hemmings.
***
- Margaret dzisiaj na mnie nakrzyczała – powiedział Ashton i
zrobił smutną minę. Właśnie siedziałam w Arizonie i popijałam gorącą czekoladę.
Po pracy w antykwariacie postanowiłam na chwilkę pójść do kawiarni i coś wypić,
by potem pełna energii wrócić do domu i dalej uczyć się na test z matematyki.
- Co zrobiłeś? – zaśmiałam się. To bardzo fajna sprawa mieć
kogoś na świecie, kto zawsze cie rozbawi. Tą cudną osobą jest właśnie Irwin,
który wytwarza pozytywną energię w moim życiu.
- Chciałem pomóc jej w kuchni, więc kazała mi pilnować
ciastek w piekarniku. Ja się no, no zagapiłem – zawstydził się. – A potem to
już tylko podziękować Panu Bogu, że kawiarenka nie spłonęła jednym wielkim ogniem.
Margaret bardzo się zdenerwowała. Nie wiem jak ją ułagodzić – zakończył swoją
wypowiedź.
- Przeproś – powiedziałam, a na myśl od razu przyszedł mi
Hood… Odpędziłam go na koniec umysłu i popatrzyłam w pełne nadziei oczy Ash’a.
- Masz rację Lex..masz rację – wstał gwałtownie z krzesełka
obok mnie i pobiegł do kuchni. Dzisiaj ruch w lokalu był bardzo mały. Oprócz
mnie w kawiarni była jeszcze tylko jedna para, która siedziała z tyłu pomieszczenia
i piła koktajl przez jedną słomkę. Jakie to banalne, ale też i urocze.
Westchnęłam, wzruszyłam ramionami i popatrzyłam w stronę otwierających się
drzwi. Moim oczom ukazała się Lea. Wpadła jak błyskawica i od razu usiadła
naprzeciwko mnie.
- Alex! Dlaczego dzisiaj tak dziwnie zachowywałaś się na
długiej przerwie? – nie owijała w bawełnę.
- Normalnie – odburknęłam trochę niemiłym tonem i napiłam
się czekolady.
- Co się dzieje? Zaczynam się martwić! – powiedziała, a ja
już dłużej nie mogłam. Musiałam się komuś zwierzyć. Dlaczego więc nie swojej
przyjaciółce?
- Spotkałam się w piątek z Luke’iem – wydusiłam cicho słowa.
- Hemmingsem? Ale on Cie przecież denerwuje – zdziwiła się
brunetka i przybliżyła się do mnie, byśmy mogły prowadzić dyskretną rozmowę.
- Tak, a poza tym myślałam to samo o tobie i Cliffordzie –
powiedziałam, na co dziewczyna trochę się zarumieniła.
- My, my się po prostu nie kłócimy – powiedziała zmieszana.
- Nieważne, przepraszam, nie powinnam z tym wyskakiwać.
- Opowiedz mi o tym waszym spotkaniu. Czy on coś Ci zrobił?
– przeraziła się Lea.
- Nie, oczywiście, że nie – powiedziałam pewna siebie,
chociaż w ogóle nie rozważyłam opcji, którą proponowała przyjaciółka. Będąc sam
na sam z Lucasem przecież mógł się dopuścić najgorszych czynów.. Sama nie wiem
dlaczego, ale wierzyłam, że nie jest do takich rzeczy zdolny. W pewien sposób
był wtedy dla mnie miły… W pewien.
- Więc co się stało? – niecierpliwiła się dziewczyna.
- Po prostu trochę się napiłam i nie pamiętam wszystkiego co
robiłam. Dostałam wczoraj list, w którym było zdjęcie. Moje zdjęcie.
- I co tam robiłaś? – wiedziałam, że dziewczyna aż kipi z
ciekawości.
- Tańczyłam na ladzie baru i zwyczajnie nie byłam sobą. Nie
wiem co we mnie wstąpiło – przewróciłam oczami. – A nie, czekaj, wiem. Alkohol
– powiedziałam udając zaskoczenie.
- I to tylko tyle? – zdziwiła się czarnowłosa.
- Tylko? A co jeśli on komuś to powie? Umrę ze wstydu! A
jeśli rodzice się dowiedzą? Wtedy to na pewno umrę, ale już nie z upokorzenia –
westchnęłam.
- Chcesz, żebym z nim porozmawiała? Albo z Mike’iem?
- Nie..znaczy tak, ale nie chcę, by oni wiedzieli, że ja
chcę.
- Woah, Alex, ty to jesteś świetna w tworzeniu logicznych
zdań – zaśmiała się. – W porządku wypytam Clifforda i ewentualnie Luke’a.
- Nie! Nie rozmawiaj z Hemmingsem – prawie krzyknęłam. – On
nie może się domyślić. Sprawdź tylko czy ma więcej moich zdjęć.. Jeśli to
oczywiście nie problem.
- Kochaniutka, rozmawiasz z mistrzynią intryg – zaśmiała się
triumfalnie. – Wszystkiego się dowiem i to w taki sposób, że oni nawet nie
dowiedzą się, że grzebiemy w ich rzeczach.
- No dobrze, ufam Ci. I dziękuję, cudowna jesteś –
powiedziałam i przytuliłam przyjaciółkę.
- Tak, wiem, wiem. Mniej gadania, więcej czynów. Pozwalam Ci
postawić mi gorącą czekoladę w ramach wdzięczności – powiedział żartobliwie,
ale ja przytaknęłam.
- Już biegnę do Ashtona! – powiedziałam i wstała z miejsca,
rozmasowując bojące kolano. Uśmiechnęłam się do siebie. Poczułam ulgę, że
podzieliłam się choć trochę swoim ciężarem z innym człowiekiem. I to nie z byle
kim. Z moją kochaną przyjaciółką.
@foreverciastko